IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 William & Lorena #2

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

William & Lorena #2 Empty
PisanieTemat: William & Lorena #2   William & Lorena #2 Icon_minitimePią Cze 28, 2019 3:29 am

Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:52    
/ syprajs, madafaka!


Lorena jeszcze nie do końca wiedziała czyją sprawką był ten trup w dniu imprezki wyborczej Creighton-Stuarta, ale wydawało jej się trochę podejrzane, że akurat trup pojawił się wraz z jej przybyciem na imprezę, niedługo po tym jak ponownie postawiła stopę w Nowym Jorku. Miała tylko nadzieję, że jej stuknięty wujaszek znów nie jest żądny mordu na Willu. Tak czy siak, Lorena czuła, że musi się z nim zobaczyć. I nie tylko dlatego, żeby upewnić się, że jest cały. W tym celu napisała smsa, licząc, że przez te dwa lata nie zmienił numeru telefonu i umówili się w swoim stałym miejscu.
Lorena od razu pojechała na miejsce. Nie bardzo wiedziała czego ma się po nim spodziewać, bo na imprezce wydawał się rozgoryczony jej zniknięciem i równie nagłym pojawieniem się, ale z pewnością nie było to do końca przemyślane i szczerze zachowanie - w końcu byli na imprezie, gdzie obserwowało ich wiele ludzi, którzy potem mogliby wykorzystać takie sprawy przeciwko nim. Na miejscu Castellano pojawiła się przed czasem, ale to nawet i dobrze, bo zdążyła na spokojnie przejść się do chatki i w drodze przemyśleć co w ogóle chciała mu powiedzieć. Cóż, cokolwiek postanowiła, i tak pewnie w praktyce wyjdzie inaczej. Wreszcie weszła do chatki, teraz pozostało jej już tylko czekać.
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:52    
William nadal był lekko roztrzęsiony po ostatnich wydarzeniach. Główną przyczyną tego był naturalnie nieoczekiwany powrót Loreny, ale także to, co wydarzyło się na wieczorze wyborczym jego ojca. W końcu nic tak dobitnie nie mówi 'Udana impreza!' jak malowniczo rozłożone zwłoki!
Will dostał smsa Lory z prośbą o spotkanie w ich dawnym ulubionym miejscu i w związku z tym znajdował się właśnie w drodze do tego miejsca. Była to urocza chatka, położona głęboko w lesie. Przeżyli tam z Lorą wiele romantyczny chwil, ale myślenie o nich w tym momencie nie było dobrym pomysłem, więc Will postanowił skuypić myśli na czymś innym, a mianowicie na zastanawianiu się po co też Castellano chciała się z nim spotkać. Co prawda nie zdążyli dobrze porozmawiać na przyjęciu jego ojca, z wiadomych zresztą względów, ale nie zmieniało to faktu, że widok Lory był ciężki dla oczu Willa i jego biednego zlamanego serca.
Wreszcie dotarł na miejsce i wszedł do chatki. Jak mógł się tego spodziewać, Lorena była już na miejscu.
- Ach, tyle wspomnień - rzucił zamiast powitania, rozglądając się po wnętrzu. - Po co chciałaś się spotkać? - spytał po chwili, przenosząc wzrok na Lorę. Od razu do rzeczy, I see.
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:53    
Wyjazd był ciężki, ale chyba jeszcze cięższy był dla Lory powrót. Ze świadomością, że skrzywdziła jedyną osobę, którą poza rodziną obdarzyła głębszym uczuciem. Że będzie musiała się z nim zmierzyć i być może zobaczy w jego oczach, że już o niej zapomniał. Że wróci i okaże się, że bez niej jest mu lepiej. Lora wiele razy nad tym rozmyślała, układała w głowie wszelkie możliwe scenariusze i chyba żaden z nich nie był dobry. Zdawała sobie sprawę, że po jej powrocie wszystko nie wróci do stanu sprzed wyjazdu, nie wiadomo jak bardzo by tego chciała. A chciała. Bardzo. Powrót do Nowego Jorku uświadomił jej jak bardzo za nim tęskniła, a odwiedzanie chociażby tej chatki było dla niej bolesne ze względu na te wszystkie wspomnienia. Ale Lora musiała wziąć się w garść, bo z rozmyśleń wyrwał ją głos Willa.
- Przyszedłeś - to nie było pytanie. Po prostu wchodziła w grę opcja, że ją wystawi. Nie musiał się tutaj zjawić, a jednak był.
- Chciałam się z Tobą zobaczyć - a może raczej "Cię zobaczyć". - Wiecie coś na temat tego morderstwa? Policja milczy - a jak już nawet Letty niczego nie wie, to naprawdę jest źle. Temat mordu zawsze spoko, jeśli chce się uniknąć poważniejszej rozmowy. Zdawała sobie sprawę, że Will chciał odpowiedzi, ale nie mogła mu ich dać.
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:53    
Lora nie była jedyną osobą, dla której wyjazd był ciężki. Will przyjął to tak samo źle, o ile nie gorzej. O ile Lorena mogła pocieszać się tym, że zrobiła to dla Willa, żeby go ochronić, to on sam nie miał żadnej pociechy. Zostawiła go bez słowa, bez żadnego wyjaśnienia i po prostu zniknęła, na dodatek wyjeżdżając w tym samym czasie, co jej przyjaciel Gavin, co w oczach Willa wyglądało co najmniej podejrzanie. Łatwo było założyć, że dziewczyna po prostu zostawiła go dla innego.
Słysząc jej stwierdzenie, tylko wzruszył ramionami. Naturalnie, że przyszedł, liczył bowiem na to, że w końcu usłyszy jakieś wyjaśnienia. Nie miał jednak zamiaru niczego Lorze ułatwiać. Chociaż wciąż ją kochał, to nie mógł zapomnieć o tym, jak bardzo go zraniła.
- Daruj sobie - rzucił tylko. Skoro chciała go zobaczyć, mogła wrócić wcześniej. Albo w ogóle nie wyjeżdżać. - Ach, więc chciałaś tylko wyciągnąć ode mnie informacje? - odparł pytaniem na jej pytanie, nieco zirytowany. - Bardzo romantycznie, zważywszy na okoliczności - dodał, mając na myśli spotkanie w ich chatce.
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:54    
Lorena zdawała sobie sprawę, że William znalazł się w gorszej sytuacji i z pewnością było mu ciężej sobie z tym poradzić. Bo o tyle, o ile rozstanie dla ich obojga było ciężkie, o tyle ona faktycznie miała tą świadomość, że jej wybór, jakkolwiek łamiący serce, był tym "lepszym". Bo Will żył. Bo choć prawdopodobnie czuł do niej teraz jedynie nienawiść i pewnie nie będzie już między nimi tak dobrze jak było wcześniej, to miała tą świadomość, że uratowała go od pewnej śmierci. Oczywiście decydując się na ujawnienie swojego związku, ba, pakując się w niego na poważniej, oboje mieli świadomość, że nie mają łatwego zadania, że ich rodziny nie pałają do siebie ciepłymi uczuciami i potencjalnie będą musieli pokonać wiele przeszkód, by wyjść na swoje. Lorena nie sądziła jednak, że członek jej własnej rodziny będzie chciał jej zguby. Niestety, tak czy siak pozostaje jej żyć w świadomości, że została pozbawiona szansy na szczęście.
- To nikt z naszego kręgu podejrzanych. Moja rodzina stara się ustalić kto za tym stoi - i czy potencjalnie trzeba się szykować na jakąś małą wewnętrzną nowojorską wojnę. Mafia nie lubiła być nieprzygotowana.
- Nie tylko - odparła, zdecydowanie zbyt szybko. Choć zazwyczaj była opanowała, chłodno kalkulowała każdy gest i słowo, w obecności Williama zawsze było jej ciężej. Uczucia, jakimi go darzyła, długi czas rozłąki, bijące szybciej serce skutecznie próbowało rozproszyć jej skupione myśli. - Jak się trzymasz? - spytała, spoglądając na niego uważnie. Trudno było stwierdzić, czy pytała o tamto zdarzenie z morderstwem, czy o jej nagły powrót... Chyba sama Lora miała problem ze zrozumieniem swoich własnych intencji. Dlaczego właściwie chciała się z nim spotkać? Wbrew temu co zrobiła, wbrew temu, że miała go ochraniać, a każde spotkanie narażało go tylko na potencjalne niebezpieczeństwo. Bo przecież gdyby jej wujek się dowiedział... Kto wie czy tamta groźba dalej była aktualna... Panna Castellano nie chciała tego raczej sprawdzać w praktyce.
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:54    
Gdyby William wiedział, co spowodowało decyzję Loreny, pewnie nie byliby teraz w tej sytuacji. Owszem, raczej nie byłby zadowolony z takiego rozwoju zdarzeń, ale przynajmniej zrozumiałby, co kierowało Lorą i pewnie nawet doceniłby, że zrobiła to, co zrobiła, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Niestety, ona zdecydowała, że lepiej będzie utrzymać go w nieświadomości, co doprowadziło ich do tego momentu. Zniknięcie Lory zniszczyło go, jej powrót wyprowadził z równowagi, jednak Will był tym bardziej zły, że postanowiła się z nim spotkać akurat tutaj, w tej chatce. Chociaż był to logiczny wybór ze względu na jej położenie na odludziu, z perspektywy Williama dowodził on tylko bezczelności Loreny. Jakby mało było tego, że demolowała jego życie, pojawiając sie i znikając bez ostrzeżenia, to musiała jeszcze przywoływać bolesne wspomnienia. Chatka była szczęśliwym miejscem ich przeszłości, te ściany były świadkami wielu wspaniałych chwil, jednak obecnie mogły widzieć tylko wymianę wzajemnych pretensji. Nic dziwnego, że myśląc o tym wszystkim Will był nie w humorze.
- Jakieś tropy w tej sprawie? - spytał tylko, słysząc te rewelacje. Umyślnie zignorował jej wcześniejsze pytanie o to, czy jego rodzina coś wie na ten temat. Wiedzial, że Lora liczyła na jakieś informacje z jego strony, ale dopóki nie wiedział, na czym z nią stoi, nie miał zamiaru niczego jej ułatwiać. Nie, kiedy mogło to zaszkodzić jego rodzinie. Kiedyś zaliczał również Lorenę do tego grona, ale jej wyjazd wszystko zniszczył. - Swoją drogą, dziwne, że to nikt z waszego kręgu podejrzanych. Pojawiasz się w Nowym Jorku i zaraz w ślad za Tobą trup. To dość ciekawy zbieg okoliczności, nie uważasz? - zasugerował, czekając na jej reakcję. Nie myślał, że sama Lora miała z tym coś wspólnego, ale cała ta sprawa śmierdziała raczej mafijnymi porachunkami. Nie wiedzial tylko, czemu to jego rodzina znalazła się w centrum tych zdarzeń.
- Jak się trzymam? - powtórzył, z niedowierzaniem kręcąc głową. - To miłe, że udajesz, że Cię to obchodzi - rzucił, uśmiechając się zimno. Ton jego głosu wskazywał, że wcale nie było mu miło. Nie rozumiał, o co chodziło Lorze. Gdyby naprawdę ją obchodziło, co się z nim dzieje, nie zniknęłaby wtedy bez słowa. - Nie jesteś mi nic winna.
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:54    
Tak naprawdę Lorena znalazła się wtedy w sytuacji, z której nie było "dobrego" wyjścia i czegokolwiek by nie wybrała, była skazana na porażkę. Gdyby została, William przypłaciłby to życiem. Wyjazd wiązał się ze złamaniem mu serca i prawdopodobnie wieczną nienawiścią z jego strony. Jednak Lora wybrała tą opcję, bo wolała żeby jej nienawidził, niż żeby znajdował się sześć stóp pod ziemią. Oczywiście, istniała też opcja z powiedzeniem mu prawdy, ale wujaszek nie był głupi, domyśliłby się, że oszukują i wprowadził swój plan w życie. Szkoda, że był na tyle umysłowo skrzywiony, że nie potrafił jej zrozumieć i w konsekwencji czego postawił Lorę w tak trudnej sytuacji.
Lorena wcale nie liczyła na informacje od Willa. Zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby coś wiedział, zostawiłby to dla siebie, chociażby dlatego, by jej nie pomóc. Skrzywdziła go, a takich rzeczy łatwo się nie wybacza. Próba wyciągnięcia od niego informacji była tylko pretekstem do spotkania. Bo co mu niby miała powiedzieć? "Przyjedź, bo chcę zobaczyć czy u Ciebie wszystko w porządku?" Nawet ona zdawała sobie jak absurdalnie to brzmiało.
- Chyba nie sugerujesz, że mam z tym coś wspólnego? - spytała z lekkim niedowierzaniem. Bo jednak tak to brzmiało. - Sama jestem ciekawa kto za tym stoi - i dlaczego zrobił to akurat w tamten dzień. Lora z automatu pomyślała, że to jej wujaszek, ale akurat przebywał wtedy poza Nowym Yorkiem, więc nie była co do tego przekonana. Ktokolwiek to zrobił, dobrze zatuszował wszelkie ślady i nie tak łatwo będzie go znaleźć.
- Nie twierdzę, że jestem - odparła, starając się zabrzmieć jak najbardziej obojętnie. Choć była mu winna. Przeprosiny, wyjaśnienie... Ale to nie był dobry moment. Nie wiedziała też, czy kiedykolwiek taki moment nadejdzie.
- Po prostu uważam, że to nie zbieg okoliczności, że trupa podrzucono akurat na bankiecie Twojego ojca. To wyglądało na ostrzeżenie. Może chodzić o kogoś z waszej rodziny - to był najbardziej sensowny argument. Może Creightonowie dowiedzieli się o czymś i ktoś chciał ich w ten sposób uciszyć? Istniało wiele opcji. Lorena była z mafii, więc swoje już widziała. Chciała tylko, żeby na siebie uważał.
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:55    
To prawda i gdyby to William znalazł się w takiej sytuacji, pewnie postąpiłby tak samo i zrobiłby wszystko, żeby ochronić Lorenę bez względu na konsekwencje, nawet gdyby w efekcie miała go za to znienawidzić do konca życia. Gdyby znał wszystkie fakty, na pewno zrozumialby jej decyzję, a tak oliwy do ognia dolewał fakt, że dziwnym trafem wyjechała w tym samym czasie co Gavin. Willowi łatwo było więc mu przyjąć, że zwyczajnie puściła go w trąbę, bo jej się znudził, a nie zakładać, że opuściła go z wyższych pobudek.
Chociaż cały czas za nią tęsknił, czasami myślał, że wolałby, żeby nigdy nie wróciła. Może wtedy nie bolałoby tak bardzo, bo jak to mówią - co z oczu, to z serca. Lora jednak postanowiła wrócić w ten sam sposób, w jaki zniknęła, bez żadnego ostrzeżenia, znowu niczego mu nie wyjaśniając. Najgorsze było chyba jednak to, że zażądała spotkania w ich dawnym miejscu, najwidoczniej próbując wykorzystać dawne uczucia, by wyciągnąć od niego niezbędne informacje. Tak to przynajmniej wyglądało z jego perspektywy.
- Nie - odparł szybko, jakby przestraszony tym, że mogła w ogóle pomyśleć, że on tak myślał. Bądź co bądź, z nich dwojga to on zawsze w nią wierzył i nigdy jej nie opuścił. - To nie w Twoim stylu. Co prawda już Cię nie znam, ale mimo wszystko... - urwał, dając jej do zrozumienia, że nadal jej wierzy, nawet po tym wszystkim, co mu zrobiła. Serce rządzi się swoimi prawami. - Co wciąż pozostawia nas z zabojcą na wolności - dodał pochmurnie. To, że nie znaleziono póki co żadnych tropów w śledztwie, poza tym prowadzącym do Lory, stanowiło zły znak.
- Możliwe - przyznał, słysząc jej teorię. Całość wydawała się dosyć logiczna. W końcu nic nie stanowi lepszego ostrzeżenia niż trup. Może ktoś chciał, żeby Creightonowie się bali. - Ale czemu akurat teraz? Takich wyborczych wieczorków były już dziesiątki. Co się mogło zmienić?
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:55    
Trochę przykre, że zwykły zbieg okoliczności wystarczył, by William tak źle o niej sądził. Wcześniej raczej nie posądziłby jej o zdrady, czy zwyczajne puszczanie go w balona. No, ale nie trudno mu się dziwić, skoro wyjechała tak nagle, bez żadnego słowa wyjaśnienia. A wszyscy dookoła pewnie podsycali w nim te złe myśli, parszywymi plotkami. Takie jest życie, a Lorena sama wybrała tą, a nie inną opcję. Choć żałowała, że go zraniła, nie żałowała wyjazdu, bo tym sposobem uratowała go od pewnej śmierci. Jej stuknięty wujaszek nie rzucał słów na wiatr i gdyby nie wyjazd Lory, William z pewnością gryzłby już kwiatki od dołu.
Co do samego pomysłu spotkania w chatce to owszem, z jego perspektywy mogło to wyglądać nieciekawie, wręcz okrutnie, ale Lora wybrała chatkę ze względów bezpieczeństwa. Była na odludziu, nikt ich tam wcześniej nie nakrył - można powiedzieć, że było to ich bezpieczne miejsce, z dala od niechcianych gości.
Ulżyło jej kiedy przyznał, że nie uważa jej za zabójczynię, nawet po tym, jak go zostawiła. Miło było wiedzieć, że jakiś sentyment mu do niej jeszcze pozostał. Nawet, jeżeli jej nienawidził.
- Masz rację, jest to poniekąd dziwne, ale istnieje jeszcze druga opcja - zaczęła ostrożnie, podchodząc do okna chatki i spoglądając gdzieś w dal. Chciała się upewnić, że faktycznie nikt ich nie śledził, a może skupić się na czymś innym, niż Will? - Może chodzić o mnie - pochodziła z mafii, może ktoś chciał się do nich dorwać przez nią? Albo ukarać jednocześnie Creightonów i Castellanów, wrabiając Lorę w morderstwo, którego nie popełniła? - W jednym masz rację, pojawiam się w Nowym Yorku, na wieczorku wyborczym twojego ojca i nagle pojawia się też trup. To mi nie wygląda na zbieg okoliczności. Sądzę, że ktoś specjalnie zrobił to teraz, żeby próbować zepchnąć całą winę na mnie lub moją rodzinę - to by miało sens. - Jednak okoliczności to jedno, a miejsce zdarzenia drugie. Może chodzi o obie nasze rodziny - teraz jeszcze trudno było wysnuwać jakieś konkretniejsze wnioski, ale pewne rzeczy po prostu same układały się w całość. Pozostawało pytanie - dlaczego?
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:55    
Może gdyby powiedziała mu cokolwiek, że musi wyjechać, ale nie może powiedzieć czemu, może wtedy by zrozumiał i byłoby mu lżej. Z drugiej strony, Lorena zapewne nie chciała ryzykować i dlatego postanowiła, że lepiej będzie utrzymać Willa w jak największej niewiedzy. Nietrudno zrozumieć jej wybór, wiedząc, że miała na karku krwiożerczego wuja, który nie zawahałby się sprezentować Willowi betonowych bucików. Mając to na uwadze, wyjazd bez słowa był najlepszą opcją. Naturalnym jest jednak, że człowiek pozostawiony w niewiedzy, wypełni tę lukę własną wersją wydarzeń i tym, co zasugerują mu inni i tak też stało się w przypadku Williama. Ucieczka Lory, znudzonej dawnym związkiem, prawdopodobnie po to, by żyć z Gavinem gdzieś daleko stąd, na pozór składała się w logiczną całość i dlatego tak łatwo było mu przyjąć tę wersję wydarzeń.
Lorena w opinii Williama mogła stać się okrutna, ale nie była osobą, która zostawiała za sobą trupy. Widział, że dotknęła ją myśl o tym, że mógł uważać ją za morderczynię. Mógłby udawać, że faktycznie tak myśli, żeby zranić ją tak, jak kiedyś ona jego, ale takie zachowanie nie było w jego stylu.
- Jaka druga opcja? - zapytał, słysząc jej sugestię. Skoro już go tu ściągnęła, chciał usłyszeć, jakie są jej pomysły w tej sprawie. - O Ciebie? - spytał z zaskoczeniem. Takie wyjaśnienie mimo wszystko nie przyszło mu do głowy. - Czyżbyś miała na koncie więcej wkurzonych byłych chłopaków, tylko bardziej morderczych? - dodał gorzko. To, że prowadzili dosyć cywilizowaną rozmowę nie znaczyło, że wszystko było między nimi w porządku. - Ale złośliwości na bok. Jeśli chodzi o Ciebie, dlaczego ktoś miałby sobie zadać tyle trudu i wybrać wieczorek wyborczy, na którym przecież była ochrona? Mógł wybrać inne miejsce, w którym się pojawiłaś. Takie, które jeszcze bardziej by na Ciebie wskazywało - powiedział, zastanawiając się nad tym. To trochę nie miało sensu, jeśli chodziło tylko o Lorę. Prościej byłoby podrzucić trupa w budynku, w którym mieszkała lub w którymkolwiek z biznesów prowadzonych przez Castellanów. - To bardziej by pasowało, biorąc pod uwagę miejsce, gdzie podrzucono trupa - przyznał ostrożnie. - Nie rozumiem tylko, czemu miałoby chodzić o moją rodzinę. Nie widzę powodu, dla którego ktoś wziąłby sobie na cel gromadkę moich sióstr, a polityczni rywale ojca raczej nie załatwiają spraw w ten sposób - zastanawiał się na głos. Chociaż okoliczności na to wskazywały, nie widział przyczyny, którą miałby się kierować sprawca.
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:55    
- Wiesz czym zajmuje się moja rodzina. To, że nie kręci mnie rodzinny interes nie znaczy, że inni nie będą chcieli mnie wykorzystać aby do nich dotrzeć - Lorena była wierna rodzinie i choć w kryzysowej sytuacji pewnie byłaby zdolna do morderstwa, aby chronić ukochane osoby, to nie rozrzucała trupów bez powodu. To nie było w jej stylu.
- Zresztą, nie sądzisz, że łatwiej podrzucić trupa w miejscu, w którym nikt się go nie spodziewa? - w końcu w hotelu Castellanów przebywał już niejeden trup, a że był to mafijny przybytek, szybko potrafili sobie z tym poradzić tak, by nie zostać nakrytymi. Gdyby trup pojawił się w hotelu, nie byłoby większego problemu. Co innego, gdy jest to taki wieczorek polityczny, mnóstwo ważnych osobistości, kamery... Nic się nie ukryje. - Gdzieś, gdzie raczej się nie pojawimy i nie będziemy mogli jakoś tego zatuszować? - miała tutaj na myśli swoją familię. - Łatwiej kogoś w coś wrobić, gdy nie spodziewa się ataku - jakby nie patrzeć, to miało sens. Chociaż prawdę mówiąc, sama Lorena nie miała pojęcia dlaczego mogłoby chodzić o nią, choć okoliczności były podejrzane i nawet ona nie mogła tego ignorować.
- Nie wiem - westchnęła cicho. Zastanawiała się nad tym, ale nic sensownego nie wpadło jej do głowy. Stary Creighton-Stuart był dupkiem, kłamcą i pewnie miał wiele na sumieniu, ale żeby od razu podrzucać na jego imprezce trupa? - Może Twój ojciec ma na sumieniu więcej niż Ci się wydaje? Albo mamy do czynienia z psychopatą, który tylko liczy na rozgłos - no a co zapewni mu lepszy rozgłos, niż trup na imprezie u znanego polityka?
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:56    
- Cóż, masz w tym sporo racji – odparł tylko, nie komentując wzmianki o jej rodzinie. Tak, wiedział doskonale czym zajmowali się Castellanowie. Kiedyś może i robiło to na nim negatywne wrażenie, ale z czasem zdążył już do tego przywyknąć. Zresztą, jakby nie patrzeć, środowisko polityków, choć teoretycznie legalne, też nie grało czysto, więc William nie miał zamiaru udawać, że jego rodzina znajduje się na jakimś wyższym moralnie poziomie.
- Pewnie tak, ale jest ryzyko, że nie powiąże się go z tą osobą, z którą sprawca chciałby, żeby go powiązać. Jeśli chodziło im o Ciebie, to w tym przypadku owszem, podziałało, ale równie dobrze ktoś inny mógłby stać się podejrzanym – odpowiedział, wciąż zastanawiając się nad motywem sprawcy. Jeżeli to Lorena miała zostać główną podejrzaną, podrzucenie trupa w miejscu związanym z Castellanami było mniej ryzykowne, bo raczej jednoznacznie wskazywałoby na kogoś z ich rodziny.
- Ale dlaczego wieczorek polityczny? Racja, tam nie mielibyście szansy niczego zatuszować, ale podejrzenia mogły paść również na kogoś innego, na przykład któregoś z konkurentów mojego ojca. Jeżeli faktycznie chodziłoby o wrobienie Ciebie, plan sprawcy wziąłby w łeb – zastanawiał się, próbując dogłębnie przeanalizować sytuację. – No i skąd wiedział, że się tam zjawisz? Pojawiłaś się w ostatniej chwili, a zakładam, że zaaranżowanie podrzucenia zwłok musi trochę potrwać…
Jak na jego rozum, w tym wszystkim było za wiele luk i nieścisłości, by móc stwierdzić coś konkretnego. Przecież Lora mogła zmienić zdanie i się nie pojawić i co wtedy? Ktoś chyłkiem usunąłby trupa, zanim zostałby odkryty?
- Może tak, może nie – stwierdził, wzruszając ramionami. Stary Creighton-Stuart był co prawda jego ojcem i swego rodzaju autorytetem, ale Will już dawno pozbył się złudzeń co do jego osoby i nie traktował go jako wzoru do naśladowania. Ojciec miał swoje za uszami i na pewno nie był niewiniątkiem, nawet jeśli lubił pozować na wzór cnót przed opinią publiczną. Mimo wszystko Williamowi wydawało się, że w całej tej sprawie nie chodzi o niego. - To całkiem możliwe, ale czemu nie wybrać innego miejsca? Lepszy byłby klub, impreza w parku czy coś w tym stylu. Byłoby więcej ludzi, plus dzieciaki na pewno zaraz wrzuciłyby nagrania do sieci, zapewniając mu uwagę całego miasta. Musiało mu zatem chodzić o ludzi z wyższych sfer, pytanie tylko po co.
W całej tej sprawie więcej było pytań i odpowiedzi. Póki co, oboje wiedzieli zbyt mało, by wysnuć z tego jakąś wiążącą konkluzję. Mogli nad tym debatować jeszcze dłużej, ale raczej nic konkretnego by z tego nie wynikło. Czas płynął, Will spojrzał na zegarek; niedługo musiał stawić się na spotkaniu.
- Chyba nic więcej nie wymyślimy - stwierdził, przyglądając się Lorze. - Zresztą, i tak muszę się zbierać. Obowiązki wzywają.
_________________

William Creighton-Stuart



SOMETHING’S DIED IN ME. IT TOOK A LONG TIME FOR IT TO DO IT, BUT IT’S DEAD. YOU’VE KILLED SOMETHING, JUST LIKE YOU’D TOOK AN AXE TO IT. EVERYTHING IS DIRT NOW.


 
   
Lorena Castellano



mafia


27

kocha Willa


Dołączył: 04 Wrz 2018
Posty: 14

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:56    
- Nie wiem, Will. Jak mówię, są to tylko moje spekulacje, które mogą się okazać prawdą, ale niekoniecznie muszą - póki co pojawił się tylko jeden trup, żadnych wiadomości od zabójcy... Trudno było jednoznacznie opowiedzieć się za jakąkolwiek opcją, bo wszystko jak na razie wchodziło w grę. Zwłaszcza, że morderca nie pozostawił żadnych śladów. - Równie dobrze może się okazać, że niepotrzebnie się głowimy, bo po prostu ktoś kogoś zabił i nie chodzi wcale o żadną z naszych rodzin. Takie rzeczy też się zdarzają - równie dobrze ktoś z obsługi mógł być zazdrosny o sukces kolegi i zemścić się w taki sposób. Opcji było naprawdę wiele. Zwłaszcza, kiedy było się członkiem rodziny mafijnej, Lorena widziała już wiele, więc była przygotowana na każdą możliwą ewentualność. Wiedziała jedno - to nie była sprawka jej rodziny. Ktokolwiek to zrobił, mógł stanowić zagrożenie dla jej bliskich, dlatego chciała, aby dotarli do niego, zanim on dotrze do nich. Trudno jest jednak walczyć z kimś, kogo się nie zna. Albo po prost nie wie z kim ma się walczyć, bo nie wykluczała opcji, że może to być ktoś, kogo znali.
- Niestety. Byłoby łatwiej, gdyby były jakiekolwiek ślady - coś, cokolwiek... To musiał być ktoś, kto zna się na rzeczy, więc nie robił tego pierwszy raz. A to oznacza dla nich tyle, że osoba ta jest jeszcze bardziej niebezpieczna. - W porządku, też będę musiała już lecieć - skłamała gładko. Nie miała większych planów na wieczór, zresztą dla Willa byłaby w stanie je zmienić, ale tak było lepiej. Nie chciała na niego naciskać już pierwszego dnia po powrocie do Nowego Yorku. Zwłaszcza, że nie wiedziała jeszcze na czym stoi, a wujaszek był w pobliżu. Nie chciała ryzykować życiem Willa, miała zbyt dużo do stracenia.
- Mógłbyś mnie informować, jeżeli dowiesz się czegoś w sprawie tego morderstwa? - poprosiła. Nie było to w jej stylu, ale martwiła się, że ktoś mógł sobie obrać za cel jego rodzinę z racji tego, że trup znalazł się właśnie na wieczorku politycznym jego ojca. W ten dzień, w tym miejscu, a mógł wybrać praktycznie cały Nowy York. To MUSIAŁO coś znaczyć. - Oczywiście, odwdzięczę się tym samym - obiecała.
_________________


And who do you think you are?
Runnin' 'round leaving scars
Collecting your jar of hearts
And tearing love apart



 
   
William Creighton-Stuart



prawnik


28 lat

heartbroken


Dołączył: 05 Wrz 2018
Posty: 46

Dopisz komentarz do postu Wysłany: 2018-09-20, 20:56    
- Spekulacje to chyba jedyna możliwość w tej sprawie, przynajmniej na razie – stwierdził i westchnął ciężko. Nie lubił czegoś nie wiedzieć, zwłaszcza w sprawie, która mogła dotyczyć jego samego i całej jego rodziny, tutaj jednak był skazany wyłącznie na domysły i dosyć go to męczyło.
- Z jednej strony racji, w końcu to Nowy Jork… - odparł. W tak dużym mieście różne zbrodnie były na porządku dziennym. Właściwie codziennie policja odbierała zgłoszenia o kilkunastu, czy nawet kilkudziesięciu trupach, więc w tym względzie nie było to nic dziwnego. Jedynym niecodziennym elementem było tutaj podrzucenie trupa akurat na wieczorku wyborczym.
- Co może oznaczać, ze zrobił to jakiś profesjonalista – powiedział, mając na myśli brak śladów. Zabójca-amator pewnie zostawiłby gdzieś swoje odciski palców albo fragmenty DNA. – Nie powiem, nie nastraja mnie to optymistycznie.
Zawsze lepiej mieć do czynienia z kimś, kto zawodowo nie para się zostawianiem trupów. Jeśli dla kogoś to nie pierwszyzna, robi się tym bardziej niebezpieczny, co w tej sytuacji źle wróży, zwłaszcza jeżeli faktycznie wziął sobie na cel Castellanów bądź Creighton-Stuartów.
- W porządku – zgodził się niechętnie po chwili zastanowienia. Wciąż nie miał ochoty widywać Lory częściej niż to konieczne, rana była zbyt świeża, ale zdawał sobie sprawę, że mają większe szanse rozwiązać tę zagadkę, jeśli będą działać wspólnie.
- Będziemy w kontakcie – rzucił na pożegnanie i opuścił chatkę.

/zt x2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
William & Lorena #2
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» William & Lorena #1
» William/Lorena - Willena
» Lorena
» William
» William

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: