IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Makenna & Vittorio #2

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Makenna & Vittorio #2 Empty
PisanieTemat: Makenna & Vittorio #2   Makenna & Vittorio #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:19 am

Było Halloween i Makenna zapewne mogłaby coś o wiele ciekawszego niż zbieranie materiału do artykułu, ale cóż, praca nie wybiera. Była jedną z młodszych latorośli Fawleya, niezbyt jeszcze liczono się z tym, o czym chciałaby pisać, więc musiała brać to, co podsuwali jej bracia. No a w Halloween były tylko dwie opcje: impreza Sinclairów lub Castellanów, a tą pierwszą obiecał zająć się Logan z racji, że i tak miał zamiar się tam pojawić przez wzgląd na swoją rudą ukochaną. Niestety, dlatego właśnie musiała pojawić się w przybytku rozpusty Castellanów, co zupełnie nie było jej na rękę. Odsuwając jednak niechęć na dalszy tor, wskoczyła w kieckę rodem z lat 20, zaopatrzyła się w pasującą maskę i nieco spóźniona pojawiła się na imprezie. Nie miała żadnego konkretnego planu, nie miała nawet z kim tutaj przyjść, żeby udawać, że przyszła się zabawić. Wyglądało na to, że będzie musiała improwizować, w nadziei, że nie nikt jej tutaj nie wypatrzy i w spokoju zbierze odpowiednio dużo materiału, by wystarczyło na jakiś ciekawy artykuł. Przechadzała się wolno, dyskretnie rozglądając wokół, aż dotarła do stołu z alkoholem, gdzie przyrządziła sobie dość słabego drinka, bo jej głowa niestety nie należała do mocnych i wypicie mocnych trunków groziło jej wylądowaniem pod stołem. Niestety, taki temat na artykuł jej nie interesował.


Vittorio przechadzał się wśród gości, szukając dla siebie jakiegoś zajęcia. Normalnie przy okazji takiej imprezy zapewne spędzałby czas z Corrie, ale tego wieczoru jej rodzina organizowała konkurencyjną imprezę, więc wiadomo było z góry, gdzie obecna będzie Sinclairówna. Szczęście jednak uśmiechnęło się do Vitta, przy stole z alkoholem dojrzał bowiem znajomą twarz Makenny Fawley. Niewiele myśląc, niemal bezszelestnie podkradł się w jej kierunku.
- Ostrożnie – rzucił zamiast powitania. – Jeszcze pomyślę, że zostałaś moją fanką - dodał kpiąco. Wiedział, że nie w tym rzecz, ale ostatnio Makenna bywała zaskakująco częstym gościem w hotelu Castellanów, a Vittorio nie przepuściłby okazji, żeby trochę się z nią podroczyć.


Makenna naprawdę miała nadzieję, że nie wpadnie tutaj na Vittorio, ale jak widać los bywał złośliwy i kiedy chcesz uniknąć spotkania z kimś, na sto procent tego kogoś spotkasz. Już przy ich drugim spotkaniu, kiedy pokazała mu swój artykuł o hotelu Castellanów, zrobił na niej wrażenie nadętego typa, który myśli, że jest fajny, ale się myli. Kolejne spotkanie tylko ją w tym uświadczyło. Miała alergię na tego typu facetów, dlatego chciała trzymać się od niego możliwie z daleka. Pech chciał, że poprzedni artykuł spodobał się czytelnikom, więc na opisanie Halloween u Castellanów wybrano znów Mak.
Upijała akurat łyka alkoholu ze szklaneczki, gdy usłyszała za uchem czyjś głos i aż podskoczyła ze zdziwienia, niestety wylewając na siebie część alkoholu.
- Cholera! - warknęła pod nosem, spoglądając na swoją sukienkę. Piękna, mokra plama - świetnie... - Zwariowałeś? Nie nachodzi się ludzi od tyłu! - zwłaszcza w hotelu, w którym aż roiło się od mafiozów... Nic dziwnego, że Mak zareagowała jak zareagowała.


Makenna mogła wysłać Sinclairom liścik z pogróżkami, bowiem to głównie za ich sprawą Vittorio nudził się tego wieczora. Gdyby nie ich konkurencyjna impreza, zapewne spędzałby czas z Corrie, świętując Halloween, bądź zaszywając się w jego apartamencie w wiadomym celu. Niestety, los chciał inaczej i dlatego ścieżki Castellana i Fawleyówny znowu się skrzyżowały.
Vittorio nie przewidział skutków, jakie może wywołać bezszelestne podkradnięcie się do Mak, przez co mógł obserwować, jak malownicza plama wykwita na sukience dziewczyny.
- To dosyć popularna impreza, jakbyś nie zauważyła, ludzie tłoczą się z każdej strony – odparł, niezrażony jej wybuchem gniewu. W sumie jej się nie dziwił, w końcu nikt nie lubił, gdy rujnowało się jego wygląd, zwłaszcza w miejscu publicznym. – Zaraz coś na to poradzimy – dodał, mając na myśli jej plamę. – Byłbym złym gospodarzem, gdybym w ten sposób zepsuł ci wieczór.


Tak naprawdę Makenna sama była sobie winna. Przecież gdyby się uparła, że nie chce iść do przybytku pełnego mafiozów, rodzeństwo z pewnością by jej do tego nie zmuszało. No, ale chciała pokazać, że da radę, to teraz musi cierpieć. Co prawda to, że wokół roiło się od mafiozów nie przeszkadzało jej na tyle, co obecność jednego, konkretnego mafioza, no ale lepiej to przemilczmy. W kwestii niechęci do Vittoria świetnie dogadałaby się z bratem.
- Nie uważasz, że dosyć już zrobiłeś? - rzuciła niemiło, gromiąc go spojrzeniem. Och, gdyby ono mogło zabijać, Vitt leżałby już sztywny na podłodze. Szkoda.
- Idź lepiej denerwować kogoś innego - powiedziała, sięgając po serwetkę, leżącą na stole i próbowała jakoś wysuszyć plamę z sukienki. Jak można się domyślić, z kiepskim rezultatem...


Vittoriowi na pewno była na rękę obecność Makenny. W końcu gdyby pojawił się tutaj któryś z jej braci, raczej nie mógłby z żadnym z nich porozmawiać w ten sposób. Dodatkowo, jeśli byłby to Gideon, pewnie skończyłoby się jakąś aferą.
- Tym bardziej musisz mi dać szansę temu zaradzić – odparł niezrażony. Zdenerwowanie Makenny mogło się przełożyć na treść artykułu, który, wnioskując z jej obecności tutaj, zapewne miała napisać o ich imprezie, a tego Vittorio wolałby uniknąć.
- Nikt inny przeze mnie nie oblał sobie sukienki alkoholem – zaprotestował, przybierając niewinny ton. Chociaż to nie jego wina, że Mak była taka strachliwa. Nikt nie kazał jej reagować tak radykalnie, tylko dlatego, że pojawił się koło niej znienacka.
- Dobra, koniec kłótni, czas przejść do działania – zarządził w końcu i nie zważając na jej protesty, złapał ją za łokieć i pociągnął za sobą.

/zt
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Makenna & Vittorio #2 Empty
PisanieTemat: Re: Makenna & Vittorio #2   Makenna & Vittorio #2 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:21 am

/ stół z alkoholem

Już w drodze do tego uroczego przybytku mafii, Makenna miała przeczucie, że źle to się skończy. Co prawda jak na razie była to tylko poplamiona drinkiem sukienka, ale wieczór był jeszcze młody... Chciała jakoś wymigać się od wizyty w hotelu podczas tej imprezy, ale ostatecznie tego nie zrobiła, żeby nie wyjść na dzieciucha. Jako dobra dziennikarka nie powinna mieszać własnej niechęci z "przedmiotami" swoich artykułów, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Vittorio bynajmniej nie zrobił na niej dobrego wrażenia już od pierwszego spotkania.
- Niczego nie muszę - upierała się wciąż przy swoim. Miała nadzieję, że jej niechęć sprawi, że Castellano sobie odpuści i zostawi ją w spokoju. Niestety się myliła. - Good for them - skwitowała, lekko się krzywiąc. Nie rozumiała do czego zmierzał. Szybko jednak się zorientowała, kiedy pociągnął ją za łokieć w nieznanym jej kierunku. - Puść mnie! - wyszarpała swój łokieć z jego ręki. - Dokąd mnie prowadzisz? - spytała, jednak nie musiała długo czekać na odpowiedź, bo zatrzymali się pod drzwiami. - Nie wejdę tam - jak zwykle uparta.


Kłopoty Makenny oznaczały rozrywkę dla Vittoria, czego przecież sobie życzył, by nie nudzić się podczas imprezy. Pytanie tylko, czy o taką rozrywkę mu chodziło…
W końcu udało mu się zaciągnąć Fawleyównę pod drzwi prowadzące na zaplecze. Nie było to łatwe zadanie, bo Mak żywiołowo opierała się po drodze, na każdym kroku okazując mu swoje niezadowolenie. Musiał przyznać, że dosyć go to bawiło, ale starał się zachować kamienną twarz, żeby nie sprowokować jej do nowej fali protestów, bo nigdy nie dotarliby na miejsce.
- Niespodzianka – odparł, słysząc jej pytanie o to, gdzie idą. Nie przepuścił żadnej okazji, żeby się z nią podroczyć. Zresztą, zaraz wszystko sama zobaczy, więc informacja ta nie była jej w tej chwili niezbędna.
- Nie dramatyzuj, przecież nie złożę cię w ofierze ani nic w tym stylu – stwierdził, przewracając oczami w obliczu jej uporu. Być może użył złych słów, żeby ją uspokoić, ale już za późno. Zignorował zatem jej protest i nacisnął klamkę, otwierając drzwi. – No już, panie przodem – zachęcił, dając Makennie do zrozumienia, że ma wejść do środka.


Czy naprawdę dziwiło go, że się wyrywała i nie chciała nigdzie z nim iść? Był aroganckim dupkiem, który zdenerwował ją już podczas drugiego spotkania, a niestety kolejne nie poprawiały wcześniejszego "wrażenia", jakie na niej zrobił. W dodatku pochodził z mafijnej rodziny, wszyscy o tym wiedzieli, choć oficjalnie nigdy nie złapano Castellanów na żadnym mordzie, ani innej nielegalnej czynności.
- Mało to pocieszające, wiesz? - rzuciła, krzyżując ręce na piersiach i wbiła w niego lustrujące spojrzenie. Przecież to, że nie złoży jej w ofierze nie oznaczało, że nie zrobi jej wielu innych okropnych rzeczy. Nie, żeby się go bała, bo tak nie było.
- Niech Ci będzie -dała wreszcie za wygraną, bo Vittorio by przecież nie ustąpił, a im szybciej się zgodzi, tym szybciej stamtąd wyjdzie i pójdzie jak najdalej od niego. - Dawaj coś na tą plamę - domyśliła się przecież, że o to musiało chodzić. Bo niby po co innego ciągałby ją po ciemnych zapleczach? Opcjonalnie chciał ją zamordować, ale Mak tak łatwo by się nie dała.


Vittorio zapewne był przyzwyczajony do odmiennych reakcji kobiet, którym proponował udanie się w ustronne miejsce. Zazwyczaj spotykał się z entuzjazmem, czy nawet pewną dozą desperacji. Nie, żeby spodziewał się tego po Makennie.
- Czy ja wiem? – spytał retorycznie, rozglądając się po pomieszczeniu. Zazwyczaj członkowie mafii przychodzili tutaj z ciuchami utytłanymi krwią, czy w przypadku Fabrizia – ziemią i krwią, by, zależnie od potrzeb, uprać, bądź zutylizować różne części garderoby. Jedną z podstawowych zasad mafii było zacieranie po sobie śladów, a skoro niemądrym posunięciem byłoby podrzucenie ciuchów do hotelowej pralni, pozostawało im radzenie sobie z tym na własną rękę. – Mnie tam by przekonało – dodał jeszcze, puszczając do niej oko. O tak, uczucie samozadowolenia było chyba wpisane w kod genetyczny Castellanów.
Vittorio krążył po pokoju, otwierając różne szafki i wyciągając z nich niezbędne fanty. Gdy zgromadził już wszystko, odwrócił się z powrotem w stronę Mak.
- No, to wyskakuj z sukienki – zarządził, z trudem powstrzymując uśmiech na widok zszokowanej zapewne miny Fawleyówny. – Nie dam rady tego zaprać, kiedy jesteś w nią ubrana – dodał po chwili w ramach wyjaśnienia. Mógł to powiedzieć od razu, ale obserwowanie wcześniejszej reakcji Mak było zbyt zabawne, by mógł sobie to odpuścić.


Makenna była raczej grzeczną dziewczynką. Wcześniej zajmowała się nauką, teraz niemal cały swój czas poświęcała pracy. Nie szlajała się z facetami, a już tym bardziej nie z mafiozami, po ich tajniackich schowkach. Za jakie grzechy spotykały ją teraz takie przygody? Doprawdy, los bywał okrutny.
- Ciemny, odludny schowek, oczywiście - skwitowała, kiedy znaleźli się już w środku. Vittorio szybko jednak zapalił światło i całe szczęście, bo Makennie nie widziało się przebywać tam z nim nawet i w takich warunkach. Co dopiero w egipskich ciemnościach.
- Czy ty w ogóle wiesz czego szukasz? - spytała, dość sceptycznie nastawiona do pomysłu Vitta z "naprawianiem" jej sukienki. Cóż, faceci z reguły nie znali się na takich sprawach.
- Oszalałeś?! Nie będę się przy tobie rozbierać! - zaprotestowała i nie trudno jej się dziwić. - Ugh, to daj mi chociaż coś do ubrania w zamian. Nie będę paradowała przed tobą na samej bieliźnie - zmrużyła lekko oczy, spoglądając na Vitta.


Vittoria szczerze bawiła ta cała sytuacja. Makenna była raczej urocza niż groźna w tym swoim gniewie. Wiedział, że zapewne wolałaby obecnie znajdować się w tysiącu innych miejsc, a nie z nim w tym schowku, co zapewne w jego oczach czyniło wszystko jeszcze bardziej zabawnym.
- Idealna miejscówka, nie wiem o co ci chodzi. Można idealnie poczuć ducha Halloween – stwierdził. W końcu w takich ciemnościach można było sobie wyobrażać, że zaraz jakiś demon wyskoczy zza rogu. Posłusznie jednak zapalił światło, bo żadne z nich nie miało talentów kota, żeby widzieć w ciemności.
- Myślałem, że ustaliliśmy już, że wszystko wiem – odparł z rozbawieniem. Nie był to z jego strony jedynie brak skromności. Doskonale zdawał sobie sprawę, w jaki sposób odbiera go Makenna. W jej oczach był zapewne nadętym narcyzem o irytujących skłonnościach, więc chciał się trochę zabawić tym wizerunkiem. Co jak co, Vittoriowi nie brakowało samoświadomości, ale nie miał zamiaru przepraszać za to, jaki był.
- Skoro wolisz wyrzucić sukienkę do kosza, proszę bardzo – stwierdził, odstawiając wszystko na bok i opierając się o szafkę. Skrzyżował ręce na piersi, całą swoją postawą oznajmiając, że jeśli Mak tak protestuje, to on nie ma zamiaru robić nic więcej w kwestii plamy. – Chociaż byłoby szkoda, bo wyglądasz w niej bardzo korzystnie – rzucił jakby od niechcenia, próbując się odwołać do jej próżności. Po chwili z satysfakcją zaobserwował, że Makenna kapituluje.
- Ależ proszę – powiedział z błyskiem w oku. Szybko zrzucił z siebie marynarkę i zaczął rozpinać koszulę. Był ciekawy, jaką reakcję Mak uda mu się sprowokować. – Wolisz marynarkę czy koszulę? Spodnie chyba ci się nie przydadzą – zaoferował nonszalancko, jakby w życiu nie robił nic innego, niż rozbieranie się przed niedawno poznanymi kobietami.


Dobrze, że chociaż Vittoria to bawiło, bo Makennie naprawdę nie było teraz do śmiechu. Zazwyczaj starała się trzymać z daleka od kłopotów i wszelkich niewygodnych sytuacji. Od dłuższego czasu poświęcała się pracy, chcąc wykazać się przez ojcem, co nie było łatwe zważywszy chociażby na to, że miała sporo rodzeństwa i większość już pracowała w rodzinnej gazecie. Trudno było jakoś "zabłysnąć", ale Mak miała ambicje by pokazać, że potrafi i jest dobra w tym, co robi. Tym bardziej obecna sytuacja ją irytowała, bo nie dość, że nie zebrała materiału do artykułu o imprezie, to jeszcze nie miała szans na nią wrócić, bo przez Castellana miała poplamioną sukienkę.
- Ty to powiedziałeś - poprawiła go. Jak wspomniałaś, nie miała o nim zbyt dobrego zdania. Sądziła raczej, że stwarzał pozory takiego, co to wszystko umie i wie, a tak naprawdę niczego sensownego sobą nie przedstawiał. Ot, zwykły arogancki narcyz, jakich w Nowym Jorku zapewne wiele.
- Co ty wyprawiasz? - trochę wziął ją z zaskoczenia z tym zrzucaniem z siebie ciuchów, ale... Właściwie, czemu tylko ona ma tutaj stać na bieliźnie. - Koszulę. I skoro przez Ciebie mam świecić golizną w samej bieliźnie, to zrzucaj też spodnie - rzuciła bezceremonialnie. Trzeba przyznać, że Vitt miał dobre ciało, więc na widoki nie mogła narzekać. Ale chociaż będą kwita, skoro przez niego wylądowała tu w takim stanie.


Może gdyby dzisiaj wypadło pierwsze spotkanie Vittoria i Makenny, wszystko wyglądałoby inaczej. Poprzednie ich spotkania były jednak dosyć wybuchowe, nic więc dziwnego, że Castellano po części cieszył się z nieszczęścia dziewczyny i czerpał z tego przednią rozrywkę.
- Po co kłócić się z oczywistymi rzeczami – odparł, wzruszając ramionami i odwrócił się z powrotem w stronę blatu, na którym zgromadził niezbędne składniki. Zaczął wrzucać je w odpowiednich proporcjach do miski, rozpoczynając przygotowanie cudownej mikstury na plamy.
- To chyba jasne – stwierdził z rozbawieniem, unosząc brew. Raczej łatwo było zidentyfikować rozbierającego się człowieka. Wiedział, że nie o to Makennie chodziło, ale miał zamiar trochę się z nią podrażnić. – Zgodnie z życzeniem – powiedział, wyciągając w jej stronę koszulę. Przynajmniej nie będzie narzekała, że nie potrafił się zachować. – Ależ proszę – odparł, jakby nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Po chwili rozpiął pasek i zdjął spodnie, zostając w samych bokserkach. Być może Makenna nie sądziła, że się na to zdobędzie, ale trzeba było więcej wysiłku, żeby go czymś zagiąć. – Zadowolona? – spytał, posyłając jej bezczelny uśmiech.


Nie chciało jej się z nim kłócić, ani nawet dłużej dyskutować, bo i tak miała wrażenie, że rozmawia ze ścianą, od której wszystko się odbija. Vittorio tak czy siak, przekształcał wszystko tak, żeby wyszło na jego korzyść, więc jaki był w tym sens? No i właśnie. Mak miała tylko nadzieję, że ta przeklęta plama zejdzie z jej sukienki i będzie mogła szybko się stamtąd ulotnić. Olać artykuł, zawsze da radę coś zmyślić. Kiedy podał jej koszulę, zarzuciła ją na siebie i zapięła parę strategicznie obsadzonych guzików, żeby dłużej nie świecić przed nim cyckami. Nie spodziewała się jednak, że faktycznie ulegnie jej poleceniu i zrzuci z siebie spodnie. Zupełnie, jakby było to dla niego normalnością.
- Strasznie. Marzyłam o widoku Twoich owłosionych łydek cały wieczór - rzuciła z wyraźnym sarkazmem w głosie, po czym skrzyżowała ręce na piersiach. Starała się sprawiać wrażenie takiej, której nie krępuje obecna sytuacja, choć tak naprawdę bardzo ją to krępowało. Nie co dzień występowała przez obcym facetem na samej bieliźnie. - Długo to jeszcze potrwa? Chciałabym już stąd iść - powiedziała, wyraźnie się niecierpliwiąc.


Zadowolony z zaskoczenia i zażenowania Makenny, Vittorio posłał jej jeszcze jeden bezczelny uśmiech, po czym powrócił do przyrządzania mikstury. Wreszcie uzyskał to, o co mu chodziło, dla pewności zamieszał jeszcze raz i nałożył trochę na sukienkę w miejscu, gdzie znajdowała się plama. Jak można się było spodziewać, wszystko zadziałało bez problemu i po plamie nie było ani śladu. – Czary-mary, plama wyparowała – oznajmił, niezwykle z siebie zadowolony, pokazując Fawleyównie jej sukienkę, która z powrotem była bez skazy.
Vittorio wypłukał materiał w pobliskim zlewie, po czym powiesił ją na grzejniku do wyschnięcia.
- Sama tego chciałaś – stwierdził, nie dając się zbić z tropu. W końcu to ona kazała mu zrzucić spodnie. – Zresztą to bardzo ładne łydki. Na pewno od dawna chciałaś takie zobaczyć – odparł, niezwykle skromnie.
Spędzili pewnie trochę czasu w milczeniu, czekając aż sukienka wyschnie. W końcu Vittorio ruszył, żeby to sprawdzić. Jak się okazało, kreacja Mak była idealnie sucha.
- Masz szczęście, wszystko już gotowe – powiedział, podając jej sukienkę i zaczekał aż się ubrała.
- Wygląda na to, że w ramach rekompensaty wiszę Ci drinka – stwierdził w końcu. Cóż, to on spowodował, że się oblała, więc w ten sposób mógł się zrewanżować. – Nie martw się, tego na Ciebie nie rozleję – zapewnił z rozbawieniem, widząc minę Makenny. Gdy dziewczyna przyjęł jego propozycję, ruszyli do kuchni sąsiadującej z zapleczem. Vittorio podszedł do szafki, z której wyciągnął szklanki i butelkę z alkoholem.
- Możesz podać mi trochę lodu? – spytał, gestem wskazując stojącą na środku lodówkę.


Z każdą chwilą Mak coraz bardziej żałowała, że na to wszystko przystała. Co ją podkusiło, by być tak durną i w ogóle wleźć z nim do tego schowka?! Miała ochotę walnąć się w łeb na otrzeźwienie, ale nie mogła tego zrobić przy Vittorio. I tak już miał ją za dziwaczkę, poza tym za bardzo cieszyłby go ten widok. Kiedy jej kreacja schła, zastanawiała się, czy tak naprawdę potrzebuje tak bardzo tą sukienkę, ale skoro była już przeprana i pozostało czekać chwilę aż przeschnie, głupio byłoby włożyć na siebie mokrą i wyjść w takim stanie. Skoro i tak już tutaj była, a Vitt widział to i owo... Co zaszkodzi poczekać tu chwilę dłużej. Mimo, że Castellano wybitnie ją irytował.
- Wreszcie - odetchnęła z ulgą. Nie uśmiechało jej się spędzić tam więcej czasu, niż to konieczne. Sprawnie wskoczyła w swoją kieckę i właściwie, gdy zauważyła, że po plamie nie ma śladu, chciała wrócić na imprezę i błyskawicznie zebrać trochę materiału do artykułu, ale zatrzymał ją Vitt.
- Jeden drink - i już mnie nie ma. Wiedziała, że ten tak łatwo nie odpuści, więc przystała na jego propozycję, dla świętego spokoju. - Chwila - podeszła do lodówki i otworzyła ją, z zamiarem wyciągnięcia lodu, jednak zamiast tego, jej oczom ukazał się... trup. Na chwilę dosłownie wbiło ją w podłogę, zamrugała trzykrotnie, mając nadzieję, że tylko jej się to przywidziało, jednak trup nadal tam był.
- Czemu trzymacie w lodówce cholernego trupa?! - rzuciła, podnosząc głos i odsuwając się od urządzenia. - Specjalnie kazałeś mi tam zajrzeć? - warknęła, zgodnie z tym, co jej przyszło na myśl. - Jesteś bardziej popieprzony niż myślałam - dorzuciła, po czym rzuciła się w stronę drzwi. Nie miała ochoty stać tam ani chwili dłużej.


Cóż, skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i B, zwłaszcza że operacja usuwania plamy dobiegła już końca i pozostawało czekać tylko, aż sukienka wyschnie. Poza tym, chyba lepiej było przecierpieć trochę czasu w schowku z mafiozem o umiejętnościach perfekcyjnej pani domu, niż paradować po imprezie Castellanów z wielką plamą. Konkurencyjne media z pewnością nie przepuściłyby okazji, żeby upokorzyć jedną z Fawleyów i następnego dnia ukazałoby się mnóstwo zdjęć, pokazujących wpadkę Mak.
Vittorio zajął się przygotowywaniem drinków. Dosyć sprawnie mu szło, w końcu robił to nie pierwszy raz. Brakowało mu jeszcze tylko lodu, po który posłał Makennę. Jak miało się za chwilę okazać, nie był to wcale dobry pomysł… Względną ciszę panującą w kuchni przerwał krzyk Fawleyówny.
- Jakiego trupa? – spytał wkurzony, ruszając w stronę lodówki. Na początku pomyślał, że to może jedna z halloweenowych dekoracji, szybko jednak przekonał się, że trup był jak najbardziej prawdziwy. Od razu wiedział, kto jest sprawcą całego zamieszania. Fabrizio nie potrafił wytrzymać nawet jednego wieczora. O tak, naczelny grabarz mafii kiedyś się doigra. Chociażby dlatego, że do jego zadań należało grzebanie zwłok, a nie zagrzebywanie ich w hotelowej lodówce. – Nie miałem pojęcia o żadnym trupie – odparł, zresztą zgodnie z prawdą. Wiedział, jak ważna w ich profesji jest dyskrecja, więc gdyby miał cień podejrzenia na temat aktualnej zawartości lodówki, trzymałby Makennę od niej z daleka. – Chyba nie myślisz, że specjalnie bym Ci to pokazał? Istnieje coś takiego jak dyskrecja, która jest szczególnie pożądana w naszym zawodzie – dodał, mając na myśli oczywiście mafijną działalność Castellanów. Makenna jednak nie miała zamiaru słuchać jego wyjaśnień i rzuciła się do drzwi. Na szczęście Vittorio był szybszy i stanął przed drzwiami, blokując jej drogę ucieczki.
- Chyba sama rozumiesz, że nie mogę Cię tak po prostu wypuścić.


Chyba nietrudno się dziwić, że widok trupa w lodówce był dla Makenny niemałym szokiem. Owszem, w mieście było wiadomo, że Castellanowie stanowią mafijną rodzinę i tak dalej, ale tak naprawdę nikt ich nigdy nie przyłapał z trupem, czy typowo na gorącym uczynku, więc nie posiadano na nich żadnych obciążających dowodów. Trzeba przyznać, że w swoim "fachu" byli naprawdę nieźli. W każdym razie, Mak nie przywykła do takich widoków, nic więc dziwnego, że się zdenerwowała i w tym całym szoku chciała stamtąd po prostu uciec.
- A bo ja wiem, jesteś dziwny, może kręci cię pokazywanie obcym dziewczynom trupów schowanych w lodówce - rzuciła pierwsze, co jej do głowy przyszło, choć po chwili sama zdała sobie sprawę jak idiotycznie to brzmiało. Ale skoro już zaczęła ten temat, musiała jakoś bronić swoich słów.
Prawie udało jej się uciec, ale Vitt jednak był szybszy i zagrodził jej drogę.
- Chyba nie masz wyboru. Nie możesz mnie zabić. Moje rodzeństwo wie, że tu jestem i na pewno ktoś widział jak z Tobą wychodzę. Będziesz pierwszym podejrzanym, więc lepiej odsuń się od drzwi i mnie wypuść - rzuciła, starając się zachować względny spokój, jednak przed oczami wciąż miała tego trupa. Trauma jak nic. Ciekawe jak teraz zaśnie w nocy...


Vittorio mógł się spodziewać, że widok trupa będzie dla Makenny bardzo szokujący. W końcu nie była taka, jak jego siostra czy kuzynki, które były raczej przyzwyczajone do widoku trupów i nie robiło to na nich większego wrażenia. Teraz jednak większym problemem było nie tyle poradzenie sobie z szokiem Fawleyówny, ale przekonanie jej, żeby trzymała buzię na kłódkę.
- Uwierz mi, gdybym miał coś pokazać obcym dziewczynom, na pewno nie byłyby to zwłoki - odparł, znacząco unosząc brew. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, co też miał na myśli.
Vittorio oparł się o drzwi, dając Makennie do zrozumienia, że tak łatwo jej z nim nie pójdzie. Mogła zapomnieć u ucieczce.
- Nie mam zamiaru cię zabijać - odparł, próbując ją uspokoić. Po cichu liczył na fakt, że zachowanie Mak w dużym stopniu wynikało ze strachu i jeśli ten czynnik zniknie, dziewczyna będzie w stanie myśleć racjonalnie. - Poza tym, jakbyś nie zauważyła, lodówka jest już zajęta - dodał i uśmiechnął się pod nosem, nie mogąc się powstrzymać. - Nie ukrywam, że przemawia przeze mnie egoizm i że byłoby dla mnie i mojej rodziny lepiej, gdybyś nic nie mówiła. Sama jednak wiesz, że to niebezpieczna działka. Nawet jeśli ja nie chcę, żeby stała ci się krzywda, ktoś, kto się zorientuje, że widziałaś tego trupa, może mieć na ten temat inne zdanie - wyjaśnił jej, najspokojniej jak umiał. Liczył, że Makenna doda dwa do dwóch i zrozumie, że jakiekolwiek próby mówienia o tym, co tu widziała, mogą być dla niej niebezpieczne. Mafia Castellanów liczyła wiele osób i nie wszyscy byli w sprawach neutralizowania zagrożeń tak pobłażliwi jak Vittorio. - Mogę mieć dla ciebie propozycję. Ty zapominasz o tym, co tu widziałaś, a ja w zamian zrobię coś dla ciebie - zaproponował jej w końcu. Gdyby zawarli taką umowę, sekret Castellanów byłby bezpieczny, a i Makenna nie miałaby się czego obawiać. - Co byś chciała? Gwarancję napisania artykułów o naszej rodzinie na wyłączność? Coś innego?


- Więc co takiego masz zamiar zrobić? - spytała, przyglądając mu się. Skoro nie miał zamiaru jej zabić, czyli w prosty sposób "uciszyć", jak to zazwyczaj robili kryminaliści na filmach, to co innego chodziło mu po głowie?
- Ach, czyli mam milczeć na temat tego że trzymacie zwłoki w hotelowych lodówkach? Swoją drogą, naprawdę kiepska kryjówka. Aż dziwne, że do tej pory nikt nie znalazł u was żadnego trupa, skoro tak kiepsko je chowacie - bo tak naprawdę, w razie jakiegoś nalotu policji incognito, mogliby mieć naprawdę przesrane. Makenna miałaby z tej informacji z pewnością niezły artykuł, ale rozumiała poziom zagrożenia, jaki wiązałby się z ujawnieniem tego publicznie. Ani ona, ani nikt z jej rodziny nie mógłby już czuć się bezpiecznie w Nowym Jorku. A tego by nie chciała. Aż tak nie zależało jej na tym, by zabłysnąć w redakcji, była pewna, że da radę to zrobić w lepszy sposób i nie narażając się przy tym lokalnej mafii.
- Chciałabym cofnąć czas na tyle, by nigdy tu nie przyjść, ale tego mi pewnie nie załatwisz - rzuciła, zastanawiając się. - Niech będzie. Nie wspomnę o tym co tu widziałam, ale powiedzmy, że wisisz mi bliżej nieokreśloną przysługę na przyszłość - podsunęła swoją "ofertę". Cóż, albo Vittorio brał, albo nie, ale raczej to on miał tutaj więcej do stracenia. - A teraz odsuń się i daj mi wreszcie wyjść - dodała jeszcze, zniecierpliwiona.


- Myślę, że pozostanę przy sile perswazji – odparł, unosząc brew. A raczej przy tym i przy blokowaniu drzwi, żeby uniemożliwić Makennie ucieczkę.
- Nie chowamy ich kiepsko, tylko ktoś spierdolił robotę. Albo postanowił zastosować bardzo realistyczną dekorację na Halloween – stwierdził. Już on sobie porozmawia z Fabriziem, nie ma co. To jednak było zadanie na później, bo obecnie miał na głowie inny problem, który stanowczo domagał się rozwiązania.
- Mam wiele talentów, ale bycie magicznym dżinem nie jest jednym z nich – stwierdził w ramach odpowiedzi. Jakkolwiek bardzo przydałaby się im teraz podróż w czasie, niestety nie było to możliwe.
- W porządku. Przysługa za milczenie – zgodził się od razu. W normalnych okolicznościach zapewne by jeszcze negocjował, ale poczuł tak dużą ulgę, że Makenna dała się przekonać, że wolał nie przeciągać struny i dobić targu od razu.
- Proszę bardzo, tylko nie zapominaj o naszej umowie – rzucił jeszcze, w ramach ostrzeżenia, po czym odsunął się spod drzwi. Makenna czym prędzej skorzystała z okazji i minęła go szybkim krokiem, kierując się do wyjścia. Vittorio pozostał na miejscu jeszcze chwilę, w duchu przeklinając gówniane szczęście rodziny Castellanów w ostatnim czasie, po czym udał się na górę, by powiadomić familię, o tym, co tu zaszło. Co prawda doraźnie zaradził problemowi, ale należało być przygotowanym na każdą ewentualność.

/zt x2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Makenna & Vittorio #2
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Makenna & Vittorio #1
» Vittorio/Makenna - Makvit
» Makenna
» Vittorio

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: