IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Florence & Gavin #4

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Florence & Gavin #4 Empty
PisanieTemat: Florence & Gavin #4   Florence & Gavin #4 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 3:08 am

/ jakiś czas po ostatnim!

Od jakiegoś czasu Florence miała spokój. Wyglądało na to, że Gavin wreszcie odpuścił i wrócił do swojego życia, choć nie słyszała, by wyjeżdżał, więc pewnie dalej okupywał nowojorskie bary i schlewał się w trupa. Cóż, jego wybór. Z jednej strony poczuła ulgę, że nie musi go już widywać, a z drugiej znów za nim tęskniła. Wraz z jego powrotem do Nowego Jorku dawne uczucia wróciły i choć Florence nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą - wciąż go kochała.
Tego dnia Creightonówna miała wyjątkowo smętny humor. Kolejna rocznica ich pierwszej randki. Jeszcze dwa lata temu byłby to najlepszy dzień w roku, a teraz...? Zaraz po pracy Florence zaszyła się w domu z butelką wina i przeglądała album z ich starymi zdjęciami. Gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś powiedziałby jak potoczy się jej związek, nigdy by nie uwierzyła. A jednak siedziała tu sama, rozmyślając i gdybając nad tym, co by było, gdyby Gavin jednak został w mieście, a nie uciekł jak ostatni tchórz. Westchnęła, przewracając kolejną kartę albumu i upiła większego łyka z kieliszka, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Nie miała ochoty nikogo widzieć, więc siedziała cicho, ale dzwonienie do drzwi nie ucichło, wręcz robiło się coraz bardziej upierdliwe, więc odłożyła album na bok i ruszyła otworzyć.


Po ostatnich zajściach, Gavin postanowił dać Florence trochę przestrzeni. Gdyby to o niego chodziło, zapewne chętnie nachodziłby ją codziennie, licząc, że to coś zmieni, ale rozsądek podpowiadał mu, że jednak odniosłoby to efekt odwrotny od oczekiwanego. Postanowił jej dać trochę czasu na przemyślenia, licząc, że kiedy emocje opadną, trochę łatwiej będzie im się dogadać.
W końcu jednak nadeszła rocznica ich pierwszej randki i Gavin nie mógł przejść obok tego obojętnie. Mimo że nie byli razem, wciąż kochał Florence i taki dzień był idealny, żeby jej to okazać. Przy okazji liczył na to, że powrócą wspomnienia i dziewczyna przypomni sobie o tym, ile razem przeżyli i ile ich łączyło i może to sprawi, że spojrzy na Sinclaira przychylniejszym okiem. Uzbrojony w piękny bukiet kwiatów, czekoladki i ulubione perfumy Flo udał się do mieszkania panny Creighton-Stuart. Nie wypadało się pojawić z pustymi rękami, zwłaszcza jeśli przychodził się kajać. Na szczęście fakt, że szanowna małżonka opłacała wszystkie rachunki (chociaż taki był z niej pożytek. Gavin zaczął to traktować jako pobieranie podatku od znoszenia jej osoby) pozwolił mu odłożyć trochę pieniędzy, dzięki czemu nie zjawił się u Flo w ich rocznicę goły i wesoły. Gdy przybył na miejsce, zadzwonił do drzwi i cierpliwie czekał. Reakcję dziewczyny mógł z grubsza przewidzieć, ale liczył na to, że mimo wściekłości go od razu nie przegoni.


Może i emocje trochę opadły, ale... Czego Gavin tak naprawdę od niej oczekiwał? Florence nie była typem kobiety, którą zadowoli bycie czyjąś kochanką. Sinclair miał żonę i nawet, jeżeli ich małżeństwo było tak beznadziejne jak twierdził, to nie zmieniało jego statusu. Należał do kogoś innego. A Flo zasługiwała na to, by mieć faceta, z którym będzie mogła pokazać się w miejscu publicznym, bez obawy, że ktoś ich zobaczy, że zmieszają ją z błotem, bo odbija komuś męża. Nie wspominając już o tym, że już raz złamał jej serce i nie chciała pozwolić, by taka sytuacja powtórzyła się w przyszłości.
Gdy Florence otworzyła drzwi, ujrzała tam oczywiście Gavina.
- Pomyliłeś adresy - odparła zamiast przywitania. Była zdziwiona. Chwilę temu akurat o nim myślała, przeglądając ich stare zdjęcia, a teraz zjawił się pod jej drzwiami? Czemu miała wrażenie, że nagle stała się bohaterem filmu Beetlejuice, z tą różnicą, że wywołała Gava myślami? Cóż, chyba wypiła o jeden kieliszek za dużo, że pojawiają się u niej tak dziwaczne myśli.
- Raczej nie mieszkasz w tej dzielnicy - nie pytała skąd u niego te kwiaty. Przecież to był tylko zwykły zbieg okoliczności, nie?


Wiadomo, że sytuacja z byciem kochanką była nieidealna i sam Gavin nie chciał takiego obrotu sprawy. Przede wszystkim chciał się dowiedzieć, czy Florence w ogóle jest w stanie mu wybaczyć. Bardzo chętnie od razu rozwiódłby się z żoną, ale póki co nie miał ani rodziny, ani Flo, więc gdyby teraz postawił wszystko na jedną kartę, zostałby z niczym. Decyzja o rozwodzie nie była łatwa, ale chętnie by się jej podjął, gdyby tylko wiedział, na czym stoi i gdyby mógł mieć nadzieję na naprawę relacji z Flo.
- To niemożliwe. Taka urocza osóbka mieszka tylko w jednym miejscu – odparł, niezrażony tym chłodnym powitaniem. Spodziewał się takiego obrotu sprawy, więc zbytnio go to nie zdziwiło. Doskonale znał upór Florence.
- Nie, dlatego nie będę udawał, że przechodziłem obok i pomyślałem, że wpadnę – powiedział szczerze. Przyjechał tutaj z jednego powodu i nie widział sensu w jego ukrywaniu. – Dzisiaj jest rocznica naszej pierwszej randki – dodał, jakby to wszystko wyjaśniało i pewnie w istocie tak było. – To dla Ciebie z tej okazji – powiedział, wręczając jej kwiaty i torebkę z resztą fantów.


Może i niektórym bycie kochanką na jakiś czas by odpowiadało, ale na dłuższą metę raczej każda kobieta by wymiękła. Florence w ogóle nie wyobrażała sobie, by miała być "tą drugą kobietą". Gavin był obecnie dla niej poza zasięgiem. A przynajmniej tak sobie wmawiała...
- Świetnie. A teraz powiedz mi, czego nie zrozumiałeś z naszego ostatniego spotkania, a wyjaśnię Ci to powoli jeszcze raz - powiedziała, o dziwo wcale nie podnosząc głosu. Była już trochę zmęczona krzyczeniem na niego. Bo niby co by to zmieniło? Jak widać, Gavin w dalszym ciągu nie łapał aluzji, ani nawet tego, że mówiła mu wprost, żeby więcej jej nie nachodził. Nie docierało i stał przed nią teraz jako tego żywy dowód.
- Gavin przestań. Po prostu... przestań - rzuciła, przymykając na chwilę oczy. Nie mogła uwierzyć, że wciąż o tym pamiętał. Z drugiej jednak strony... - Nie było cię przez rok. 365 dni bez spotkania, telefonu, albo chociażby głupiego smsa. Zdążyłeś wziąć ślub! Więc proszę, nie próbuj udawać, że rocznica pierwszej randki związku, który od roku nie istnieje ma dla ciebie jakiekolwiek znaczenie - powiedziała, wbijając w niego spojrzenie. Nie wiedziała o co mu chodziło. Robił to specjalnie by jeszcze bardziej ją zranić?


W końcu nic zabawnego było w posiadaniu faceta, który niby z tobą był, a potem i tak wracał do domu do jaśnie małżonki. Nawet jeśli nie zależało mu na żonie, to takie zachowanie zdecydowanie podchodziło pod granie na dwa fronty.
- Wiesz, niby mówisz jedno, ale twoje zachowanie mówi co innego – odparł, robiąc aluzję do nocy, którą spędzili razem. – Co wciąż pozwala mi mieć pewną nadzieję – dodał jeszcze. Cóż, jak Gavin wbił sobie już coś do głowy, nie było odwrotu. Kiedyś zrobił tak z myślą, że wyjazd z Nowego Jorku będzie dla niego najlepszym rozwiązaniem, teraz najwidoczniej miał takie przekonanie na temat związku z Florence.
- Słuchaj, przykro mi, w porządku? – powiedział niecierpliwie, gdy już skończyła przedstawiać mu swoje zarzuty. – Może powinienem zabrać Cię ze sobą. Może powinienem Ci zaproponować, żebyś ze mną wyjechała. W tamtym momencie wyjazd wydawał mi się jedynym rozwiązaniem. Nie mogłem wytrzymać tej presji. Dusiłem się tutaj. Nie było to może zbyt mądre, ale gdybym tu został, chyba bym oszalał – zdobył się na szczere wyznanie. – Ale znam Cię i wiedziałem, że nie chciałabyś wyjechać. Nie fair z mojej strony byłoby stawiać Cię przed wyborem ja albo całe Twoje życie, które tutaj masz. Dlatego zdecydowałem za Ciebie. Przykro mi, że tak Cię zraniłem.
Zdawał sobie sprawę, że jego słowa nie wymażą minionego roku i tego wszystkiego, co tak zabolało Florence, ale być może spojrzenie na wszystko z jego perspektywy pozwoli jej go choć trochę zrozumieć.
- Wróciłem tutaj oczekując odnowienia kontaktu z Tobą, ale zapomniałem o jednej rzeczy. Do tej pory nigdy tak naprawdę Cię nie przeprosiłem, więc robię to teraz. Przepraszam za wszystko, co spotkało Cię z mojego powodu – powiedział poważnie. Może i bywał mistrzem bezmyślności, ale nie przez cały czas. Poza tym, chciał się postarać dla Florence.
- I nie mów, że nasz związek nic dla mnie nie znaczył. Wiem, że zachowałem się, jakby tak było, ale to nie jest prawda. To jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę coś dla mnie znaczyły.


- O czym ty w ogóle mówisz? Człowieku, ty masz żonę! I jasno Ci powiedziałam, że niczego między nami nie ma i nie będzie - bolało ją już samo mówienie tego na głos, ale taka była prawda. Florence nie chciała i nie miała zamiaru być "tą drugą". Gavin powinien wcześniej zastanowić się co, a przede wszystkim kto, jest dla niego ważniejszy. Może gdyby wrócił do Nowego Jorku jako kawaler, sytuacja wyglądałaby inaczej i jakoś udałoby mu się udobruchać Flo. Niestety, nie miał na to za bardzo szans, nie w takiej sytuacji. Słuchała tego, co miał jej do powiedzenia w ciszy, ale w pewnym momencie nie wytrzymała.
- Ty byłeś moim życiem! - rzuciła, kolejny raz poległa w swoim postanowieniu, by nie okazywać mu słabości. - Ważną jego częścią. Nie miałeś prawa decydować za mnie, bo uroiłeś sobie, że tak będzie dla mnie lepiej - może i szczerość była lepszą opcją niż kłamstwo, ale nie zmieniało to faktu, że i tak nie podobało jej się to, co słyszała. No, ale chyba niczego innego się po nim nie spodziewała. Wciąż uważał, że dobrze zrobił.
- Tak samo jak nie masz prawa wrócić po rocznej nieobecności pod moje drzwi oczekując, że będzie jak dawniej. Bo nie będzie - starała się, by przekazać mu wszystko jasno i wyraźnie. Może wreszcie zrozumie i przestanie ją dręczyć swoją obecnością.
- Przyjmuję do wiadomości przeprosiny, doceniam szczerość, ale to dalej niczego nie zmienia - chciałaby, żeby było inaczej, ale niestety. Wciąż miał żonę. Zostawił ją, zawiódł jej zaufanie. Nieważne, że hajtnął się dla pieniędzy. - I jeśli faktycznie kiedykolwiek coś dla Ciebie znaczyłam, to zostawisz mnie w spokoju - ciężko jej było to mówić, ale tak będzie lepiej. Mimo tego, co jej zrobił, wciąż wiele dla niej znaczył i nie ufała sobie w jego obecności.


- Niestety jeszcze mam – westchnął ciężko. Gdyby miał jakiś sposób na wyciągnięcie pieniędzy od małżonki przy rozwodzie, wniósłby pozew jeszcze tego samego dnia. Tak się jednak złożyło, że póki co był od niej zależny finansowo, więc ta opcja nie wchodziła w grę. Żeby rozpocząć proces uwalniania się od żony, Gavin musiał najpierw pogodzić się ze swoją rodziną, a to w praktyce okazało się bardzo trudne do osiągnięcia.
- Jako część Twojego życia nie miałem również prawa rujnować jego pozostałej części – powiedział w odpowiedzi. Zgoda, nie powinien decydować za Florence, ale prosząc ją, by z nim wyjechała, również w pewien sposób podjąłby za nią decyzję, a przynajmniej ją do niej zmusił.
- Zgadzam się, to był mój błąd. Nie powinienem się tak zjawiać bez zapowiedzi – przyznał, chociaż nie bardzo widział inne rozwiązanie. Gdyby próbował wcześniej ostrzec Florence przed swoim powrotem, pewnie nigdy nie udałoby mu się z nią porozmawiać. Zdawał sobie jednak sprawę, że była to nienajlepsza taktyka.
Po jej deklaracji milczał przez chwilę, zastanawiając się, co dalej.
- Dobrze – odparł w końcu. – Zrobię to, jeśli tego sobie życzysz. Ale czy jesteś absolutnie pewna, że właśnie tego chcesz? – spytał. Rozumiał, że pod wpływem emocji wywołanych jego widokiem chciała się go pozbyć raz na zawsze, ale jeśli istniała szansa, że coś jeszcze do niego czuła, może zmieni swoją decyzję.


Zamiast kombinować jak tu wyciągnąć pieniądze od małżonki, by móc się z nią potem rozwieźć, Gavin wziąłby się lepiej za normalną pracę. Jako makler, miał szanse sporo zarobić, no ale po co, skoro lepiej bogato się ohajtać... Widać los bywa jednak złośliwy i w pakiecie z pieniędzmi dał mu największe przekleństwo, czyli Mirandę (nie mylić z Mirindą, która bywa nawet dobra...), która powoli zatruwała mu życie. Tak to jest, jak chce się w życiu zarobić, ale się nie narobić.
- Nie sądzę, by wyjazd z Nowego Jorku na rok zrujnował moje życie, ale jak uważasz - jego argumenty nie bardzo do niej przemawiały. Gavin wciąż nie chciał przyznać, że popełnił błąd, zostawiając ją bez słowa. Bo tak właśnie było. I na siłę próbował się usprawiedliwiać, że niby dobrze zrobił. Gówno prawda. Flo tego po prostu nie kupowała.
- Już nawet nie chodzi o samo pojawienie się bez zapowiedzi, a o to, czego wymagasz po tym co zrobiłeś - nie chciała prawić mu morałów, ani wiecznie wałkować tego samego tematu, ale chyba tak musiało być.
- Tak - odparła, choć jej serce krzyczało zupełnie inną odpowiedź. Uważała, że tak będzie po prostu lepiej - kiedy Gavin będzie się trzymał od niej z daleka. Miał żonę, więc i tak był poza jej zasięgiem. Obojętnie czego by na temat swojego małżeństwa nie mówił, jego słowa niczego nie zmieniały.


Rok nieobecności w Nowym Jorku zniwelował szanse Gavina na zatrudnienie. Musiał od nowa zaznajomić się z tendencjami panującymi na lokalnej giełdzie, bo w branży, gdzie wszystko może diametralnie zmienić się z dnia na dzień, rok zdawał się być okresem czasu niemal tak długim jak cały wiek. Dopóki tego nie nadrobi pozostawało mu jedynie bycie utrzymankiem. Kto wie, może będzie nawet mógł sobie to wpisać do CV.
- A kto mówił o roku? Planowałem go na o wiele dłużej i nie sądziłem, że mogę od ciebie wymagać, żebyś porzuciła całe swoje życie na bliżej nieokreślony czas – powiedział. Rozumiał, że miała mu to za złe, ale gdyby stało się inaczej i by z nim wyjechała, to i o to miałaby do niego pretensje. Może nie od razu, ale z biegiem czasu pewnie zaczęłaby czuć rozżalenie przez swoją decyzję wyjazdu, co negatywnie odbiłoby się na ich związku.
- Myślałem, że może uda nam się to przedyskutować i znaleźć rozwiązanie. Liczyłem chyba na to, że wciąż coś do mnie czujesz, ale widocznie się przeliczyłem – stwierdził gorzko. Nie miał zamiaru kolejny raz wywlekać ich wspólnie spędzonej nocy. Nawet jeśli wydawało mu się, że coś znaczyła, to Flo równie dobrze mogła chcieć jedynie get it out of her system i tyle.
- W takim razie zostawię Cię w spokoju, skoro najwyraźniej tylko tego ode mnie chcesz – powiedział, bo nie widział sensu w dalszych naleganiach, skoro zdawały się tylko bardziej zrażać do niego Florence. – Do widzenia – zakończył sztywno, przybierając oficjalny ton, skoro dziewczyna najwyraźniej nie życzyła sobie żadnych poufałości. Spojrzał na nią ostatni raz, po czym odwrócił się i odszedł.

/zt x2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Florence & Gavin #4
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Gavin
» Florence & Gavin #1
» Florence & Gavin #2
» Florence & Gavin #3
» Klub the 40/40 {Florence & Gavin} 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: