IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Florence & Gavin #2

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Florence & Gavin #2 Empty
PisanieTemat: Florence & Gavin #2   Florence & Gavin #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 3:04 am

Gavin w swoim niezbyt trzeźwym stanie umysłu postanowił skorzystać z rady Florence dosyć dosłownie. Jak pomyślał, tak też zrobił i zadzwonił po taksówkę i po kilkunastu minutach jazdy znajdował się u Flo pod domem. Wszedł na górę i zadzwonił do drzwi, czekając, aż dziewczyna mu otworzy.
- Hello, it is I - oznajmił, kiedy drzwi otworzyły się i Florence stanęła na progu. Jak widać gramatyka Gavina nieco ucierpiala od oparów alkoholu. - Mówiłaś, żeby do Ciebie nie pisać, to przestałem i oto jestem - dodał, wskazując na siebie zamaszystym gestem. - Przynoszę prezenty - dorzucił jeszcze, wyciągając w jej stronę butelkę alkoholu. Niech sobie nie myśli, a co! Gav ma gest.


Gdyby Florence wiedziała, że spławienie go przez telefon zaskutkuje pojawieniem się przed jej drzwiami, pewnie od razu olałaby jego smsy. Ale nie potrafiła. Mimo, że ją zranił, jakoś tak podświadomie nie potrafiła go zignorować. No to teraz po otwarciu drzwi miała niespodziankę w postaci pijanego (tak, znowu!) Gavina. Oh, well...
- Nie chcę z Tobą gadać, więc wywnioskowałeś, że masz wpaść? Czy alkohol już całkiem wypalił ci mózg? - rzuciła, krzyżując ręce na piersiach. Niech sobie nie myśli, że tak łatwo ulegnie i wpuści go do środka. Zasłużył na to, by zostać skopanym w jaja przez Pudziana czy innego Kliczko, a nie na takie gościnności. - Wyjechałeś, zacząłeś nowe życie, rozumiem to. Ale po tym wszystkim jesteś mi winny chociaż zostawienie mnie w spokoju - he owed her at least that much, damn it!


Skoro Gavin przez własną głupotę pozbawił się swojego otp, czyli naturalnie Flovina, pozostawał mu tylko szip Gavin/alkohol. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, tak to już w życiu bywa.
- Moja logika jest bez zarzutu - wybełk...to znaczy powiedział Gavin, z wyrzutem spoglądając na Florence. No, przynajmniej na tyle, na ile pijacko przekrwione oczy pozwalały na okazywanie wyrzutów.
- To właśnie jest problem - powiedział, poważniejąc. - Nie mogę o Tobie zapomnieć. Nie mogę zostawić Cię w spokoju.


Florence pewnie z jednej strony czuła swego rodzaju satysfakcję, że mimo wyjazdu i ślubu wcale nie był bez niej szczęśliwy. Ale z drugiej strony, nie była tak zawistną osobą i mimo wszystko Gav do niedawna był bardzo ważny w jej życiu i nie potrafiła życzyć mu źle. Jakkolwiek to jak ją potraktował bolało.
- Tja, właśnie widzę - przewróciła teatralnie oczami. Czy on w ogóle bywał jeszcze trzeźwy, czy tylko ją spotykała ta wątpliwa przyjemność rozmów z jego pijaną osobą? - Czy ty czasem trzeźwiejesz, czy to jakiś Twój nowy styl życia? - ona tam nie wie gdzie on się szlajał przez miniony rok, więc...
- Bardzo zabawne, Gavin. Zostawiłeś mnie i wyjechałeś cholera jedna wie gdzie, a teraz nagle twierdzisz, że nie możesz o mnie zapomnieć? Idź wytrzeźwieć i zostaw mnie w spokoju - rzuciła, starając się zamknąć drzwi, ale pewnie na darmo, bo jak wiadomo pijanego nie tak łatwo się pozbyć.


Gavin podświadomie wiedział, że ma to, na co sam sobie zapracował i zasłużył. Gdyby nie był takim tchórzem, obawiającym się poważniejszych obowiązków, pewnie teraz byłby mężem albo przynajmniej narzeczonym Flo, a teraz czekała na niego w domu tylko anorektyczna fanka liposukcji, która uwielbiała zatruwać jego życie.
- Widzisz, Florence, alkohol jest jak wróg - zaczął filozoficznie. - Trzeba go lać w mordę - dokończył zaraz, niezmiernie z siebie zadowolony. Tak, Gavin postanowił w pełni zaakceptować swój nowy lajfstajl menela.
- Byłem głupi. Jestem głupi. Popełniłem błąd, którego będę żałować do końca życia - wyrzucił z siebie. Kiedy Flo próbowała zamknąć drzwi, zablokował je, chwytając ręką.


Cóż, nie ma co zaprzeczać, że Gaivin sam sobie zgotował ten los. W dodatku nie miał na tyle przyzwoitości, by jednak zostawić biedną Flo w spokoju, tylko zaczął ją nawiedzać. Na co tak właściwie liczył? Miał żonę, inne życie, nie było go z rok... Nie miał prawa tego robić, ale jak wiemy faceci rzadko kiedy zachowują się racjonalnie. O przyzwoitości to nie wspomnę.
- Jak tak dalej pójdzie trafisz na odwyk - w najlepszym wypadku. W najgorszym wyląduje w rynsztoku razem z innym menelem, czy zaćpaną dziwką. Uroczy obrazek.
- Nie. Nie masz prawa mnie nachodzić i mówić mi takich rzeczy - zaczęła kręcić głową, chcąc go nie słyszeć. Ale słyszała i to wszystko bardzo dobrze do niej docierało. Tyle czekała na te jego słowa, na jego powrót... Ale on nie nastąpił aż do niedawna. Teraz, kiedy obrazek, na który podświadomie tyle czekała wreszcie się spełnił, wcale nie była zadowolona. Miał żonę, miał swój świat, zostawił ją. Nie mogła mu wybaczyć.
- Nie chcę tego słuchać - kłamała i nie. To wszystko bolało, bo wiedziała, że nawet mimo szczerych chęci naprawienia wszystkiego, Gav dalej miał w domu żonę i ona tak po prostu nie zniknie. Nie cofną tego co się stało. To wszystko było bez sesu.


Faceci często nie myślą logicznie, zwłaszcza kiedy przemawia przez nich alkohol, a sądząc po zachowaniu Gava, tak właśnie było. Gdyby Flo podeszła bliżej, na pewno usłyszałaby te bezeceństwa, jakie wódka szeptała Gavinowi do ucha.
- A będziesz mnie wtedy odwiedzała? - spytał z nadzieją. Nie ma to jak mieć priorytety. Nieważne, że będzie miał marskość wątroby, ważne, żeby Flo go odwiedzała.
- Wiem, wiem - odparł, bo przecież nie był aż takim dupkiem, pijany czy nie. - Ale nic nie mogę na to poradzić. To jest silniejsze ode mnie - przyznał, zresztą zgodnie z prawdą. Próbował o niej zapomnieć, ale nic to nie dało.
- Rozumiem, naprawdę - zapewnił ją. - Ale to wszystko, co mam. To, że czasem Cię zobaczę... To jedyna rzecz, która utrzymuje mnie na powierzchni.


- Nie - chociaż pewnie czasami by odwiedziła. Najlepiej tak po cichu, żeby tylko popatrzeć przez jakąś szybę jak sobie radził.
- Nie - rzuciła, nie ruszając się jednak z progu. Bała się, że wykorzysta chwilę nieuwagi i wbije jej do mieszkania, a wtedy w ogóle ciężko jej będzie się go pozbyć. - Przestań, Gavin - trzeba przyznać, że trochę to do niej docierało. Ale było to o tyle cięższe, że nawet gdyby chciała i spróbowała dać mu szansę, to on nadal miał żonę, więc nic między nimi nie mogłoby być. Dlaczego musiał to wszystko komplikować i znów próbować wejść z butami w jej życie?
- Masz żonę. Coś w tej kobiecie musiałeś zobaczyć, że postanowiłeś się z nią hajtnąć w tak krótkim czasie, więc nie próbuj mi wmawiać, że cokolwiek dla Ciebie znaczę, bo gdyby tak było, to... - urwała w porę, nim palnęła głupotę. Gdyby mu na niej faktycznie zależało, to nie wyszedłby za inną w tak krótkim czasie. Gdyby przytargał tu swój nieszczęśliwy tyłek błagając o wybaczenie ciut szybciej, zanim wyszedł za jakąś wiedźmę, może miałby szansę ją ubłagać. - Wracaj do swojego życia.


- To niemiło z Twojej strony - odparł niczym nadąsane dziecko, chociaż było to dosyć bezczelne, zważywszy na to, że to on zachowywał się jak dupek, a zachowanie Florence wobec niego było bez zarzutu, zważywszy zwłaszcza na to, jak ją potraktował.
- Nie mogę przestać, nie rozumiesz? Dlatego to jest takie trudne - odparł. Widział, że jest jej ciężko, ale sam również nie był w najłatwiejszej sytuacji. Na własne życzenie, jak sobie ciągle o tym przypominał, but still.
- Taaak, a to coś nazywało się pieniądze - odparł bez ogródek. Jak to zwykle bywa, alkohol wzmagał szczerość. Zresztą Gavin nie ukrywał niechęci do swojej żony, no chyba że przed samą małżonką. - Nie dorasta Ci do pięt, miałem oczy w dupie! - zadeklarował żarliwie, chociaż pewnie niewiele to teraz znaczyło. - Flo, proszę...


- To do cholery chociaż spróbuj! - warknęła. Był jej to winien. To on wyjechał, zostawiając ją tu i tym samym miażdżąc jej serce na małe kawałeczki. To on się nie odzywał. I to on wrócił po roku z żoną. Nie miał prawa żądać od niej czegokolwiek i narzucać się jej ze swoją obecnością.
- Skoro pieniądze były dla Ciebie ważniejsze to pokazuje jak mało dla Ciebie znaczyłam - rzuciła gorzko. I on jeszcze śmiał twierdzić, że mu zależało? Że Flo była dla niego ważna? Dobre sobie!
- Nie masz prawa o nic mnie prosić. Straciłeś je wraz ze swoim wyjazdem. Ty ruszyłeś dalej, ja też - skłamała, bo póki co mimowolnie nie potrafiła tego zrobić. Zwłaszcza teraz, kiedy wrócił. To nie znaczyło, że miała zamiar rzucić mu się w ramiona żeby było jak dawniej. Ale może teraz wreszcie zamknie ten rozdział w swoim życiu?


- Myślisz, że nie próbowałem? - odparł, słysząc jej zarzuty. Może jej było łatwiej o nim zapomnieć, ale jemu o niej nie tak bardzo, mimo że sam to wszystko spieprzył. Rozumiał jednak, że miała wszelkie powody, by być na niego wkurzona.
- Musiałem sobie jakoś poradzić po swoim wyjeździe - odpowiedział. - To, z czym wyjechałem, szybko się skończyło, a nie mogłem wrócić od razu. Nie mogłem znieść tej rodzinnej presji, tych oczekiwań, starań, żeby utrzymać hotel w dobrej kondycji. Nie każdy jest odporny na takie rzeczy.
- Tak? Ale czy na pewno? - spytał, bo przecież sam wcale nie ruszył dalej. Nie przeszło mu. Zbliżył się w stronę Flo, sprawiając tym samym, że dziewczyna cofnęła się do środka mieszkania, a on wszedł za nią. - Szkoda, że Ci przeszło, bo to znaczy, że to Ci się nie spodoba - rzucił jeszcze, niby jako ostrzeżenie, po czym znienacka ją pocałował, nie pozwalając jej dojść do słowa.


Flo tak naprawdę tylko się zgrywała. Musiała być twarda i udawać niewzruszoną przed nim, bo inaczej wyszłaby na słabą. Wrócił z żoną, a ona od czasu kiedy zerwali nie była nawet na randce. Owszem, próbowała, ale za każdym razem gdy miała na jakąś pójść w ostatniej chwili rezygnowała. Nie potrafiła ruszyć dalej, skoro dalej myślami i sercem była przy innym. Niekoniecznie musiał o tym jednak wiedzieć.
- No tak, po co znaleźć pracę, skoro można zostać utrzymankiem - no bo sorry, ale po tym co powiedział tylko tyle mogła wywnioskować. Wyszedł za jakąś wstrętną babę dla kasy. Where the hell is the man she loved?
- Tak - odparła, starając się zabrzmieć jak najpewniej. Choć dobrze wiedziała, że to kłamstwo, nie chciała mu dać tej satysfakcji i się ugiąć. Cofnęła się o krok, kiedy zrobił krok w jej stronę i niestety nim się obejrzała, był już w jej mieszkaniu. Wziął ją z zaskoczenia, przez co odwzajemniła pocałunek. W ciągu chwili jednak zdążyła się ogarnąć i odepchnęła go rękoma, szybko wymierzając mu policzek.
- Jak śmiesz?! Po tym wszystkim co zrobiłeś myślisz, że możesz tu przyjść i tak po prostu mnie całować?! - warknęła, starając się nie myśleć o tym jak dobrze było znów czuć na swoich ustach jego pocałunki. Stop! On miał żonę, Flo. - Nienawidzę Cię - i kolejne kłamstwo tego dnia. Czyżby ktoś tutaj szedł na rekord?


Pewnie gdyby Gavin wiedział, co dokładnie działo się w głowie Florence, byłoby mu łatwiej, ale z drugiej strony nie możemy nie przyznać, że trochę mu się należało i musiał teraz za to pocierpieć. Jedna sprawa uciec z Nowego Jorku, ale druga hajtać się z despotyczną babą, której twarzy mogły pomóc tylko niezliczone zabiegi chirurgii kosmetycznej.
- Jakoś nie widzę u mojej rodzinki chęci wystawienia mi referencji, a jak wiesz, nie ma referencji, nie ma pracy - odparł na te zarzuty. W końcu miał jedynie doświadczenie w prowadzeniu hotelu, a w dzisiejszych czasach to praca tylko a) z doświadczeniem, b)odpowiednimi koneksjami, a odkąd Gavin porzucił łono rodziny, nie miał ani tego, ani tego.
Ku jego zdziwieniu, ale także cichej nadziei, Flo oddała pocałunek. Gavin tęsknił za tym, tęsknił za nią. Całowali się przez chwilę, po czym siarczysty policzek sprowadził Gava na ziemię.
W milczeniu znosił jej wyrzuty, miała do nich prawo.
- Wcale nie - powiedział, słysząc jej deklarację nienawiści. - Powinnaś, ale tak nie jest - dodał jeszcze. Zdradził ją ten pocałunek. Gdyby odepchnęła go od razu, może by uwierzył.


Gavin i tak miał sobie za dobrze w tej sytuacji, bo Flo na dzień dobry powinna mu zajebać czymś ciężkim zarówno w łeb jak i w jaja. To by sobie dobrze zapamiętał, że tak się kobiet, do których się ponoć coś czuje nie traktuje.
- Może trzeba było nie wyjeżdżać - cóż, prawda była taka, że wszystko się jednak do tego sprowadzało. Gavin sam sobie przejebał życie wyjeżdżając bez słowa, to teraz powinien przyjmować wszystko na klatę.
- Czego Ty właściwie oczekujesz? Po tym jak mnie potraktowałeś masz szczęście, że cię nie poturbowałam - nie potrafiłaby tego zrobić, no ale teoretycznie zawsze mogła. - Nie masz prawa mnie nachodzić i mówić tych wszystkich rzeczy - gdyby miał w sobie choć trochę przyzwoitości, zostawiłby ją w spokoju. Ale nie, coś takiego to tylko pobożne życzenie przy pijanym Gavie.


Może gdyby oberwał w owe części ciała, coś by mu się w głowie przejaśniło, a tak - marne szanse. Prawdopodobnie nadal będzie rozwijał swój menelizm i wysyłał do Florence smsy po pijaku. Zachowanie pełne klasy.
- Teraz i tak już za późno na takie rozważania - odparł, wzruszając ramionami. W tamtym okresie nie mógł znieść presji, pod jaką się znalazł, odnośnie rodzinnego biznesu, więc jedynym wyjściem wydawał mu się wyjazd gdzieś daleko.
- Nie wiem - powiedział szczerze. - Może żebyś mi wybaczyła - dodał wreszcie. Zapewne chciałby, żeby między nimi było jak dawniej, ale nie był aż tak bezczelny, żeby wypowiedzieć to życzenie na głos.
- Nie mogę się powstrzymać, to jest silniejsze ode mnie - wyjaśnił, używając kolejny raz tej samej wymówki. No ale nie wymagajmy od niego zbyt wiele, w końcu był pijany.


Florence tak naprawdę niepotrzebnie dawała się w to wciągnąć. Może gdyby od razu wywiozła go na taczce z gnojem razem z Corrie i Iris teraz nie doszłoby do takiej właśnie sytuacji. A tak, to shit happens.
- Znikasz z mojego życia bez słowa na cholerny ROK, wracasz z żoną i po tym wszystkim chcesz mojego przebaczenia? Alkohol przyćmił ci chyba mózg - rzuciła, cofając się o krok. Jego bliskość nie pozwalała jej trzeźwo myśleć, zwłaszcza po tym ich całowaniu. Może jej mózg krzyczał, żeby pozbyła się go z mieszkania i swojego życia na zawsze, ale ciało (i prawdopodobnie serce) podpowiadały jej zupełnie co innego. Jak żyć?!
- Ach tak? A pomyśleć, że miałeś taką dobrą praktykę. Przez rok trzymanie się ode mnie z daleka wychodziło Ci rewelacyjnie - odparła i zaśmiała się gorzko. Oj Gav, całowanie wychodziło ci chyba lepiej niż mówienie...


No cóż, trzeba było słuchać swojego przeczucia i czym prędzej odpalić taczkę z gnojem, póki jeszcze był czas. Teraz to trochę po ptokach. Względnie Florence może zaciukać Gavina widelcem i wrzucić jego zwłoki do zsypu.
- Wypadek przy pracy? - zaproponował nieśmiało, odnosząc się do swojego powrotu z małżonką.- Wcale jej nie zapraszałem, żeby tu przyjeżdżała. To ta idiotka nigdy mnie nie słucha - dodał jeszcze obronnym tonem.
- I popatrz, jak to się dla nas skończyło... - powiedział, mając jeszcze na myśli ich obecną sytuację. Naprawdę żałował tego, co zrobił, ale Florence nie ułatwiała mu naprawienia tego wszystkiego.


Sounds like a good idea. Zawsze może go też podrzucić do nielubianej sąsiadki. Może jej koty nie pogardziłyby padlinką?
- Ty niczego nie rozumiesz - pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie chodziło jej o konkretnie jego powrót z żoną, a o to, że w ogóle ją miał. Ciężko się gada z pijanym Gavem, naprawdę. Ale jak widać na trzeźwego nie miała co liczyć. Może to i lepiej...
- Widocznie tak miało być - a co innego jej pozostało do powiedzenia? Miała mu tak po prostu wybaczyć? Powiedzieć, że wrócą do tego co było? Wyjechał, zostawił ją bez słowa, ożenił się... Naprawdę łudził się, że tutaj cokolwiek da się jeszcze naprawić?


Co racja, to racja. Względnie można upchnąć zwłoki w piwnicy czy innej kotłowni, tam pewnie ktoś rzadko zagląda. Gorzej, jak zaczną podśmierdywać, wtedy może się zrobić nieciekawie...
- Bez urazy, ale mogę to samo powiedzieć o Tobie - odparł ze złością. Jej nigdy niczego nie brakowało, nie musiała zajmować się rodzinnym biznesem, który zbytnio jej nie obchodził i nie czuła presji tego, co się stanie, jeśli coś spieprzy, a spieprzy na pewno, bo nie zna się na kierowaniu hotelem. Nie było to zbyt bohaterskim zachowaniem, ale w tamtym momencie parę lat temu ucieczka wydawała się Gavinowi najmniejszym złem.
- Tak miało być? Ponieważ coś spieprzyłem, to według Ciebie tak miało być? Czy przeznaczenie naprawdę jest takie gówniane? - spytał wkurzony, bo ciężko mu było słuchać tej rezygnacji w głosie Florence. Już lepiej by było, gdyby na niego napadła i zaczęła się wydzierać. Jej spokój jeszcze bardziej powiększał jego wyrzuty sumienia.


- O mnie?! Pewnie, najlepiej zwalić winę na to, że biedna, głupia Florence niczego nie rozumie! - rzuciła, ponownie się denerwując. A było już tak spokojnie... Gav wyraźnie próbował działać na nią jak płachta na byka, ale sam chciał, to dostanie swoje krzyki.
- Wiesz co Ci powiem? Jesteś pierdolonym tchórzem! Może i było Ci ciężko, ale miałeś rodzinę, miałeś mnie, a zamiast z kimś o tym pogadać, to wolałeś spakować manatki i zwiać z kraju bez słowa. Tak nie robi prawdziwy mężczyzna, tylko pieprzony tchórz! Spierdoliłeś sprawę na całego na własne życzenie, więc nie wiń innych i nie rób z siebie poszkodowanego, bo za swoją gównianą sytuację możesz winić tylko i wyłącznie siebie! - wyrzuciła z siebie wszystko, co się w niej gotowało.


- Tak, o Tobie! Zawsze jesteś taka dobra i pozornie rozumiejąca, ale tak naprawdę niczego nie rozumiesz! - odparł, jeszcze bardziej nakręcając sytuację.
- Może i jestem tchórzem, ale Ty też! Co, paradoksalnie, oznacza, że idealnie do siebie pasujemy! Tak, jesteś tchórzem, bo wolisz być miła i dobra, udawać wyrozumiałą, odpisywać na moje pijackie smsy, jednocześnie twierdząc, że nie możesz mi niczego wybaczyć. Jesteś tchórzem, bo udajesz, że to, że mam żonę, której nie kocham i nigdy nie kochałem ma jakiekolwiek znaczenie, podczas gdy naprawdę jest to jedynie wymówka dla Ciebie, bo boisz się przyznać, że nadal mnie kochasz! - wyrzucił z siebie jednym tchem, spoglądając na nieco wstrząśniętą jego przemową Florence. W jednej chwili zdecydował się i gwałtownie ją pocałował. Cóż, w końcu zawsze ma jeszcze drugi policzek, w który Flo może mu przyłożyć.


Myślała, że jej wydarcie się ostatecznie go zniechęci i Gavin sobie pójdzie, ale oh well, tak bardzo się myliła. Słuchała we względnym milczeniu (bo pewnie była w szoku) jego słów. Tak bardzo prawdziwe... Nie zdążyła nawet niczego odpowiedzieć, bo Sinclair znów ją pocałował. Odepchnęła go mocno rękami, jednak pewnie niezbyt daleko dała radę go odsunąć i szybko sprzedała mu drugi policzek.
- Fuck you! - warknęła. No, ale cóż, pijany Sinclair wyraźnie nie dawał za wygraną i spróbował jeszcze raz. Tym razem Flo nie miała już siły się z nim szamotać i udawać, że to wszystko na nią nie działa i odwzajemniała pocałunki. - Fuck me - rzuciła ciszej, kiedy wylądowali już na jakiejś kanapie, gdzie powoli zrzucali z siebie kolejne części garderoby, nie przerywając całowania. I dlatego właśnie lepiej było odpisywać na smsy...


Cóż, faceci lubią, jak się nimi pomiata, co jest dosyć nielogiczne, dlatego Florence nie mogła się spodziewać, że jej starania przyniosą wręcz odwrotny skutek. Dorzućmy do tego jeszcze demona wódki, który najwyraźniej siedział na ramieniu Gavina i podpowiadał mu same nieodpowiednie i/lub nieobyczajne rzeczy.
Można się było spodziewać, że Flo poprawi mu z drugiej strony. Przynajmniej będzie symetrycznie. Wreszcie jednak dziewczyna najwidoczniej dała za wygraną, bo zaczęła odpowiadać na jego pocałunki. Gavin jednak miał dobre przeczucie co do tego, że nadal na nią działał. Czym prędzej zaczął ją pozbawiać zbędnych części garderoby, jakby obawiał się, że za chwilę zmieni zdanie i wykopie go za drzwi. Przenieśli się w głąb mieszkania, ostatecznie lądując na kanapie i kontynuując całowanie, jakby nie istniało nic innego na świecie, poza ich dwojgiem.


Ta, grunt to symetryczne odbicia rąk na twarzy, brawo Gav! Jak widać na załączonym obrazku, ostatecznie i tak wyszło inaczej niż oboje się tego spodziewali. Bo nie sądzę, że którekolwiek z nich spodziewało się, że się dziś wysekszą. No, bynajmniej nie że ze sobą.
Iks czasu później leżeli już oboje zapewne na dywanie, bo kanapa za mała na takich dzikusów, wymęczeni i najpewniej nie za bardzo wiedząc co mają mówić. Nie trudno się dziwić. Gav miał żonę, nie byli już razem, a tu coś takiego. Nie da się ukryć, sytuacja konkretnie popieprzona. W dodatku Corrie i Iris prawdopodobnie zabiją ich oboje, jeżeli kiedykolwiek się dowiedzą.
- Jaaa... - rzuciła, sięgając po koc z kanapy, kiedy już trochę ochłonęła i zaczęły do niej napływać wyrzuty sumienia. No ładnie, chyba właśnie zyskała miano... kochanki. Odsunęła się od Gava, owijając jakoś kocem, żeby bardziej go nie kusić swoją golizną.
- Powinieneś już pójść.


Tak to już bywa, kiedy szalejące hormony wreszcie znajdą swoje ujście. W ich przypadku frustracja kumulowała się przez parę lat, więc teraz spowodowała niezłe spustoszenie. Jakiś czas później było już po wszystkim i emocje opadły. Gavin był ciekawy, jak zareaguje Florence.
- Masz rację - odparł, podnosząc się z dywanu i rozglądając za częściami swojej graderoby. Mógł się spodziewać takiej reakcji. Co prawda nie miał żadnego poczucia winy z powodu swojej żony, ale czuł się źle, bo wiedział, że Flo ma teraz jeszcze większy mętlik w głowie. Wiedział, że musi dać jej trochę przestrzeni.
- Zadzwonię - oznajmił w końcu, gdy już się ubrał. Odruchowo pocałował ją w czoło, po czym opuścił jej mieszkanie.

/zt
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Florence & Gavin #2
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Gavin
» Florence & Gavin #1
» Florence & Gavin #3
» Florence & Gavin #4
» Klub the 40/40 {Florence & Gavin} 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: