IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Makenna & Vittorio #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Makenna & Vittorio #1 Empty
PisanieTemat: Makenna & Vittorio #1   Makenna & Vittorio #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:17 am

Vittorio nudził się tego dnia, skazany na pobyt w swoim gabinecie. Przynależność do mafijnej rodzinki niosła za sobą różne obowiązki, w tym doglądanie rodzinnych interesów. Vitt, chcąc nie chcąc stał się odpowiedzialny za rodzinny PR, zawdzięczając to zajęcie zapewne swojemu wrodzonemu urokowi osobistemu. Tak naprawdę po prostu nikt inny nie mógł się tym zająć - Lora rozpłynęła się w powietrzu, by pojawić się w rodzinnych stronach zaledwie parę dni temu, Letty miała obowiązki w policji, Maurizio i Luce przechodzili anarchistyczną fazę, a Ces i Lorenzo zajęci byli, między innymi, własnym blondwłosym popędem seksualnym i dostarczaniem Fabowi nowych zwłok do pochówku. Cóż, Vittorio zawsze mógł trafić gorzej. Mógł na przykład skończyć jako Fab Junior, grabarz amator. Tak, zdecydowanie lepiej było dbać o PR.
W ramach tego zadania, czekała go dziś autoryzacja artykułu panny Makenny Fawley. Już od ich pierwszego spotkania, dziewczyna wzbudziła jego zainteresowanie, naturalnie był więc ciekawy ich dzisiejszego spotkania, miał też pewne plany, ale o tym ciii...
Wreszcie Makenna pojawiła się w jego gabinecie. Przywitał ją i wskazał jej krzesło naprzeciwko swojego biurka.
- No, to co tam dla mnie masz? - spytał, puszczając do niej oko. Ciekawe co tam napisała o słynnej familii Castellanów i ich rodzinnym hotelu rozpusty.


Trzeba przyznać, że pisanie artykułu o rodzinie i interesie Castellanów było dla panny Fawley nielada wyzwaniem. Makenna, jako jedno z młodszych latorośli w rodzinie, była zapewne nieco 'chroniona' od prawdy o mafijnej stronie Castellanów. Może i zdawała sobie sprawę, że coś tam z nimi jest nie tak, ale nie podejrzewała nawet jakich czynów się dopuszczają. Well, wszystko przed nią.
Dlatego więc pełna zapału, napisała artykuł, z którego była nawet całkiem zadowolona i zgodnie ze wcześniejszą umową, pojawiła się w hotelu, aby pokazać wstępną wersję Vittorio. Jako, że to jego rodziny i interesu dotyczył artykuł, chciał mieć bowiem wgląd w to, co ukaże się później w gazecie i co prawdopodobnie będą czytać rzesze Nowojorczyków. Przywitała się grzecznie wchodząc do środka i zajęła wskazane przez niego miejsce.
- Proszę - wyjęła z teczki starannie przygotowany artykuł i podała Castellanowi. - Wydaje mi się, że powinieneś być zadowolony - zakładam, że na pierwszym spotkaniu dogadali się, że będą do siebie mówić na 'ty', bo byli przecież rówieśnikami, a takie 'pan', 'pani' było niedorzeczne i uciążliwe. Mak starała się ująć sprawę jak najlepiej się dało. Była jeszcze w miarę świeża w tym "fachu", a jako, że bracia byli już w to mocno wdrożeni, musiała walczyć o uznanie ojca.


Vittorio był podstępną bestią i postanowił wdrożyć w życie swój podstępny plan. Makenna go zaintrygowała i dlatego miał zamiar podziałać w tym kierunku. Ich znajomość miała jednak charakter czysto zawodowy, więc trzeba było to zmienić. Owszem, Vitt mógł się do tego zabrać po ludzku i zagrać w otwarte karty, ale w żyłach Castellanów płynęło zamiłowanie do intryg, gierek i manipulacji.
Vitt zerknął na artykuł, który wręczyła mu Mak i pogrążył się w lekturze. Musiał przyznać, że miała lekkie pióro, co sprawiało, że czytało się szybko i przyjemnie. No i nie przedstawiła ich familii jako zgrai morderców, którzy kąpią się w krwi dziewic i zjadają szczeniaczki na śniadanie, a to było plusem. Mimo wszystko, Vittorio postanowił rozpocząć swoją gierkę.
- Hmm - mruknął z udawanym niezadowoleniem. - Chyba nie do końca się na to umawialiśmy - oznajmił, spoglądając na nią wyczekująco, czekając co zrobi.


Makenna była akurat taką można by rzec "niewinną duszą" w tej całej nowojorskiej machinie manipulacji, intryg i podkładania sobie świń. Zapewne zdawała sobie sprawę, że jej rodzina i Castellanowie za sobą nie przepadają, ale ona nigdy nie była za tą całą nienawiścią rodzin. Nie widziała w tym sensu. Była na tyle rozsądna, że była zdania, że gdyby te najbardziej wpływowe rodziny zaczęły w jakiś sposób współpracować, razem osiągnęliby jeszcze więcej niż w pojedynkę. No, ale była też realistką i wiedziała, że na to nie ma co liczyć, bo w XXI wieku ludzie byli nastawieni tylko na pomnażanie swoich majątków i pozycję społeczną. Im wyższa, tym lepiej. Mało kogo obchodziło ile ludzi zmiażdżą w drodze na szczyt.
Przez chwilę siedziała w ciszy, nie chcąc przeszkadzać Vittorio w lekturze.
- Nie rozumiem - odparła, przenosząc na niego swój wzrok. - Napisałam wszystko co mówiłeś i co widziałam swoimi słowami. Nic wyssanego z palca - zapewniła, bo naprawdę dziwiły ją jego obiekcje, choć jeszcze nie zdążyła ich poznać. Naprawdę się przyłożyła do tego artykułu, sądziła, że wyszedł całkiem nieźle.


Może powinien się zabrać do tego od innej strony, ale gdzie w tym była zabawa? Zresztą, istniało niebezpieczeństwo, że gdyby próbował załatwić coś wprost, Makenna spuściłaby go na drzewo i na tym by się skończyło. Cóż, słowo się rzekło, przedstawienie czas zacząć!
- Może według Ciebie to świadczy o dobrym artykule, ale czy ja wiem... - zaczął z udawaną powagą. Nie chciał być zbyt chamski, bo wtedy mogłaby mu po prostu rzucić kartkami w twarz i zwiać z gabinetu i "dowcip" by się nie udał. - Nie wiem do końca co, ale coś mi tutaj nie pasuje. Może nie jest do końca profesjonalnie? - spytał na próbę, podpuszczając ją.


Cóż, w tym przypadku akurat Vittorio miał rację. Makenna prawdopodobnie posłałaby go na drzewo, bo w tej chwili she was dating her job. Jej głównym celem było zostanie jak najlepszą dziennikarką i żeby ojciec wreszcie docenił jej ciężką pracę. Niestety, o uznanie starego Fawley'a było trudno, zwłaszcza, że gazetę prowadził już dawno, a prawie każda jego latorośl pchała się do rodzinnej redakcji. Znosiła jego uwagi dopóki nie wystrzelił z ostatnią.
- Słucham?! - aż podniosła lekko głos. Zazwyczaj była opanowana, radosna wręcz, ale jeśli było coś, czego panna Fawley nie znosiła, to zarzucanie jej nieprofesjonalizmu. I tak odkąd tylko poszła na studia była o niego posądzana, bo "jej ojciec ma gazetę", więc bez względu na edukację i tak by ją zatrudnił i tak dalej... Nie było lekko, a Mak naprawdę od wielu lat starła się wszystkim udowadniać, że ma do tego smykałkę.
- Studiowałam dziennikarstwo, pracuję w redakcji największej gazety w Nowym Yorku i piszę artykuły odkąd skończyłam dwanaście lat. Kim Ty jesteś, że śmiesz zarzucać mi nieprofesjonalizm, hm? Nie sądzę, byś miał jakiegokolwiek pojęcie w tej dziedzinie - powiedziała, zdając sobie po chwili sprawę, że może i trochę za bardzo pocisnęła, ale tak dyktowały jej emocje i niestety się ich posłuchała.


Tak to już bywa przy prowadzeniu rodzinnego interesu. Dobrze, że Castellanowie zajmowali się czymś nieco innym, bo jak wiadomo, ludzi do mordowania i manipulowania w mieście nigdy nie zabraknie i każda latorośl mogła się wykazać na własną rękę.
Plan Vittoria działał bez zarzutu. Doprawdy, mógłby to robić z zamkniętymi oczami. Wybuch gniewu u Makenny nastąpił nawet szybciej, niż się tego spodziewał. That's the spirit - pomyślał tylko.
Jako że nie było sensu dłużej grać i się powstrzymywać, Vittorio wybuchnął serdecznym śmiechem.
- Wybacz - rzucił po chwili, kiedy się już ogarnął. - Dokładnie o to mi chodziło. Chciałem sprawdzić, czy "to" w sobie masz. Bez urazy, ale nie wyglądasz na twardzielkę, a rynek w tym mieście jest bezlitosny, więc musisz być gotowa, żeby się bronić. I, jak widać, bardzo dobrze potrafisz. Jestem pod wrażeniem - powiedział, chcąc jej co nieco wyjaśnić. - Twój artykuł jest oczywiście bardzo dobry. Przepraszam za ten drobny podstęp, ale chciałem się przekonać z jakiego rodzaju osobą mam do czynienia - dodał jeszcze, nie chcąc, żeby była na niego wściekła, kiedy nie to było jego prawdziwą intencją. - To co, dasz się zaprosić na obiad w ramach przeprosin za zszargane nerwy? Jeśli jakiś dupek Cię wkurzy, przynajmniej możesz się odegrać, opróżniając nieco jego portfel. Ja bym nie przepuścił takiej szansy - zaproponował zachęcająco, uśmiechając się pod nosem.


Mak naprawdę była miłą osobą. Nie kierowała się plotkami, pomówieniami, starała się wszystkim dawać równe szanse, a nie skreślać ich za błędy przeszłości. No, ale nawet jej cierpliwość miała swoje granice. I naprawdę, najłatwiej było jej chyba zarzucić nieprofesjonalizm, od razu budziła się w niej lwica.
Zapewne na język nasuwały jej się kolejne słowa, bądź rozważała chęć rzucenia mu papierami w twarz i teatralnego wyjścia z gabinetu, gdy Vittorio tak po prostu... się roześmiał. Zmarszczyła lekko brwi, nie za bardzo rozumiejąc o co w tej sytuacji chodziło. Czy ona aby nie znalazła się w jakimś odcinku z cyklu "Mamy cię"? Bo sure as hell tak to jej wyglądało...
- I to miało być z Twojej strony zabawne? - rzuciła, zdziwiona obrotem całej sprawy. Oj Mak, jeszcze nie wiesz wszystkiego. - Bo wychodzi na to, że jedyną nieprofesjonalną osobą w tym gabinecie jesteś Ty - tough words, Mak. No, ale Vitt zasłużył, nie ma się z tym co czaić. - Zapraszasz mnie na obiad? - spytała z powątpiewaniem, po czym teraz to ona krótko się zaśmiała. Najpierw krytykuje jej artykuł, potem się śmieje, bo "to był żart", a nagle wypalił z zaproszeniem na obiad... Kabaret, po prostu kabaret!
- Wiesz co, wydaje mi się, że usłyszałam już wystarczająco - rzuciła, wstając z fotela. Może i skusiłaby się na naciągnięcie go na jakieś najdroższe menu w ramach rekompensaty, ale pewnie znów sobie z niej żartował i tylko wyszłaby na idiotkę.


W takim razie Makenna miała pecha, że trafiła akurat na Vittoria, którego częściej niż rzadziej można było zaliczyć do kategorii dupków. Po części była to jego własna osobowość, a po części fakt dorastania w mafijnej rodzinie. Kiedy chciał, potrafił być czarujący, ale właśnie słowo "chciał" było tu kluczem.
Obserwował z zaciekawieniem reakcję Mak. Może i takie gierki były dosyć pokręcone z jego strony, ale wolał mieć opinię nieprzewidywalnego, niż jedynie przystojnego bad boya.
- Trochę - przyznał. - Chociaż może faktycznie nie dla Ciebie - dodał, bo jednak zdawał sobie sprawę, jak to mogło wyglądać z jej strony.
- Ałć - skomentował tylko jej przytyk. - Ale sobie na to zasłużyłem - stwierdził, wzruszając ramionami. Trzeba mu to przyznać, że Vitt nie był jednym z tych facetów, którzy kiedy coś spieprzą, udają, że nie wiedzą o co chodzi.
- Może być kolacja, jeśli tak wolisz. Albo lunch - zaproponował niezrażony. Pewnie nie miała na to najmniejszej ochoty, ale on łatwo nie odpuszczał. Kiedy Mak podniosła się z fotela i zaczęła zbierać do wyjścia, postanowił spróbować innej taktyki.
- Mogę powiedzieć to samo. Jednak pomyliłem się co do Ciebie - odparł, prowokując ją. - Jesteś dobrą dziennikarką, ale strasznie małostkową osobą.
Był ciekawy, jak panna Fawley zareaguje na tę zaczepkę. Oczekiwał, że będzie chciała zrobić mu na złość i mimo wszystko przyjmie zaproszenie, choćby po to, żeby wydybać od niego trochę kasy i trochę się na niego pozłościć.


Trzeba przyznać, że Makenna nie miała do czynienia ze zbyt wieloma dupkami i manipulantami. W szkole i na studiach należała do lubianych osób, ale od cwaniaczków zawsze trzymała się z daleka. Nie miała czasu ani ochoty na żadne gierki, bo od paru lat skupiała się bardziej na kształtowaniu swojej przyszłej kariery dziennikarskiej niż na czymkolwiek innym. Kiedy jej rówieśniczki uganiały się za takimi właśnie bad boy'ami, ona wolała zagłębiać się w lekturze i opisywać najświeższe wydarzenia z kraju. Może to i dziwne, ale każdy ma swoje priorytety. Dla Mak na pierwszym miejscu stała kariera, bo to było coś, o co sama mogła zadbać, żeby wyszło tak, jak to sobie wymarzyła. Wszystko inne było zbyt nieprzewidywalne.
- Jesteś niedorzeczny - skoro żartował w przypadku artykułu, to skąd miała pewność, że i teraz nie da się złapać na jakiś jego "kawał"? Nie miała zamiaru tam tak siedzieć i dawać robić z siebie idiotkę. Miała zamiar wyjść, ale jego ostatnie słowa ją zatrzymały.
- Jesteś bezczelny - rzuciła, obrzucając go niezbyt przyjemnym spojrzeniem. - I mylisz się, ale nie mam zamiaru się z Tobą spierać - bo i po co, skoro najwyraźniej miał swoje zdanie? - Ale skoro tak bardzo chcesz to może być kolacja - i bynajmniej nie chodziło jej o randkę. Obróciła się na pięcie z zamiarem wyjścia, ale zatrzymała się jeszcze, trzymając jedną dłonią półotwarte drzwi.
- Aha i szykuj kartę kredytową, bo po pracy będę pewnie bardzo głodna - rzuciła uśmiechając się sarkastycznie, po czym opuściła jego gabinet. Tak naprawdę nie będzie AŻ TAK głodna, ale chętnie dobawi nadętemu dupkowi sporego rachunku na karcie, skoro sam się o to prosił.


Pewnie dlatego Makenna nie była przyzwyczajona do osobników pokroju Vittoria, więc nie ma co się dziwić. Gdyby Vitt pokusił się wcześniej o sprawdzenie jej backgrounda za pomocą mafijnych zasobów, pewnie wiedziałby, jak nie powinien postępować, żeby wkraść się w jej łaski. Na swoje nieszczęście Castellano lubił niespodzianki, więc możemy uznać, że w tym przypadku czeka go duża niespodzianka.
Słysząc jej komentarze, uniósł brew w wyrazie uprzejmego rozbawienia. Cóż, był już obrzucany gorszymi epitetami, więc to nie robiło na nim większego wrażenia. Miał ochotę spytać, czy to było wszystko, na co Makennę stać, ale wolał jej jeszcze bardziej nie prowokować.
- Udowodnij, że się mylę - powiedział, tym samym rzucając jej wyzwanie. Zobaczymy, jak sobie z tym poradzi. - A zatem kolacja - zgodził się i obserwował, jak dziewczyna podnosi się, chcąc jak najszybciej się stąd ulotnić. W sumie nie dziwił się jej, ale było coś w jej napadzie złości, co dosyć go bawiło.
- Nie mogę się doczekać - rzucił jeszcze za wychodzącą Mak. No, no, zapowiadał się nie lada wieczór...

/koniec
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Makenna & Vittorio #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: