IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2 Empty
PisanieTemat: Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2   Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:47 am

Lorenzo, jak prawie co wieczór, zajmował się swoją zwykłą pracą w barze. Nie, żeby robienie drinków i rozmowy z podchmielonymi klientami były szczytem jego marzeń, ale każdy w rodzinie miał jakąś rolę do odegrania, a jego rola polegała właśnie na tym. Gdyby chciał wysłuchiwać durnych ludzkich problemów, pracowałby w zawodzie. Przynajmniej dostawałby za to lepsze pieniądze. Cesare na pewno uważał barmana-psychologa za zestawienie bardzo zabawne w swojej typowości. Enzo myślał tylko, że jest to żałośnie cliché. Mimo to, nie mógł zgodzić się z opinią, że z nich wszystkich to on był najlepszym manipulatorem, więc jeśli miał się przysłużyć familii wyciąganiem sekretów z wpływowych pijaków, to niech tak będzie.
Wieczór mijał dosyć leniwie. Jeszcze chwila, a Lorenzo obawiał się śpiączki z nudy. Wtem jednak w lokalu pojawiła sie żona Faba, Brianna. Enzo musiał przyznać, że Bri w wersji bez pamięci dosyć go bawiła, zwłaszcza kiedy okazywała mu zainteresowanie. Był ciekawy, co wymyśliła tym razem.


Brianna miała już dość siedzenia w domu. Fabrizia wiecznie nie było, przez co Bri tylko utwierdzała się w przekonaniu, że jej tak zwany mąż ją zdradza. Bo niby jaka praca wymagałaby wypadów z domu nawet w nocy? Jeżeli Fab sądził, że Bri nie zauważyła jego nocnych zniknięć, to był w grubym błędzie. No i dlatego nie miała najmniejszego zamiaru zachowywać się tak, jak tego chciał. Skoro on mógł skakać na boki, to ona też. A że niedawno wypatrzyła sobie nawet jednego przystojniaka, czemu by nie spróbować? Kiedy udało jej się już pozbyć szwagierki z mieszkania, przebrała się w jakieś bardziej seksowne łaszki, wsiadła w taksówkę i pojechała do baru, w którym jak wiedziała pracował Lorenzo. Nie pytajcie skąd, raczej nie trudno takie rzeczy sprawdzić, kiedy Twój mąż jest mafiozem.
Wchodząc do baru rozejrzała się i kiedy już upatrzyła swoją "ofiarę" ruszyła w jego kierunku, siadając na krzesełku tuż obok baru.
- Cześć - przywitała się, posyłając mu uroczy uśmiech. - Dla mnie jakiś Twój najlepszy drink. Zdaję się na Ciebie - mrugnęła do niego. Oh boy, jej zachowanie aż prosiło się o kłopoty...


- Cześć - odparł, kiedy Brianna już usadowiła się przy barze. Lubił jej "starą wersję", tą z pamięcią jak należy, o tej "nowej" nie wiedział jeszcze, co sądzić. Zorientował się tylko, że najwyraźniej lubiła igrać z ogniem.
- Już się robi - rzucił przyjaźnie i zabrał się za przygotowywanie drinka. Wolał trzymać się trochę na dystans, bo inne zachowanie z jego strony mogło skończyć się tym, że Fab obije mu twarz, a to byłoby wysoce niepożądane.
- Co Cię tu sprowadza? - spytał, wręczając jej kieliszek. Wolał trzymać rękę na pulsie, w razie gdyby zaplanowała na dzisiaj jakieś głupoty, które wymagałyby zawiadomienia Faba.


Niestety ze "starą wersją" Bri był taki problem, że sama zainteresowana kompletnie jej nie pamiętała. W swojej amnezji zatrzymała się na etapie młodzieńczych szaleństw, więc nie trudno się dziwić jej buntowniczemu zachowaniu. Szkoda tylko, że nie dała sobie niczego wytłumaczyć.
- Przyznam szczerze, że liczyłam, że zadzwonisz, ale potem przypomniałam sobie, że przecież nie masz mojego numeru, więc... oto jestem - odparła niezrażona tym, że Enzo nie wykazywał wcale takiego entuzjazmu co ona. To nic, gdyby nie był zainteresowany, już dawno by ją spławił, prawda? Niestety, Enzo nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że tylko ją zachęcał.
- Nie będę Ci chyba przeszkadzała w pracy, co? - spytała, niby to niewinnie i pociągnęła łyczka swojego drinka. Nie, żeby jego odpowiedź miała dla niej jakiekolwiek znaczenie w tym przypadku... - Długo tu już pracujesz? - spytała znów, wielce zainteresowana, nachylając się lekko w stronę baru.


Niestety, tak to już jest z amnezją, że bez swoich wspomnień człowiek staje się kompletnie kimś innym. Trudno się zresztą temu dziwić, bo to w końcu nasze doświadczenia nas kształtują.
- No tak, tak się złożyło - przyznał ostrożnie. Enzo już wiedział, że nie było sensu tłumaczyć jej, że miał jej numer, jeszcze sprzed incydentu z pamięcią, bo zapewne nie zmieniła go od tamtej pory.
- Nie, raczej nie - odparł, bo nie miał serca być wobec niej chamski. Może lepiej by wyszedł na tym, gdyby ją spławił, ale wtedy mogłaby pójść szaleć niewiadomo gdzie, a to mogłoby być dla niej niebezpieczne. To, że ona nie pamiętała swojego życia, ani życia Faba, nie znaczyło, że wrogowie samego Faba i oczywiście mafii nie pamiętają Brianny.
- Jakiś czas. Kilka lat, ciężko powiedzieć - odpowiedział, słysząc jej pytanie. Najpierw dorywczo pomagał tutaj od czasu do czasu, wedle potrzeby, a potem Ces wyznaczył mu to na stały zakres obowiązków. Ciężko było więc wyznaczyć granicę, kiedy zaczął tu pracować na serio.


Co prawda Bri nie zapomniała całkowicie swojego życia, a jedynie parę lat, ale jak widać na załączonym obrazku, musiały to być najważniejsze dla niej lata, te, które ukształtowały "prawdziwą Bri". Bo ta tutaj była jak na razie jakąś jej marną imitacją.
- Świetnie. Obiecuję nie przeszkadzać - odparła wciąż z tym samym entuzjazmem i zaczęła sączyć swojego drinka. Fakt, wymykanie się na imprezy w inne miejsce w pojedynkę bez pamięci nie byłoby dla niej bezpieczne. Ktoś mógłby zrobić jej krzywdę, albo chociażby wmówić jakieś kłamstwa na temat Faba i reszty mafii i potem ciężko byłoby jej wytłumaczyć inaczej. Lepiej mieć na nią oko. Choć jak widać nie należało to do zadań łatwych.
- Rozumiem. To musi być ciekawa praca. Masa ludzi przewija się pewnie przez ten bar każdego dnia. Poznawanie nowych osób, może innych kultur... No, może za wyjątkiem sprzątaniem czyiś wymocin. To raczej nie jest interesujące ani przyjemne - zmarszczyła lekko nosek. Nie wiedziała co prawda czy Enzo zajmował się również tak paskudnymi aspektami pracy w barze, ale to właściwie nieważne. - Dobre. Masz niezły smak - chociaż nie wiem, czy w stosunku do drinka można użyć tego określenia, ale mniejsza o to.


Była całkiem zabawną imitacją, szaloną i temperamentną, ale mogła przez to ściągnąć na siebie sporo kłopotów, dlatego wszyscy obchodzili się z nią jak z jajkiem, a taka nadopiekuńczość mogła działać jej na nerwy i prowokować ją do buntowniczych zachowań.
- Okej - odparł tylko i zabrał się za przygotowywanie zamówienia dla kolejnego klienta. W sumie, nawet lepiej, że Bri siedziała tutaj przy barze, bo mógł przynajmniej mieć na nią oko, no i dzięki temu nie przysiadł się tutaj żaden podchmielony amator zwierzeń, który mógłby obrzygać mu bar. Wszędzie trzeba szukać plusów.
- Dosyć ciekawa, o ile ktoś nie jest zalany w trupa i nie bełkocze. Czasem można dowiedzieć się interesujących rzeczy - przyznał, zastanawiając się nad tym. Czego by nie mówić o tej pracy, przy takiej ilości ludzi zdecydowanie dostarczała rozrywek. Tu brudne sekreciki, tam skandaliczne zwierzenia - innymi słowy, było czego słuchać. Lorenza interesowało to, w jaki sposób działa ludzki umysł, a umysł odpowiednio podrasowany alkoholem często nie miał żadnych zahamowań.
- Tak myślisz? Dzięki - odparł na ten komplement. Lata praktyki czyniły swoje, ale miał też do tego pewną naturalną smykałkę, co w połączeniu dawało całkiem niezły efekt.


Bri raczej nie rzygała po alkoholu, ale może to kwestia tego, że nigdy nie była jego zbyt dużą miłośniczką? Owszem, potrafiła dużo wypić, ale raczej musiała mieć ku temu powód i nigdy nie wypijała na tyle, by musieli ją zbierać z podłogi.
- Racja - Bri żałowała, że nie pamiętała czym się zajmuje, a raczej zajmowała, jeszcze przed wypadkiem. Nudziła się w domu, Fab i jej jacyś niby przyjaciele wiecznie próbowali ją kontrolować. Tak miałaby chociaż jakieś zajęcie, a nie nudziła się na śmierć i planowała kolejne ucieczki z domu. Tak naprawdę, aż tak jej one nie bawiły...
- Nie ma sprawy - odparła, upijając kolejnego łyczka. - Jeżeli mam być szczera, kiedy się poznaliśmy obstawiałam, że pracujesz w policji albo jakiejś ochronie - zaczęła, odstawiając kieliszek na bar i niepostrzeżenie sięgnęła ręką do jego ramienia. - Masz takie muskularne ramiona. Gdzieś musiałeś je wyćwiczyć - tak, w każdym innym przypadku i w stosunku do innej osoby takie komentarze byłyby bardzo na miejscu, ale cóż... Ta sytuacja prosiła się jedynie o FABOCALYPSE.


Fabrizio odebrał telefon od swoich kontaktów, że Brianna znowu nawiała z domu. Nieważne, ile razy prosił lub groził, jego żona wydawała się mieć w całkowitym poważaniu wszystkie jego słowa. Najwidoczniej nowa wersja Bri zamierzała godnie wypełniać rolę żony z piekła rodem.
Na szczęście, jeśli przynależy się do mafii, łatwo jest wyśledzić zgubę, toteż Fab szybko dotarł do baru w hotelu Castellanów. No tak, mógł się tego spodziewać. Jego narwana małżonka siedziała przy barze i w najlepsze flirtowała z Lorenzem. O nie, tak się bawić nie będziemy - pomyślał i ruszył w stronę baru, żeby to ukrócić. Gdy był już blisko, wyraźnie usłyszał jej flirciarskie komentarze i to nieźle go wkurzyło.
- Brianno Rinaldi! Co Ty sobie wyobrażasz, moja panno? - zbeształ ją gniewnie, zatrzymując się koło niej. - Z Tobą porozmawiam sobie później - warknął jeszcze w kierunku Enza.
O tak, ask for Fabocalypse and you shall receive!


Nieświadoma sytuacji, w jakiej się zaraz znajdzie Sloane wkroczyła do baru w hotelu Castellanów. Dalej nie potrafiła jakkolwiek wymusić na Lorenzo żeby przydzielił jej bardziej poważne i odpowiedzialne mafijne zadanie. Zamiast tego dalej wysyłał ją na jakieś zadupia, gdzie rzekomo coś miało się dziać, a jedyną "atrakcją" były chyba przysłowiowe psy szczekające tyłkami... Tak więc zjawiła się w barze po aż kolejny, chcąc swoją upierdliwością i upartością wreszcie wymóc na nim inną decyzję. Może wreszcie znudzi go odsyłanie jej z kwitkiem? Kiedy zbliżyła się do baru zauważyła, że Lorenzo rozmawia z jakąś kobietą. Nie sądzę, że Sloane była zaznajomiona z całą mafią, skoro jeszcze tak naprawdę do niej nie należała, więc nie wiedziała kim była owa osoba. Nie chcąc przeszkadzać stanęła z boku i niestety była świadkiem wrzasków Faba. Już miała taktycznie się wycofać, gdy została zauważona...


Oho, mógł się tego spodziewać. Aż do tego momentu rozmowa z Bri szła mu nadspodziewanie gładko, kiedy ta musiała wyskoczyć ze swoim flirciarskim komentarzem.
- Yhm... Dzięki? - odparł, nieco zbity z tropu. Już się cieszył, że może dała sobie spokój z podrywaniem jego osoby i że pogadają sobie po przyjacielsku, ale nie.
Na domiar złego, akurat w tej chwili do baru musiał przybyć Fab, wkurwiony niczym cały legion rzymski. Gdyby Lorenzo nie wiedział, w jaki sposób działa mafia, mógłby przysiąc, że jego przyjaciel zainstalował sobie GPSa w tyłku, a Briannie przyczepił gdzieś nadajnik.
- Ja nic nie robię! - krzyknął oburzony, unosząc przy tym ręce, jakby chciał powiedzieć "ja mam rączki tutaj", ale Fabowi na pełnym wkurwie ciężko było cokolwiek wyjaśnić. Żeby jeszcze tego było mało, w oddali nad ramieniem Fabrizia dostrzegł Sloane. Jeszcze jej tutaj brakowało, w samym środku tego sajgonu... Kto wie, może Lorenzo po prostu powinien zacząć sprzedawać znajomym bilety do cyrku.


Briannie wydawało się, że naprawdę nieźle jej szło zagadywanie go, więc zaczęła posuwać się nieco odważniej ze swoim podrywem. Wiedziała, że w pracy Lorenzo nie mógł okazywać jej równego zainteresowania nawet gdyby chciał, więc niezrażona postanowiła wykonać pierwszy krok w tym kierunku. No, ale oczywiście, kiedy już zaczęła się dobrze bawić musiał przybyć Fab. To było do przewidzenia...
- A co Ty sobie wyobrażasz? Śledzisz mnie?! - warknęła oburzona. Od jakiegoś czasu podejrzewała, że coś takiego robi, bo zbyt szybko ją odnajdywał. - Jak zwykle psujesz mi zabawę - skrzywiła się i wróciła do picia swojego drinka. Niech Fab sobie nie myśli, że tak łatwo ją stamtąd spłoszy, o nie! - Zabrałbyś się lepiej za jakąś uczciwą pracę - no bo znikał w nocy, skąd miała mieć pewność, że nie był męską prostytutką albo handlarzem organami? Cóż, w drugim przypadku o wiele by się nie pomyliła...


Fabrizio nie mógł opanować wściekłości. Doprawdy, potrafił być cierpliwym człowiekiem, ale w ostatnim czasie Brianna wystawiła jego cierpliwość na próbę więcej razy, niż mógł zliczyć. Gdyby jeszcze nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo, może by to jakoś przełknął, ale teraz, kiedy wypłynął ten trup u Creighton-Stuartów... Poza tym, zwyczajnie wkurzało go to, że musiała flirtować akurat z jego kumplem.
- A nawet jeśli tak, to co? Ciebie najwyraźniej nie można po prostu poprosić, żebyś posiedziała w domu, więc ktoś musi wiedzieć, gdzie się znowu szlajasz - mruknął z niezadowoleniem.
- O nie, moja droga, zabawy miałaś już aż nadto - warknął, zabierając jej drinka sprzed nosa. Niech sobie nie myśli, że jej wszystko wolno.
- Uczciwą pracę? Ciekawe skąd byś wtedy miała pieniądze na luksusowe drinki - powiedział. Wcześniej jakoś nie przeszkadzało jej to, czym się zajmował, a teraz raptem miała o wszystko pretensje. - Rozumiem, że jest Ci ciężko z powodu Twojej pamięci, ale mogłabyś trochę przystopować.


Cóż, jak widać Sloane nie miała szczęścia i trafiła akurat na zły moment. No, ale coby nie było, chociaż próbowała się na Enzo zaczaić, żeby nakłonić go do zmiany zdania. Stała tam tak niezręcznie, bo najwyraźniej trafiła w sam środek wielkiej awantury rodzinno-nierodzinnej. Stać tam dalej, czy się wycofać? Chciała spróbować drugiego, ale kiedy Castellano ją zauważył, uciekanie byłoby chyba jeszcze dziwniejsze.
- Tooo... ja może wrócę później - rzuciła pod nosem, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego, dając jednocześnie do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec jej namolnych prób. Cóż, bynajmniej ona nie próbowała go podrywać, ściągając na Enzo tym samym wściekłego mafioza. Zawsze to jakiś plus, nie? Pewnie zaczęła już manewr wycofywania się na bok, najlepiej z dala od pola rażenia Fabocalypse.


Kiedy Fab się już rozkręcił, nie było przeproś, tym bardziej, że Brianna nie pozostawała mu dłużna. Ta parka była dosyć temperamentna i przed utratą pamięci przez Bri, a teraz stanowili dopiero mieszankę wybuchową. Lorenzo miał tylko nadzieję, że nie zdemolują mu baru, bo niezbyt chciało mu się o tej porze dzwonić po plebsów od sprzątania.
Usiłował się skupić, co było ciężkie przy wrzaskach obojga, ale po chwili wpadł na pewien pomysł. Skinął palcem na Sloane, żeby podeszła bliżej.
- Chodź, chodź, jeszcze Ty nie widziałaś naszego kabaretu - powiedział, zachęcając ją gestem, żeby usiadła przy barze. Liczył na to, że Rinaldim odechce się kłócić w towarzystwie osoby trzeciej i przeniosą swoją kłótnię do domu. Co jak co, ale przydałby im się porządny hejt seks. - Coś Ci podać? Ciężko tak na trzeźwo oglądać ten dramat - rzucił jeszcze, uśmiechając się do Sloane. Może jeśli okaże zainteresowanie innej dziewczynie, Bri stwierdzi, że nie ma tu czego szukać i pozwoli się odeskortować do domu.


Może Brianna przyjmowałaby mniej buntowniczą postawę i bardziej przykładała się do bycia bardziej wyrozumiałą żoną dla Faba, który przecież też nie miał lekko przez jej amnezję, gdyby była pewna, że nie puszcza się po kątach z jakimiś lafiryndami. Raczej ciężko jej było przetłumaczyć, że tego nie robił, skoro jego wymykanie się w środku nocy bez słowa wyjaśnienia i ściemnianie na ten temat przemawiały przeciwko niemu.
- O, bo Tobie wolno się szlajać nawet w środku nocy, a ja nie mogę opuszczać domu nawet w dzień? - warknęła, wciąż niezadowolona z jego oskarżeń. Wiecznie miał do niej jakieś wąty, a potem się dziwił, że nie mogła znieść jego obecności...
- Oddawaj, to moje! - rzuciła niczym dziecko. Podłe z jego strony, naprawdę podłe. - Za to Tobie wszystko wolno? Jakoś mi taki układ nie odpowiada, zgadnij dlaczego - odparła z wyraźnym sarkazmem, po czym przeniosła spojrzenie na Sloane, która do nich dołączyła. - Co to za jedna? - spytała, zastanawiając się po co im przeszkadzała.


W sumie trudno jej się dziwić, gdyby mój mąż znikał w nocy, też bym pewnie prędzej pomyślała, że się puszcza, a nie że po cichu grzebie zwłoki na usługach mafii. Takie wyjaśnienie sprawy było bardziej logiczne. Poza tym, pewnie nawet nowa wersja Brianny deep down kochała Faba i stąd brały się te wybuchy zazdrości.
- Ja przynajmniej zachowuję się odpowiedzialnie. Poza tym, umiem o siebie zadbać, Ty niekoniecznie - próbował cierpliwie jej wyjaśnić, chociaż było trudno powstrzymać mu złość. - I nie, nie uważam, żebyś była sierotką Marysią, ale to miasto nie należy do najbezpieczniejszych.
- Zupełnie jak z dzieckiem - skomentował i przewrócił oczami, widząc jej wysiłki w celu odzyskania drinka. - Może gdybyś ciągle nie próbowała robić mi na złość, nie musiałbym Cię ciągle zamykać w domu i układ tak bardzo by Cię nie wkurzał. Słyszałaś o czymś takim jak kooperacja?
Przy barze na zaproszenie Lorenza pojawił się ktoś jeszcze. Fab zerknął w stronę nowoprzybyłej i oczywiście ją rozpoznał. Nie powiedział nic na głos, ale uniósł wymownie brew i rzucił Enzowi spojrzenie w stylu "Co do cholery robi tutaj znowu mała Creighton-Stuart?"


To, że Sloane znajdowała się obecnie w towarzystwie mafiozów dodawało sytuacji jedynie więcej komizmu. Chociaż, z mafiozami to nigdy nie wiadomo, lepiej trzymać się na dystans ze śmiechem, bo w każdej chwili mogli skrócić się o głowę. Może nie przy ludziach w miejscu publicznym, ale co ich powstrzymywało, by zrobić to w jakimś ciemnym zaułku w mieście? Otóż to...
- Ehmm tak... To nie jest konieczne - próbowała się jeszcze wykręcić, bo ile w innych okolicznościach pewnie wykorzystałaby okazję na swój sposób, to akurat kłótnie małżeńskie kompletnie jej nie interesowały. No, ale skoro "musiała", to niechętnie usiadła na krześle.
- Pewnie. Ale coś słabszego niż ostatnio - rzuciła, unosząc brew do góry. Mówiła pewnie o wieczorze, kiedy znów wepchnął w nią jakieś mocne drinki i odleciała. Niestety, nie miała tak mocnej głowy do picia, co najwyraźniej Lorenzo wykorzystywał na swój sposób.


Cóż, powinni im zrobić własny serial w tv. Mafijny sitcom, tego jeszcze nie grali! Program w stylu "Castellanowie i przyjaciele" z pewnością pobiłby rekordy popularności. Drama? Jest. Rozterki miłosne? Są! Broń i strzelaniny? Są. Trupy? Wystarczy zapytać Fabrizia xD
Lorenzo postanowił nie wtrącać się w kłótnię Rinladich, bo jak widać doskonale radzili sobie z tym sami. Plus każda interwencja mogła się skończyć bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z pięścią Faba, więc wybór był prosty.
- Ależ jest bardzo konieczne - stwierdził, ucinając tym wszelkie dyskusje. Sloane niech nie próbuje stąd zwiewać, bo akurat teraz jej obecność była bardzo Enzowi na rękę. Swoją drogą, powinna się z tego cieszyć, bo jeśli dobrze to rozegra, może z tego ugrać coś dla siebie.
- Jak sobie pani życzy. Ale nie wiesz co tracisz - odparł, puszczając do niej oko. - Chociaż jednak chyba wiesz - powiedział, przypominając sobie ostatnie starcie Sloane z drinkami jego produkcji.


Sytuacja byłaby o wiele łatwiejsza gdyby Brianna nie doznała amnezji. Wiedziała przecież czym zajmował się jej mąż i że by jej nie zdradził. No, ale trudno wyjaśnić żonie, która utraciła pamięć, że wcale nie puszczasz się z lafiryndami tylko zabijasz i grzebiesz trupy na zlecenie mafii. Lekarz prawdopodobnie zabronił zasypywania ją zbyt dużą ilością ciężkich informacji. A kto wie jak na taką wiadomość zareagowałaby Bri bez pamięci...
- Nie dajesz mi nawet spróbować, bo wiecznie mnie śledzisz i kontrolujesz! - Rinaldi chciała udowodnić wszystkim, że sama potrafi o siebie zadbać, jednak w tej sytuacji miała utrudnione zadanie, bo wiecznie ktoś próbował ją niańczyć.
- Kooperacja jest do bani - odparła niczym dziecko, któremu zabrano zabawkę. I tak było w tym przypadku. A dopiero dostała tego drinka! - Poza tym, dopóki nie przestaniesz traktować mnie jak Więźnia Azkabanu nie mam zamiaru współpracować - powiedziała, posyłając mu sztuczny uśmiech i ponownie zajęła swoje krzesło. - Zrób mi jeszcze jednego drinka. Wygląda na to, że tego już nie odzyskam - tu posłała wrogie spojrzenie Fabowi, po czym ponownie skierowała wzrok na Enzo.


Gdyby nie amnezja, pewnie nadal byliby szczęśliwym mafijnym małżeństwem, teraz jednak taka idylla nie była im dana. Fabrizio pewnie chętnie wyjaśniłby wszystko Bri, ale ze względu na jej stan zdrowia, nie mógł sobie na to pozwolić. Dopóki nie przeszła okresu rekonwalescencji, nadmiar informacji mógłby jej tylko zaszkodzić. Kto wie, może jeszcze postanowiłaby prysnąć z Nowego Jorku... W końcu nie każda kobieta uważa mafijnego grabarza za ideał partnera życiowego.
- Widocznie jest to niezbędne, skoro dla Ciebie idealne spędzenie wieczoru równa się szlajanie po klubach i gorzała - odparł ze złością. Doprawdy, czy nie mogła się umawiać z koleżankami na zakupy, czy coś w tym stylu? Przynajmniej ucierpiałby na tym tylko portfel Faba, a tu istniało ryzyko, że ucierpi puszczona samopas Brianna, gdyby się upiła i ktoś postanowił to wykorzystać. - Nie rozumiesz, że się o Ciebie martwię? - dodał nieco łagodniej, bo przecież do tego sprowadzała się cała jego mania kontrolowania.
- Ciesz się, że nie masz za strażnika żadnego dementora. Chociaż, zawsze możemy to zorganizować - zapowiedział złowieszczo. Jeśli nadal będzie uciekała mu przy każdej możliwej okazji, w końcu wynajmie jakichś goryli, żeby nie spuszczali jej z oka.
- Chyba wystarczy Ci już tych drinków - oznajmił, posyłając przy tym ponure spojrzenie Enzowi. W wolnym tłumaczeniu komunikat oznaczał mniej więcej "Nalej jeszcze jednego, a pożałujesz".


Jakby nie patrzeć obecna sytuacja, pośrodku której znalazła się Sloane nie była zbyt obiecująca i w każdym innym przypadku zapewne zmyłaby się jak najszybciej by się dało. Teraz jednak Creighton-Stuart miała nadzieję coś na tym ugrać. Może jak ona pomoże Enzo, to potem on wreszcie da jej szansę zaistnieć w mafii? Nie zaszkodziło spróbować, w końcu miała tu tylko dotrzymać mu towarzystwa dopóki znajome mu małżeństwo nie ulotni się z zasięgu wzroku. To nic trudnego, prawda?
- Tylko nie kombinuj, bo znów będziesz mnie odstawiał do domu - rzuciła ostrzegawczo. Co prawda zawsze mógł ją po prostu wystawić przed drzwi hotelu, nie przejmując się jej losem, ale nawet on nie chciałby chyba doprowadzić do skandalu. Castellanowie byli znani w Nowym Yorku, prasa zaczęłaby się czepiać dlaczego córka Creighton-Stuartów zabalowała w ich barze i tak dalej... Wzrok mediów nie wróżyłby niczego dobrego dla ich interesów.
- Mały dziś ruch - odparła, z braku lepszego tematu. Nie znała tej kłócącej się parki i wolała nie wnikać w ich problemy życiowe. Dlatego też nie wiedziała o czym może z Enzo rozmawiać, żeby nie wyszły z tego jakieś problemy. W końcu mafia i te sprawy...


Lorenzo przewrócił oczami, przysłuchując się kłótni Rinaldich. Jakby nie mogli załatwiać tego w domu... Rozumiał, że mają ciężką sytuację, ale urządzając tutaj awantury, tylko płoszyli mu klientów. Mógłby co prawda zasugerować Fabriziowi, żeby przestał przynosić prywatne sprawy do publicznego baru, ale Enzo za bardzo lubił wszystkie swoje kończyny, żeby się na to zdobyć. Nie pozostawało mu nic innego jak liczyć na to, że Fab zaraz zdoła przemówić małżonce do rozsądku i zapanować nad sytuacją. W międzyczasie skupił się na Sloane.
- Nie martw się, policzę Ci mniej niż taksówkarz - odparł, puszczając do niej oko. Proszę proszę, czyżby ta rozmowa zaczęła przypominać flirt? I tak oto Enzo wpadł na genialny pomysł. - Nie pozwoliłbym Ci wracać samej, kochanie - wypalił do Sloane, jednocześnie posyłając jej spojrzenie mówiące "just roll with it". Liczył na to, że dziewczyna pomoże mu załagodzić kryzys związany z napaloną Bri i wkurwionym Fabem. Pewnie będzie musial się jej później jakoś odwdzięczyć, ale coś się wymyśli.
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2 Empty
PisanieTemat: Re: Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2   Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:48 am

Lekarze can suck it. Co oni tam o życiu wiedzą. Przecież skoro Bri wyszła za Faba mimo jego uroczej posadki mordowania i grzebania trupów i bycia częścią mafii, to mimo braku pamięci nie zmieni nagle co do niego zdania. Owszem, aktualnie była względem niego dosyć wrogo nastawiona, ale właśnie przez wzgląd na to, że krył się z tym dokąd wychodzi i co robi i wiecznie wymyśla nowe wymówki. I niby takie krycie się miało być lepsze niż powiedzenie prawdy? Może i z początku to mógłby być dla Bri szok, ale chociaż miałaby pewność, że mąż nie puszcza się na prawo i lewo z jakimiś lafiryndami. No ale jest jak jest.
- A skąd mam pewność, że Ty nie robisz tego samego? Łatwo wytykać mi moje imprezowanie, a sam szwendasz się gdzieś i nawet nie chcesz powiedzieć mi prawdy! - rzuciła, nadal upierając się przy swoim. Bri obstawiała przy swoim, bo niby czemu miałaby siedzieć w domu i czekać grzecznie na jego powrót, kiedy sam Fab wiecznie znikał gdzieś bez słowa? Chociaż, znikanie bez słowa i tak było lepsze niż jego kłamstwa. Bri nawet po stracie pamięci nie była tak głupia by w to wszystko wierzyć.
- Proszę bardzo. Kontroluj mnie dalej, wynajmij goryli, zobacz czy będę bardziej współpracować - odparła, uśmiechając się w jego kierunku sztucznie. Jeszcze czego. Niech tylko spróbuje, to jedyne czego się doczeka, to kop w jaja i jej ucieczka. Tym razem jednak mogłoby nie być tak miło, bo Bri mogłaby zwinąć się z miasta, kraju... Kto bogatemu zabroni? - Ale pamiętaj, że ładna kobieta w potrzebie nie musi płacić za podwózkę - dorzuciła jeszcze, rozsiadając się na krześle. Nie, wcale nie sugerowała mu, że jak się nie ogarnie, to może faktycznie gdzieś zwiać. I wcale nie potrzebowała do tego jego kasy. Wystarczyła zgrabna nóżka.
- Co Ty tam wiesz. Nalewaj, Lorenzo - upierała się nadal przy swoim, gdy usłyszała to jego "kochanie" rzucone w stronę Sloane. - Nie udawaj, że to Twoja dziewczyna, zupełnie do siebie nie pasujecie - przewróciła jeszcze oczami.


Pewnie tak, ale jakkolwiek Fabrizio był dużym, złym mafiozem, tak Brianna była jego słabością i dlatego nie chciał zrobić niczego, co naraziłoby ją na niebezpieczeństwo. Wolał nie ryzykować jej zdrowia, to po pierwsze, a po drugie, gdyby teraz wyjawił jej prawdę o swoich wieczorowych i nocnych aktywnościach, istniało niebezpieczeństwo, że w swoim obecnym stanie braku pamięci narobiłaby wiele głupot. Póki co, bezpieczniejszą opcją wydawało się utrzymywanie jej w niewiedzy.
- Nigdzie się nie szwędam! - warknął, słysząc jej wyrzuty. - Ktoś w tym domu musi zarabiać, żebyś miała pieniądze na swoje imprezowanie, które najwidoczniej jest całym sensem Twojego obecnego życia. Bardzo mądrze - dodał, nie mogąc znieść jej ciągłych pretensji. Zastanawiał się, czy wszystkie małżonki po utracie pamięci były takie problematyczne, czy też tylko jemu trafił się taki egzemplarz.
- Goryli? Jak sobie życzysz, wynajmę Ci całe zoo! Nawet pandy! Albo tygrysa na smyczy, będzie warował pod drzwiami! - wyrzucił z siebie z wściekłością. Doprawdy, naprawdę nic do niej nie docierało.
- Kobieta w potrzebie, dobre sobie - mruknął tylko. Miał ochotę skomentować, że chyba w potrzebie pomocy psychicznej, ale wolał nie narobić sobie większej ilości problemów.
- Nawet nie próbuj - rzucił ostrzegawczo w stronę przyjaciela, kiedy Bri poprosiła o dolewkę. - A Ty niby skąd możesz wiedzieć, czy to jego dziewczyna czy nie? - spytał poirytowany. Czy mała blondyneczka była naprawdę dziewczyną Enza, czy też był to tylko kolejny jego plan, Fab postanowił wesprzeć przyjaciela.


Sloane zastanawiała się, czy zaraz zza baru nie wyskoczy ekipa z "Mamy cię", twierdząc, że padła ofiarą jakiegoś nieśmiesznego wkrętu. Coraz mniej jej się to wszystko podobało, ale wciąż uparcie chciała dostać się do mafii, więc niestety musiała tam siedzieć i zapewniać Enzowi przykrywkę. Czy cokolwiek ona tam robiła, bo to wszystko było dosyć dziwne.
- Razem z wniesieniem do mieszkania? - spytała, unosząc brew do góry. Miała dodać, że bez macania po tyłku, kiedy już będzie ją niósł caveman style, ale właściwie... Nie pogardziłaby, bo Enzo był hot. Nie, żeby kiedykolwiek miała zamiar go o tym poinformować. Not gonna happen.
- Zawsze mogę zostać u Ciebie - mrugnęła do niego, dając się wciągnąć w tą grę, chociaż słabo to widziała. Ona i udawanie pary? W dodatku z Enzo? I niby kto w to uwierzy?
- Co Ty tam możesz wiedzieć - rzuciła, niby to urażona komentarzem Bri, po czym zaraz wróciła wzrokiem do Enzo. Miała nadzieję, że ta szopka szybko dobiegnie końca...


Sytuacja w barze powoli zaczynała działać Lorenzowi na nerwy. Zazwyczaj nie wściekał się tak szybko, to było raczej domeną Cesare’a i Fabrizia i skutkowało dużym przyrostem zwłok na metr kwadratowy, a następnie grobów na opuszczonej polance w lesie. Teraz jednak nie mógł nic poradzić na wzrastającą irytację. Ktoś powinien zrobić serial o jego życiu; jego najlepszy przyjaciel kłócił się w jego barze ze swoją żoną z amnezją, która z kolei najwyraźniej miała ochotę przejechać się na jego disco sticku, pewnie żeby zrobić na złość swojemu mężowi. Dorzućmy do tego blondwłosą mafia wannabe, która znienacka pojawiła się w jego życiu i chociaż nie była irytująca sama w sobie, to jej próby dostania się do mafii z pewnością były, bo w jego mniemaniu zdecydowanie tam nie pasowała. Może Enzo nie powinien nikogo sądzić po pozorach, ale Sloane ze swoim imidżem niewinnego dziewczęcia nijak nie przypominała jego siostry i kuzynek, które już na pierwszy rzut oka dawały vibes „i will fight you” albo „i’m small but ready to cut a bitch”. Lorenzo nie mógł jednak odmówić Sloane atrakcyjności i stąd jego podświadomość uknuła spisek, by wmówić Bri, że to jego dziewczyna.
- Jeśli będziesz grzeczna – odparł, słysząc jej pytanie. – Jeśli będziesz niegrzeczna, zaaranżujemy co innego – dorzucił z szelmowskim uśmiechem, puszczając do niej oko. W końcu musiał jakoś uwiarygodnić swoją „rolę”, a fakt, że kiedy chciał, był bardzo dobry we flirtowaniu, doskonale na to wpływał.
- Racja, pod warunkiem, że w grę wchodzi piżama party z kusymi piżamkami – powiedział, starając się osiągnąć w rozmowie jeszcze wyższy poziom kinkiness. – Albo bez – podsunął inną opcję, ciekawy co Sloane na to. Mógł wyczytać z jej twarzy, że miała pewne problemy ze sprzedaniem ich gierki, chociaż bardzo się starała. Jemu przychodziło to dosyć prosto, może dlatego, że faktycznie na pannę Creighton-Stuart było miło popatrzeć i musiałby być ślepy, żeby tego nie zauważyć.
- Bri, zazdrość nie wygląda na Tobie atrakcyjnie – rzucił, licząc, że ten komentarz trochę ostudzi jej zapędy. – Chociaż przyznam Ci rację, ciężko nie być zazdrosnym o moją dziewczynę – dodał, spoglądając na Sloane i dla wzmocnienia efektu odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Liczył, że tym, jak miał nadzieję, dosyć czułym gestem uprawdopodobni istnienie ich związku.
Zerknął ponownie w kierunku Rinaldich. Brianna nadal nie wyglądała na przekonaną, zapewne ilość spożytego dzisiaj alkoholu czyniła ją bardziej podejrzliwą. Fabrizio, jak można było się spodziewać, był coraz bardziej wkurzony. Enzo musiał działać szybko, jeśli nie chciał spędzić kolejnych godzin na zeskrobywaniu ludzkich resztek z podłogi baru. Specjalne sytuacje wymagały specjalnych środków, nadszedł więc czas wytoczyć najcięższe działa. Lorenzo spojrzał przeciągle na Sloane, jakby próbując ostrzec ją wzrokiem przed tym, co miało się zaraz zdarzyć, po czym pochylił się nad barem i pocałował ją. Mógł wyczuć jej zaskoczenie i w sumie nie było się czemu dziwić, skoro wyskoczył z tym tak nagle. Czuł na sobie spojrzenia Faba i Bri, ale jego uwaga była skupiona na Sloane. Wsunął dłonie w jej włosy i przyciągnął ją bliżej, na tyle, na ile pozwalał na to dzielący ich bar. Kiedy początkowy szok minął, poczuł, że dziewczyna odpowiada na jego pocałunki z podobną żarliwością. Enzo przyjął taki rozwój zdarzeń z wdzięcznością, bowiem inicjując pocałunek nie wiedział, czego może się spodziewać. Sloane mogła zadziałać instynktownie i sprzedać mu liścia, co nie tylko zniweczyłoby jego plan, ale i uraziło jego dumę. Tymczasem jednak całowali się w najlepsze, a Enzo w trakcie uświadomił sobie, a raczej poczuł, że wspomniana wyżej kwestia wytaczania dział nie była daleka od prawdy if you know what i mean…


- Kuszące. Chyba bardziej opłaca się być niegrzeczną - odparła, obracając w dłoniach szklaneczkę z resztką drinka, która to chwilę później wylądowała w jej ustach. - Z tymi kusymi piżamkami mógłby być pewien problem... - zaczęła, naumyślnie trochę przeciągając swoją wypowiedź. Trzeba przyznać, że miała pewien problem z wczuciem się w sytuację, ale szła na żywioł i chyba nie szło jej to najgorzej. Grunt, żeby Bri się nabrała, bo przecież o to Enzo chodziło, nie?
- Piżamki wzięły wolne i jestem zmuszona obchodzić się bez nich - dodała z niby to niewinnym uśmieszkiem. Co złego to nie ona przecież. A sypianie nago w towarzystwie takiego Enzo i tak pewnie byłoby nieuniknione. Ubrania są przereklamowane.
Ich gra toczyła się dalej, a Sloane miała nadzieję, że małżeństwo szybko da za wygraną i sobie pójdzie, a ona będzie mogła wreszcie wyjść z baru. Nie to, żeby jej ta sytuacja nie odpowiadała, bo fakt, że wyświadcza tutaj przysługę Enzo działał tylko na jej korzyść. Mafiozo będzie się musiał odwdzięczyć tym samym i może wreszcie da jej jakieś bardziej mafijne zadanie. Nie była głupia, dobrze wiedziała, że do tej pory tylko ją spławiał i wysyłał w miejsca, gdzie nic się nie działo i wcale nie miało dziać. Nagle Castellano ją pocałował. Nie trudno się dziwić jej początkowemu szokowi, ale bądź co bądź, Enzo był przystojnym facetem, więc dała się wciągnąć i w to zagranie, odwzajemniając jego pocałunki i oplatając go rękoma wokół szyi. Twardy blat baru zdecydowanie przeszkadzał, ale bynajmniej nie był on tutaj jedyną twardą rzeczą, if you know what I mean...
Kiedy ich usta wreszcie się rozłączyły mogli dostrzec, że państwo Rinaldich nie było już w zasięgu wzroku. Prawdopodobnie Bri wkurzona sytuacją dała za wygraną, a wraz za nią powlókł się równie wkurzony Fab. Grunt, że ich bajeczka się przyjęła.
- Poszli - rzuciła, widząc, że zostali przy barze sami. - Spytałabym o co chodziło, ale chyba nie chcę wiedzieć - skwitowała. Cała ta sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze, a Sloane nie była fanem czyichś kłótni. Wolała się w takie sprawy nie mieszać. - You owe me - a jakże. Nie wspominała o tym, co chwilę temu zaszło, bo i jej zdaniem nie było o czym gadać, skoro zrobili to tylko dlatego, żeby Bri się odczepiła.


- Skoro tak twierdzisz. Słyszałem, że niegrzeczne dziewczynki mają więcej zabawy – odpowiedział, uśmiechając się dwuznacznie. Ucieszył się, że Sloane wszystko zrozumiała i podjęła jego grę. Dzięki temu może uda mu się uniknąć w barze podłogi zasłanej trupami, których na dodatek Fabrizio na pewno by po sobie nie posprzątał.
- Tak? – spytał, słysząc o piżamkowym problemie i pochylił się w jej stronę. – A to ci przypadek! W takim razie będę musiał pozbyć się moich. Tylko tak będzie fair… - dodał, starając się brzmieć dosyć uwodzicielsko. A co, niech Fab i Bri myślą sobie, że on i Sloane urządzą sobie małe party dla nudystów.
Dalej sprawy potoczyły się dosyć szybko. Sloane i Lorenzo całowali się w najlepsze, co najwyraźniej podziałało zgodnie z zamierzeniami. Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, Rinaldich nie było w zasięgu wzroku. Enzo mógł sobie tylko wyobrazić, że Brianna pewnie oniemiała, co zapewne skwapliwie wykorzystał Fab i wyprowadził ją z baru. Tak czy siak, trupia katastrofa napędzana zazdrością została zażegnana.
- Uff, teren czysty – skomentował głupio. Cieszył się, że stoi za barem, bo dzięki temu Sloane nie zdawała sobie sprawy ze stanu innych rzeczy, które też stały. Gdyby się zorientowała, sytuacja stałaby się jeszcze bardziej niezręczna.
- Nie chcesz wiedzieć – odparł automatycznie. Sięgnął po kieliszek i nalał sobie drinka, po czym opróżnił go jednym haustem. – Może kiedyś Ci wyjaśnię, na razie jestem zbyt trzeźwy na tą opowieść.
O tak, historia utraty pamięci przez Bri i jej późniejszych zachowań była dosyć szalona, zwłaszcza, że Lorenzo musiałby napomknąć też o Fabie i jego przygodach ze zwłokami, a to nie byłoby zbyt mądre, zwłaszcza że próbował utrzymać Sloane jak najdalej od mafii, a opowiadanie o mafijnych sprawach mijało się z tym celem.
- Niestety, wiem o tym – westchnął, gdy mu o tym przypomniała. Cóż, będzie musiał jakoś to przeżyć i wywiązać się z przysługi. Zdawał sobie sprawę, że zapewne będzie wiązała się ona z mafią, ale przysługa to przysługa i Enzo wywiąże się z niej, chociaż nie miał zamiaru wspierać misji Sloane zrekrutowania się w mafijne szeregi.
Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Sloane stwierdziła, że dosyć tego dobrego (a raczej dosyć drinków autorstwa Enza) i ulotniła się, póki jeszcze mogła stać na nogach, a Enzo kontynuował swoją zmianę.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Sloane & Lorenzo #1
» Lorenzo/Sloane - Loane
» Brianna & Fabrizio #1
» Fabrizio/Brianna - Fabrianna
» Webster Hall {Brianna & Fabrizio}

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: