IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Corrie & Gideon #2

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Corrie & Gideon #2 Empty
PisanieTemat: Corrie & Gideon #2   Corrie & Gideon #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:53 am

Gideon na punkt docelowy halloweenowej imprezy wybrał oczywiście hotel Sinclairów. Może i impreza u Castellanów stwarzała więcej okazji do podsłuchania różnych interesujących i niewygodnych dla ludzi sekretów, ale biznes Sinclairów zaczął wreszcie podnosić się z kryzysu niczym feniks z popiołów i Fawley, jako przyjaciel Gavina, czuł się zobligowany do tego, żeby okazać tej familii swoje wsparcie. Na imprezę zabrał jedną ze swoich "znajomych" z redakcji. Co prawda wolałby pojawić się sam, niż słuchać czyjegoś irytującego paplania nad uchem przez cały wieczór, ale było to z jego strony posunięcie czysto taktyczne. Ilekroć pojawiał się gdzieś samotnie, zaraz otaczał go tłumek nowojorskich singielek, chcących ustrzelić dla siebie taką dobrą partię. Przyjście z kimś uwalniało go od takich sytuacji i narażało co najwyżej na pożądliwe spojrzenia rzucane z daleka. Co odważniejsza desperatka próbowała także sugestywnego ssania wisienek z drinka, ale spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Gideon i jego towarzyszka pojawili się na miejscu. Gavina nigdzie nie było, czemu zresztą nie można się dziwić, bo rodzina wciąż nie była skłonna mu wybaczyć. Takie sprawy wymagają czasu. Ku rozczarowaniu Fawleya, nigdzie nie mignęła mu także ruda czupryna. Mógł jednak się spodziewać, że Cordelia spędzała ten wieczór z mafiozem. Najwidoczniej ten niezmiernie ekscytujący romans jeszcze jej się nie znudził. Cóż, Gideon chyba nigdy nie zrozumie kobiet...
Po wymienieniu uprzejmości z napotkanymi znajomymi, Gid wraz z towarzyszką udali się do baru. Fawley zostawił ją przy jednym ze stolików, a sam ruszył do baru złożyć zamówienie.



Choć Corrie z chęcią udałaby się na imprezę u Castellanów, bo lubiła stylowe przebieranie się, moda lat 20 była taka szykowna, a w dodatku mafiozi umieli rozkręcać imprezy, ten wieczór był ważny dla jej rodziny i nie miała zamiaru ich opuszczać. Tak jak reszta Sinclairów, kręciła się więc gdzieś w pobliżu, żeby dawać dobry przykład, a przy okazji dzięki swojemu wrodzonemu talentowi do rozkazywania innym, pomagała Elizabeth w utrzymywaniu odpowiedniego poziomu usług podczas imprezy. Chyba nikt nie nadawał się do tego lepiej, niż Corrie. Niestety, nie sądziła, że Gid również się tu pojawi, w dodatku w towarzystwie jakieś niemodnej wywłoki. Podejrzewała raczej, że będzie gdzieś zapijał z jej marnotrawnym bratem, a jednak... Całe szczęście, że po tym drugim nie było tutaj śladu, bo ganianie go z widłami przez pół hotelu nie byłoby zbyt dobrą reklamą. No chyba, że ktoś lubi kabarety.
Corrie zapewne kręciła się w pobliżu z Iris dopóki nie pojawił się Logan, bo wtedy bardzo taktycznie udała się do baru, żeby nie cockblokować siostry. Idąc we wspomnianym kierunku, dostrzegła Gideona z jakąś wywłoką. Że też miał czelność tu przyjść i to z takim czymś... Dramat. Corrie nie mogła sobie odmówić podbicia do niego.
- Fawley! Mam nadzieję, że mój brat marnotrawny nie przyjdzie? - nie ukrywała nawet, że Gavin nie był tutaj mile widziany. - Bazarowa kiecka i buty z zeszłego sezonu... Długo jej szukałeś? - rzuciła z wyraźnym rozbawieniem, dając do zrozumienia, że zauważyła go z "nowym nabytkiem". Na inteligentną to ona też nie wyglądała, jeżeli Corrie ma być szczera.


Samotność Gideona przy barze nie trwała długo, bowiem po chwili dołączyła do niego Corrie. Fawley zręcznie ukrył zdziwienie, że była tutaj, zamiast na imprezie Castellanów, chociaż może jednak nie było to tak zaskakujące, biorąc pod uwagę to, że rodzina starała się prezentować zjednoczony front, zwłaszcza w obliczu powrotu Gavina.
- Myślę, że Gavin ma dość instynktu przetrwania, żeby się tutaj dzisiaj nie pokazywać. W dniu, w którym większość lubi się przebierać, łatwo mógłby się nadziać na czyjeś widły - stwierdził, znacząco unosząc brew. O tak, był świadomy tego, że plany bliźniaczek dotyczące ich marnotrawnego brata zazwyczaj wiązały się z widłami i wywożeniem na taczce.
- Nie musiałem nawet szukać - odparł, wzruszając ramionami. Zresztą, przecież nie kłamał, na zainteresowanie ze strony płci przeciwnej nigdy nie mógł narzekać. No, chyba że było go zbyt dużo. - A gdzie mafijny pachołek? Nie chciał zaprosić cię do wspólnego świętowania z jego rodzinką? Pewnie nie spodobałby im się ktoś, kto w wolnym czasie poleca ludziom buty od projektantów, zamiast betonowych bucików.
Jeśli Corrie zamierzała komentować wybór jego towarzyszki, on nie zamierzał pozostać jej dłużny, nawet jeśli domniemany towarzysz Sinclairówny był tego wieczoru nieobecny. To nawet czyniło całą sytuację zabawniejszą.


Gideon nie powinien wcale czuć się tak zdziwiony obecnością Corrie na imprezie. Ruda zawsze stała murem za swoją familią, nic więc dziwnego, że postanowiła pojawić się na organizowanej przez braci imprezie. Co prawda pewnie lepiej by się bawiła u mafiozów, bo miałaby tam chociaż kompana, ale co poradzić, kiedy Castellanowie upatrzyli w Halloween okazję to zorganizowania imprezy z motywem przewodnim, tak dobrze do nich pasującym. Jakoś przeżyje ten wieczór, krzycząc i rozkazując plebsom, obgadując marne stroje innych, sextingując z Vittem i, jak widać, rozmawiając z Gideonem, żeby nie dopuścić go do wieśniary, z którą przybył do hotelu. Szykował się wieczór pełen pracy dla Corrie.
- Nie zapominaj o taczce z gnojem. Iris zawsze ma jedną w pogotowiu - tak naprawdę nie miała, ale przecież mieszkali w Nowym Jorku, gdyby chciały, z pewnością dałyby radę załatwić taczkę pełną gnoju.
- To sam przyciągasz koszmarnie ubrane ofiary losu? - spytała, zupełnie odwracając znaczenie jego słów. - Nie chcę nic mówić, ale to raczej źle o Tobie świadczy - nie ma to jak szczerość. - Z tą już raczej nie da się niczego zrobić, bo śmierdzi plastikiem na kilometr, ale skoro taki z Ciebie magnes na wieśniaczki, to może dam Ci parę swoich wizytówek i jeszcze niektóre przypadki da się wyciągnąć z ubraniowego bagna - zaproponowała wspaniałomyślnie. I bynajmniej nie chodziło jej tutaj o to, by zgnębić jakąkolwiek nieszczęśnicę, która raczy przyczepić się do Gida. Skądże. Niby zawodowo zajmowała się poprawianiem stylu ludzi, ale nie była cudotwórczynią. Nie z każdym maszkaronem da się cokolwiek zrobić.
- U siebie. Chyba słaby z Ciebie redaktor, skoro nie wiesz, że dzisiaj jest impreza u Castellanów - skwitowała z lekką kpiną w głosie, niczego nie robiąc sobie z jego słów. Dla Corrie to było dość logiczne, że Vitt został na imprezie w rodzinnym hotelu, zamiast wspierać w tym ważnym dniu "konkurencję". Nawet, jeżeli z tą konkurencją sypia. To dwie zupełnie różne rzeczy.


Źródła Gideona donosiły, że w ostatnim czasie Corrie coraz częściej widywano w towarzystwie Vittoria Castellana, łatwo było więc założyć, że i Halloween chciałaby spędzić w jego towarzystwie. Znaczna część familii Sinclairów była obecna na miejscu, nikt więc raczej nie miałby jej za złe, gdyby zechciała się ulotnić prosto w objęcia mafioza. Miło jednak było zobaczyć, że lojalność wobec rodziny była dla Corrie najważniejsza. Gavin z pewnością mógłby się czegoś nauczyć od swojej młodszej siostry.
- No tak – roześmiał się, słysząc wzmiankę o taczce. Gavin najwidoczniej wcale nie potrzebował wrogów, by go wykończyli – jego siostry były wystarczająco mściwe. Gideon czuł się trochę głupio, śmiejąc się z nieszczęścia przyjaciela, ale zdawał sobie sprawę, że Gav sam był sobie winny. Plus póki co w familii Sinclairów nie doszło do żadnych rękoczynów, więc nie było się czym martwić.
- Nie muszą długo pozostać ubrane – rzucił bezczelnie, posyłając jej najbardziej dwuznaczny ze swoich uśmiechów. Nie, żeby musiał sypiać z kimś każdego wieczoru i tak po prawdzie, to niespecjalnie miał ochotę dobierać się do swojej dzisiejszej towarzyszki, ale irytowanie Corrie warte było rzucania tych sugestii. – Sama widzisz, że ubranie jest dosyć nieistotne – dodał, wiedząc, że zapewne się z nim nie zgodzi. W końcu wraz z Iris żyły z poprawiania stylu różnych ofiar mody. – Więc przeszkadza ci moja randka, ale jeśli możesz ubić na tym interes, to przestaje być istotne? Sprytnie, nic dziwnego, że biznes tak dobrze się kręci – odparł drwiąco. Zgoda, rozumiał obsesję Corrie na punkcie mody, ale o dziwo zazwyczaj obiektami jej kpin padały jego „koleżanki”, a nie wszystkie były tak samo tandetne. Zaczynało go to trochę irytować.
- Wręcz przeciwnie, mam tam już swoich ludzi – odparował, nie dając się zbić z tropu. Co prawda była tam tylko Mak i paru fotografów, ale takie sformułowanie brzmiało dostojniej. – Tak tylko pytam, bo ostatnio bywacie nierozłączni – skomentował złośliwie. Nie podobało mu się, że Corrie spędza tyle czasu z Vittoriem. Owszem, sam przyjaźnił się z Lorą, ale ona nigdy nie była tak bardzo zaangażowana w rodzinne interesy, jak męska część jej rodziny. Do Vitta zwyczajnie nie miał zaufania i wolałby, żeby trzymał się z daleka od rudej Sinclairówny.


Może i bratanie się z mafiozem nie było z jej strony zbyt rozsądnym posunięciem, jednak Corrie o to nie dbała. Zdążyła już poznać Vittoria, dobrze się dogadywali zarówno w łóżku, jak i poza nim, oboje byli na swój sposób samotni. Wiedziała, że pomimo złej reputacji Castellanów, nigdy by jej nie skrzywdził, więc nie dbała o to, co robił, gdy się z nią nie spotykał. No bo i po co? Vittorio miał w sobie chociaż na tyle jaj, by nie wyprzeć się zażyłości z Corrie, czego niestety nie można powiedzieć o Gideonie...
- Może i nie muszą, ale skoro na zewnątrz wyglądają fatalnie, na Twoim miejscu bałabym się sprawdzić co kryją pod warstwą z tych szmat do podłogi - nie obrażając szmat do podłogi, bo u Sinclairów w domu, to nawet ściery do podłogi są bardziej gustowne niż wdzianko wywłoki Gida. No, ale Corrie tak tylko mówi...
- Co ja poradzę, że ubieranie ludzi to moje powołanie. Dobrze ubrani ludzie nie powinni patrzeć na takie paskudztwa każdego dnia - tak się po prostu nie godzi. Poza tym, co Corrie mogła poradzić na to, że zwykli źle ubrani ludzie nie denerwowali jej na tyle, co wywłoki Gideona? - A więc wysłałeś tam kogoś z rodzeństwa, bo Tobie się nie chciało? - podsumowała, zapewne bardzo trafnie. Jak ona dobrze go znała. - Nawet mi schlebia, że z takim uporem śledzisz moje życie towarzyskie, ale może zajmij się swoimi sprawami? - podsunęła złośliwie, bo jego przytyki zaczęły ją już denerwować. O co mu niby chodziło? Sam ją olał, a gdy zaczęła spotykać się z innym, to nagle miał z tym jakieś problemy. Faceci byli tacy dziwni...
- Ale jeżeli już musisz wiedzieć, to nocna wizyta będzie o wiele ciekawsza niż jakaś tam impreza. O ile wiesz co mam na myśli - dodała sugestywnie, upijając łyka ze swojej szklaneczki.


Pewnie śmierdziało to trochę hipokryzją ze strony Gideona, zwłaszcza że wiedział o Chucku i Letty, a jakoś brata nie krytykował, ale w przypadku Vittoria i Corrie nie mógł się powstrzymać. Zapewne z oczywistych względów nie lubiłby mafioza nawet wtedy, gdyby ten zajmował się działalnością zgodną z prawem, ale mafijne interesy stanowiły dla Fawleya wygodną wymówkę.
- Dobrze wiesz, że niczego się nie boję. Odrobina adrenaliny jest dobra na wszystko – odparł niezrażony. Zdążył już się zorientować, że Corrie lubiła się czepiać wielu jego decyzji, więc nie przejmował się jej słowami.
- Nikt cię nie zmusza, żebyś patrzyła – zasugerował niewinnie, dając jej do zrozumienia, że przecież w każdej chwili może sobie pójść. Tyle było miejsc w hotelu, gdzie mogła przesiadywać, a jednak zdecydowała się tkwić tutaj i obrzydzać Gideonowi jego randkę, czy cokolwiek to było.
- Od tego jest się szefem, żeby nie musieć robić tego, na co niespecjalnie ma się ochotę. Taka drobna rada na przyszłość, jeśli kiedykolwiek rozwiniesz swój biznes – odparł, wzruszając ramionami. Z tego co wiedział, ona i Iris nie miały póki co żadnych pracowników i większość rzeczy musiały robić osobiście, w związku z tym nie widział powodu, by znosić przytyki Corrie w tej materii.
- Proszę cię - żachnął się, sięgając po swojego drinka i upijając z niego łyk. – Śledzę życie towarzyskie całej nowojorskiej elity. To przecież moja praca – wiem wszystko o wszystkich – powiedział. O tak, papcio Fawley byłby dumny. Wychował swoje dzieci tak, że doskonale znały się na rodzinnym interesie i wiedziały, skąd się biorą wpływy ich familii.
- Możesz nagrać mi to na video, wtedy ocenię, czy taka ciekawa. Ale ostrzegam, obejrzę dopiero jutro, bo dzisiaj mogę być dosyć… zajęty – podsunął bezczelnie, rzucając znaczące spojrzenie w kierunku stolika, gdzie siedziała jego towarzyszka. O tak, dwoje mogło grać w tę grę, Corrie nie była jedyną osobą dobrą w te klocki.


To był dość normalny odruch. Corrie w zasadzie działała podobnie. No bo niby dlaczego tak bardzo wytykała Gideonowi brak wyczucia stylu u "wybranych" przez niego kobietach? Gdyby spojrzeć na to w ten sposób, jej działanie było całkiem uzasadnione i logiczne. No ale Gideon, jak każdy facet, był ślepy i zupełnie nie ogarniał.
- Może i tak, ale jak to mówią, niektórych rzeczy nie da się odzobaczyć - odparła, niby to niewinnie, zatapiając na chwilę usta w alkoholu. Co prawda robiło jej się niedobrze na samą myśl, że Gideon miałby coś robić z wywłoko-wieśniarą, jednak nie dała niczego po sobie poznać. Nie powinno jej to obchodzić i taki właśnie miała zamiar. Corrie chociaż miała pewność, że pod ubraniami Vittorio wyglądał równie dobrze jak w nich. Nie musiała zgadywać, czy warto owe ubrania w ogóle z niego ściągać, czy też nie.
- Niby nie, ale straszyło siedzi sobie w moim rodzinnym hotelu, więc mimowolnie muszę na to patrzeć - może nie ciągle, może mogła pójść gdzieś indziej, ale... Widocznie na obecną rozrywkę wybrała sobie obrzydzanie Gideonowi spotkania. Bo kto bogatemu zabroni.
- No bo widzisz, są pewne biznesy, gdzie najważniejszą robotę musi wykonywać jak to mówisz szef, a nie jakieś plebsy, które nie znają się na rzeczy - odparła, wzruszając ramionami. Jak chcesz coś zrobić dobrze, zrób to sam. Albo wesprzyj się siostrą bliźniaczką! Ale Gideon tego nigdy nie zrozumie, bo tak naprawdę artykuły mogło pisać wiele osób, a znać się na modzie i umieć odpowiednio dobrze kogoś obcego ubrać - to już było prawdziwe wyzwanie, któremu tak naprawdę sprostałoby niewiele osób.
- Nagrywanie video wygląda raczej na działkę twojej bazarowej baby - skwitowała równie złośliwie, co on.


Cóż, może gdyby Corrie częściej była dla niego miła, Gideon szybciej zorientowałby się, o co tak naprawdę chodzi. A tak wydawało mu się, że po prostu lubi go gnębić. Mężczyźni…
- Podtrzymuję swoją propozycję – w takim razie lepiej nie patrz – poradził jej. Jeśli coś się komuś nie podoba, lepiej się w to nie zagłębiać. Dla Gideona był to całkiem prosty koncept, Corrie jednak najwyraźniej nie potrafiła tego zostawić w spokoju i musiała dokładnie wszystko skomentować.
- Z tego co wiem, hotel jest otwarty dla różnych ludzi. Gdyby Ci to umknęło, na tym opiera się cały koncept hotelarstwa – odparł, przewracając oczami. Wiedział, że Corrie chętnie wprowadziłaby jakąś selekcję gości, ale póki pozycja biznesu Sinclairów wciąż była niepewna, nikt nie zgodziłby się na takie pomysły.
- Jestem pewien, że mojemu rodzeństwu będzie bardzo miło, kiedy się dowiedzą, jakimi są plebsami – stwierdził, sięgając po swój kieliszek. Corrie swoją uwagą miała zamiar urazić Gideona, a mimowolnie obraziła większość familii Fawleyów. Było to niezbyt mądre, zważywszy na to, że byli jednymi z ważniejszych klientów hotelu. Oczywiście Gideon również się do nich zaliczał, ale on był szczególnym przypadkiem, a sytuację jego i Corrie rozpatrywało się w oddzielnych kategoriach.
- O, znakomity pomysł! – ucieszył się, jakby serio zaczął coś takiego rozważać. – W takim razie musze załatwić kamerę, a potem wyślę Ci nagranie. Może czegoś się nauczysz.


Mężczyźni niestety byli na bakier z myśleniem i dlatego wychodziło jak wychodziło... Zresztą, Corrie miała urażoną od dawna dumę przez to, jak ją WTEDY potraktował, więc raczej wcale nie chciała z nim być. Co nie znaczyło, że by pozwoliła, by był z jakąś szmatą, dlatego musiała mu przy tym uprzykrzać życie. Jej zdaniem miał to, na co zasłużył.
- Niestety, tego nie zmienię, ale Ty mógłbyś przychodzić tu z lepszym sortem ludzi - wzruszyła lekko ramionami. Skoro już musiał pokazywać jej się bezczelnie przed oczami z jakąś babą, to mógł chociaż wybrać lepiej ubraną. Albo nie, bo wtedy Corrie musiałaby bardziej wysilać się, by wymyślić jakieś przytyki. I byłaby bardziej zazdrosna, ale do tego nigdy w życiu by się nie przyznała.
- Tak samo miło jak dowiedzą się, że masz ich za "swoich ludzi". Coś mnie ominęło i Twój ojciec przestał już być szefem wszystkich szefów? - spytała, bo sam Gid też nie wyrażał się zbyt dobrze. Nie był nawet dyrektorem, żeby tak się rządzić.
- Lepiej sam pooglądaj jakieś nagrania, a może będziesz mógł sobie pozwolić na kogoś lepszego - skwitowała niezrażona. Ale wreszcie podbiła do nich pasztetowa, więc Corrie uznała, że nie ma zamiaru dłużej z nim dyskutować, bo od samego patrzenia na tamtą wywłokę bolały ją oczy, więc szybko zwinęła się gdzieś dalej, zostawiając ich samych.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Corrie & Gideon #2
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Corrie & Gideon #1
» Gideon
» Corrie
» Corrie's phone
» Gideon/Cordelia - Gidie

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: