IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Valentina & James #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Valentina & James #1 Empty
PisanieTemat: Valentina & James #1   Valentina & James #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:25 am

Pomysł weekendowego wyjazdu do Las Vegas zrodził się w głowie Val spontanicznie i nie sądziła, że uda jej się namówić Jamesa do wyjazdu w tak krótkim czasie, ale jak się okazało została mile zaskoczona. Ale z drugiej strony, studenci mieli wakacje, to i taki James miał urlop, więc mógł sobie pozwolić na wyjazd. Rinaldi cieszyła się, że nawet Fab kupił bajeczkę o wyjeździe z przyjaciółkami i nawet darował sobie wspomnienia o tym, by nie wracała stamtąd z mężem, bo będzie pływał z rybkami.
Wszystko ułożyło się tak jak powinno i już w piątek po południu para wylądowała na lotnisku w Las Vegas. Odstawili bagaże do hotelu, pozwiedzali trochę miasto, a wieczorem naturalnie udali się na imprezę.
I to wszystko prowadzi nas do chwili obecnej, kiedy po zakrapianej alkoholem nocy Val i James spali sobie w najlepsze w pokoju hotelowym, jeszcze nieświadomi tego, co zrobili poprzedniej nocy. Zapewne spaliby jeszcze dłużej, gdyby nie dźwięk upierdliwego dzwonienia do drzwi. Nadaktywna obsługa hotelowa jednak wcale nie jest plusem. Val wymruczała pod nosem coś w stylu 'idź sobie', zakrywając sobie głowę poduszką. Jeszcze nie zdążyła dobrze się przebudzić, a już czuła, że zaczyna rozsadzać jej czaszkę. Ile ona wczoraj wypiła?
- Jak zaraz nie przestanie to zabiję gnojka - wymamrotała pod nosem, unosząc głowę spod poduszki z przymrużonymi oczami.


James nie należał do osób, które powiedziałyby nie pomysłowi wyjazdu do Vegas, zwłaszcza, że był to pomysł Val i zapewne finansowany z mafijnych zasobów familii Val. Same plusy, możnaby rzec. Jedynym minusem było to, co zrobiłby jej brat, gdyby się dowiedział, ale czego Fabrizio nie widzi, to go nie zaboli.
Zgodnie z planem, James i Valentina przybyli do celu swojej wyprawy, trochę pozwiedzali, a wieczorem ruszyli w miasto, żeby oddać się swawoli i rozpuście, co z perspektywy czasu należałoby ocenić jako niezbyt rozsądne...
Rano obudziło ich dzwonienie do drzwi. James niechętnie otworzył oczy, skacowane jak reszta jego skromnej osoby.
- Doprawdy, co za gówniany hotel, nie uczą ich tutaj zasad dobrego wychowania... - skomentował, spoglądając na Val. - Jeśli go zabijesz, pomogę Ci schować zwłoki.


Trip do Vegas za kasę z mafii zawsze spoko! James miał w sumie szczęście, że póki co żył sobie w niewiedzy tego, że spotyka się z siostrą mafiozy. Czasami lepiej nie wiedzieć. Niestety, zbyt długo tej błogiej nieświadomości mu już nie pozostało...
- Umowa stoi - kiwnęła jeszcze dosyć zaspanie głową. Wreszcie upierdliwe dobijanie się do drzwi ustało, a Val i jej uszy odetchnęły z ulgą. Opadła głową z powrotem na poduszki. A tak dobrze jej się spało... Teraz pozostała już tylko szara rzeczywistość i zmaganie się z kacem przez cały dzień. Ale cóż, chciało się bawić, to teraz trzeba za to zapłacić.
- Chyba już nie zasnę - wymruczała. - Czuję jak powoli zaczyna rozsadzać mi czaszkę - ponawiam pytanie, ile oni wypili? bo Val czuła, jakby poprzedniej nocy wlała w siebie co najmniej morze alkoholu. - Która godzina? - wymamrotała. Przeturlała się na drugi bok, sięgając na stolik nocny po telefon, jednak obok niego dostrzegła biały papier.
- Co do... - zaczęła, spoglądając na owy papier. - O cholera... - tylko na tyle było ją teraz stać.


Cóż, niewiedza była dobra, bo nie groziła betonowymi bucikami ani niczym takim. I tak mieli sporo szczęścia, że przez dosyć długi czas udało im się ukrywać przed Fabriziem, bo mogłoby być nieciekawie.
Nareszcie natręt spod drzwi zrozumiał wskazówkę i dał sobie spokój. Głowa Jamesa przyjęła to z wielką wdzięcznością. Zawsze sobie powtarzał, że to ostatni raz, kiedy doprowadza się do takiego kaca, ale cóż, alkohol nie przyjmował odmowy.
- Cholera, ja też nie - mruknął, niezbyt zachwycony tą perspektywą. Przydałoby mu się więcej snu. Na przykład cały dzień. Albo tydzień. Albo miesiąc.
- Dochodzi dwunasta - odparł, rzucając okiem na swój telefon, chociaż Val zdążyła już dotrzeć do swojego.
- Co tam masz? - zainteresował się tym, co podniosła z nocnego stolika. Zajrzał jej przez ramię i zdębiał. - Val? Czemu trzymasz akt ślubu z naszymi nazwiskami?


Tak naprawdę mieli szczęście w nieszczęściu Faba, który miał teraz większe problemy na głowie, jak chociażby żonę bez pamięci, która obrała sobie za cel flirtowanie z jego kumplem, by przesadnie interesować się życiem swojej siostry. Problemy najwyraźniej uśpiły jego czujność, ale już niedługo.
- Spytałabym ile wczoraj wypiliśmy, ale czuję, że dużo - takie pytanie raczej nie miało sensu, skoro oboje już teraz byli trochę półżywi. Kac morderca nie ma serca.
- A dlaczego akt ślubu z naszymi nazwiskami tutaj leży? - kolejne idiotyczne pytanie, ale w tej chwili najwyraźniej tylko na takie było ich stać. Nie wymagajmy zbyt wiele od dwójki skacowanych ludzi. - To jest chyba prawdziwe... - jeszcze głupszym byłoby chyba sprowadzenie sobie podróbki aktu ślubu. To odpadało. - Jak w tym filmie z Cameron Diaz. Jak mogliśmy wpaść na tak durny pomysł - oho, chyba komuś odechciało się spać. Val jeszcze nie wpadła na to, że może zostać wdową szybciej niż zdąży zaprosić brata na rodzinny obiadek. Ale może to i lepiej, dodatkowy stres w tej sytuacji był niepotrzebny.


Póki co lepiej, że nic nie wiedział, bo wkurwiony Fab to straszny Fab. Kto wie, czy nie zafundowałby siostrze przymusowego singielstwa, czy, już teraz, wdowieństwa.
- Dużo za dużo - podsumował z nieywraźną miną. A trzeba było tyle nie pić... Ale najwidoczniej udzielił im się nastrój Las Vegas.
- Cholera - zdołał z siebie tylko niezbyt inteligentnie wykrztusić. - Pokaż - zażądał, po czym wziął z rąk Valentiny ów świstek, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Niestety wyglądał na prawdziwy.
- Jasna dupa - skomentował, kręcąc głową z niedowierzaniem dla własnej głupoty. - Nie, żebym kiedyś nie rozważał ślubu, ale wiesz, w przyszłości, większa stabilizacja, wyższy roczny dochód... - dodał jeszcze. - Co teraz zrobimy?



Lepiej nie straszyć świeżo upieczonego małżonka ciemną stroną familii, w którą się wżenił. W końcu i tak do tego starcia dojdzie, ale chyba w tym przypadku lepiej później niż wcześniej. To, że udzielił im się nastrój to jedno, ale żeby podążyć szlakiem miliona spitych ludzi i wziąć ślub w towarzystwie przebranego za Elvisa nieznajomego? Słabe, bardzo słabe.
- Ty chociaż masz pracę! Ja mam dwadzieścia jeden lat i dopiero studiuję - pewnie dalej była na garnuszku u rodziców, chociaż w jej przypadku właściwszym określeniem byłoby, że starzy przelewają jej kasę na konto jak na ludzi XXI wieku przystało. - Nie chciałam się jeszcze hajtać. Nie przez najbliższe pięć lat - co najmniej. - Nie mam pojęcia - wymruczała i ponownie opadła na poduszki, zakrywając sobie twarz dłońmi. Boląca głowa, kac, a do tego taka wiadomość... - Mój brat nas zabije - rzuciła, jednak dopiero po chwili dotarł do niej sens jej słów. PRAWDZIWY sens jej słów. Fab ich zabije. A potem wskrzesi by ponownie zabić Jamesa za poślubienie jego siostry w tajemnicy. Nie wspominając już o tym, że kładł na niej swoje łapska. Momentalnie podniosła się do pozycji siedzącej, uświadamiając sobie potencjalne zagrożenie ze strony Rinaldiego. - Fab nie może się dowiedzieć - tylko na jak długo coś takiego może pozostać tajemnicą...?


Każdego kto przyjeżdża do Vegas powinni przed tym ostrzegać. Chociaż kto wie, może miasto ma nielegalną umowę z prawnikami i daje im zarabiać na tych wszystkich rozwodach? Biznes musi się kręcić.
Do Jamesa z trudem docierała nowa sytuacja, w jakiej się znaleźli. Zawsze nabijali się z debili, którzy hajtali się po pijaku, a tu taka niespodzianka. A trzeba było zostać abstynentem...
- Jestem za młody żeby umierać - stwierdził, robiąc do Val oczy kota ze Shreka. Po chwili jednak spoważniał. - W takim razie musimy utrzymać to w sekrecie.


Może i powinni, ale Vegas słynęło z takich ślubów, więc czemu mieliby się tego pozbywać? Chyba większość ludzi kojarzyło Vegas właśnie z Elvisowymi hajtnięciami po pijaku. Smuteczek, że dopadło to akurat Val i Jamesa. Jeszcze większy smuteczek, jeśli Fab się dowie.
- A ja nie chcę zostać 21-letnią wdową - i hej, mimo tego, że znaleźli się w nieciekawej sytuacji, Val chciała z nim być. Jakoś sobie z tym poradzą, o ile nie wplączą w to mafii. Wtedy mogłoby być problematycznie.
- Nie martw się, nie dam Cię zabić - biedny James, nie wiedział jak bardzo dosłowne jest to zdanie. I że wisi nad nim faktyczna groźba kamiennych bucików... Czasami chyba lepiej nie wiedzieć. - Popieram - przystała na jego propozycję. - A mogliśmy jechać na plażę w Miami... - pokręciła głową. Teraz już za późno na gdybanie.


No właśnie, gdyby padło na kogoś innego, możnaby się było łatwo z tego śmiać, ale James i Valentina nie mieli zbyt wesoło. Znając Faba, to on w pakiecie do wesela może im jeszcze dorzucić pogrzeb pana młodego, więc...
- Masz rację, to nie wyglądałoby ładnie w Twoim życiorysie - zażartował, ale po chwili spoważniał i objął ją ramieniem. - Hej, jakoś sobie poradzimy - dodał, próbując ją pocieszyć. W końcu mogło być gorzej, mogli po pijaku zrobić sobie tatuaż w kształcie przyrodzenia albo coś sobie amputować.
- Zawsze możemy tam pojechać w podróż poślubną - stwierdził, szczerząc się. Brawa za znajdowanie plusów w każdej sytuacji, James.


Właściwie, gdyby nie Fab, to nie byłoby nawet tak źle. Jak ich związek przetrwa, to ślub już mają, a jeśli nie, to zawsze mogą wziąć rozwód. W dzisiejszych czasach to nie problem, zwłaszcza, że nie mieli wspólnego majątku, dzieci, ani nic z tych rzeczy. Poza tym, to ślub z Vegas, więc pewnie da się załatwić rozwód szybciej niż w przypadku normalnego ślubu. Bez spiny.
- Cóż, zawsze mogło być gorzej. Mogliśmy hajtnąć się z jakimiś nieznajomymi - którzy byliby tłuści i śmierdzieli i w dodatku nie chcieli się od nich odczepić. Albo mogli trafić pod nóż psychopaty... Mało to takich? Jakby nie było, zawsze mogło być gorzej.
- A tak przynajmniej mam przystojnego męża - mrugnęła do niego i pochyliła się, żeby go pocałować. - Podoba mi się Twój tok myślenia - zaśmiała się. No proszę, tacy to potrafią nawet znaleźć plusy takiej sytuacji. Cóż, dopóki Fab się nie dowie, to będzie dobrze.


Niestety, posiadanie przez Valentinę brata-mafioza-grabarza-gniewnego mściciela nieco zmniejszało ich szanse na happy end, ale nie można poddawać się bez walki. A nuż Fab nie będzie taki agresywny? Dobra, kogo my oszukujemy...
- Właśnie, albo mogłem trafić na geja, a Ty na wąsatą lesbijkę - pokiwał głową, słysząc jej słowa. - To dopiero byłby przypał, pokaż się tak innym ludziom.
- Zawsze wiedziałem, że lecisz tylko na mój wygląd - zażartował, po czym oddał jej pocałunek. - A widzisz, nie bez powodu trzymają mnie tak długo na uczelni i każą mi nauczać to stado debili - powiedział, mając na myśli swoich drogich studentów. - Ty oczywiście jesteś wyjątkiem - odparł, zgodnie z prawdą.


Chyba grunt to przeczekać najgorsze, czyli początki. Może jak Fab przyzwyczai się do myśli, że jego mała siostrzyczka ma męża, to będzie można uwolnić Jamesa z bunkra? Dobra, z tym bunkrem to żart, choć chyba byłoby lepiej go gdzieś ukryć. Bezpieczniej.
- Nie pokazałabym się tak ludziom przed rozwodem - chociaż po pewnie też nie powinna. Nawet pod wpływem alkoholu wstydem byłoby wyjść za takiego maszkarona.
- Nie tylko. Masz też inne przydatne funkcje - mrugnęła do niego. If you know what I mean. Tak naprawdę, Val leciała na całokształt.
- Oczywiście - z grzeczności nie zaprzeczyła. - Proponuję, żebyśmy po prostu zobaczyli co z tego wyjdzie. Bo jeśli jednak będziemy chcieli, rozwód zawsze można wziąć - a nuż nie będzie im potrzebny? Oszczędzą na prawnikach i tak dalej.
- Wiesz co... Tak sobie myślę, że trzeba by powtórzyć tą noc poślubną - skoro nic z niej nie pamiętają to chyba trzeba!


Może w międzyczasie zdarzy się też, że Brianna odzyska pamięć i Fab tak się ucieszy, że aż złagodnieje. Taka opcja chyba byłaby najbezpieczniejsza, bo Fab póki co chyba nie jest zwolennikiem posiadania szwagra i tak szybko się to nie zmieni.
- Ja też. Chociaż to niesprawiedliwie, tak łatwo można wziąć ślub, a załatwić rozwód już jest gorzej... - stwierdził. O tak, prawnicy pewnie sporo kasy zbijali na takich ludziach, co się hajtnęli w Vegas.
- Doprawdy? To może mnie oświecisz w tym temacie? - zaproponował zachęcająco, unosząc brew. Skoro już poruszyła ten temat, to mogła mu pokazać w praktyce.
- Masz rację - zgodził się. - Skoro żywimy do siebie i tak ciepłe uczucia, to nie powinno być nam tak trudno być małżeństwem - powiedział, puszczając do niej oko. W końcu i tak nic się między nimi nie zmieniło, poza tym urzędowym świstkiem, leżącym na nocnym stoliku.
- Masz dzisiaj bardzo dobre pomysły - przyznał, odgarniając jej kosmyk włosów z czoła. - Skoro nic z niej nie pamiętamy, to się nie liczy.


- No niestety, co zrobisz - wzruszyła lekko ramionami. Tak naprawdę Val była na tyle pogodną osobą, że ten ślub mimo początkowego "oh shit" wcale jej tak nie dołował. Ba, coraz bardziej jej się to podobało! Oczywiście do czasu kiedy Fab się nie dowie i zostanie przedwcześnie wdową... Yup, trzeba tego za wszelką cenę uniknąć.
- Zobaczymy jak nam to wyjdzie, Mężu - mrugnęła do niego. Co prawda nie podejrzewała, że w wieku dwudziestu jeden lat będzie już mężatką, ale life happens. Skoro już to nastąpiło tak szybko, cieszyła się, że akurat z Jamesem, a nie jakimś palantem czy kretynem.
- Zawsze mam - i ta skromność. Jak powiedzieli, tak zrobili bawiąc się w drugą noc poślubną. A potem pewnie wrócili do Nowego Yorku.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Valentina & James #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Valentina & James #2
» Valentina/James - Jamina
» James
» Valentina

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: