IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Lexi & Julian #4

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Lexi & Julian #4 Empty
PisanieTemat: Lexi & Julian #4   Lexi & Julian #4 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 3:33 am

/ po ostatniej grze!

Wczorajsza rozmowa z Julianem sprawiła, że Lexi zrobiło się go żal. Uważała, ze to naprawdę okropne, że stary Thornton od małego dzielił dzieci na te, jego zdaniem, "lepsze" i "gorsze". Każdy rodzic powinien kochać i dbać o wszystkie dzieci jednakowo. Nie trudno się potem dziwić, że niektórzy wyrastają na psycholi, albo... no, na Julianów. Zawsze uważała go za specyficznego faceta, ale teraz znała go już trochę lepiej podstawy jego postępowania i zachowania. Przygotowując się rano do pracy zastanawiała się, czy Julian w ogóle da radę się w niej zjawić. Jak najbardziej miała zamiar wprowadzić w życie swój plan dotyczący jego ojca i nie chciała, by Julian wszystko przegapił. Poza tym, naprawdę miał tego dnia ważne spotkanie, które i tak było już dwa razy przekładane, więc słabo byłoby odłożyć je po raz kolejny.
Kiedy podjechała pod kancelarię Thorntonów i ruszyła do swojego biurka, zdążyła się już zorientować, że Juliana tam nie ma. Zerknęła na zegarek, ale nie wyglądało to najlepiej. Szybko wpadła więc na wspaniałomyślny pomysł, by po niego pojechać. No bo może zaspał? Nigdy by siebie nie podejrzewała o to, że sama pojedzie po tego upierdliwca, by sprowadzić go o pracy, no ale... Widać desperackie czasy wymagały desperackich kroków. W przeciągu paru minut pojawiła się pod budynkiem, w którym mieszkał i zadzwoniła do drzwi.
- Dzień dobry Śpiąca Królewno - rzuciła i szybko zorientowała się, że Thornton zupełnie nie był gotowy do jakiegokolwiek wyjścia. - Ubieraj się, za godzinę masz spotkanie - oznajmiła, po czym bezceremonialnie wyminęła go i weszła do środka nieproszona.


Poprzedniego wieczora Julian został grzecznie odeskortowany przez Lexi do swojego mieszkania. Zapewne niewiele mu było potrzeba i zasnął, gdy tylko padł na łóżko, pogrążając się w odmętach pijackich marzeń sennych, pełnych szympansów tańczących kankana, Jaruzelskich na furmankach i innych takich. Zapewne chętnie pozostałby w tym stanie błogiej nieświadomości, tym bardziej że po przebudzeniu czekał na niego kac-morderca, jednak nie było mu to dane. Obudził go dzwonek do drzwi. Julian przeciągnął się z niezadowoleniem i nie przejmując się czymś tak prozaicznym jak narzucenie ubrania, ruszył do drzwi w samych bokserkach, żeby sprawdzić, kto też ośmielił się zakłócać jego spokój. Jedno zerknięcie przez judasza rozwiązało tę zagadkę, ukazując jego oczom czekającą na progu Lexi. Julian pospiesznie otworzył drzwi.
- Dzień dobry… Księdzu?... Księciu?... Książę z bajki? – spróbował z konsternacją, odpowiadając na jej powitanie. – Wybacz, za cholerę nie wiem jak to się odmienia.
Lexi jednak nie czekała, aż Julian rozwiąże swoje problemy z deklinacją i bez pardonu wparowała do jego mieszkania. Thornton zamknął drzwi i podążył za nią.
- Muszę jednak zwrócić ci uwagę, Alexandro, bo najwyraźniej nie uważałaś w dzieciństwie – zaczął oskarżycielskim tonem. – Książę obudził Śpiącą Królewnę pocałunkiem, więc jak widzisz, pewnego elementu nam tu brakuje.


Jeszcze do niedawna, ba!, do przedwczoraj, Lexi nigdy by się nie podejrzewała o to, że z własnej, nieprzymuszonej woli pojedzie do Juliana aby zaciągnąć do go pracy. Wiedząc, że pewnie będzie jej jak zwykle dokuczał i przeszkadzał i składał nieprzyzwoite propozycje. Co też jedna, pijacka, za to bardzo szczera, rozmowa potrafi zmienić...
- Książę z bajki - odparła prawie machinalnie. Co jak co, ale na odmianie wyrazów Lexi znała się bardzo dobrze. Nigdy nie miała z tym większych problemów. Choć u Juliana problem tkwił raczej w kacu, niż problemach z deklinacją. Na kacu po prostu gorzej się myśli.
- Ale nie śpisz, więc chyba i bez tego odwaliłam kawał dobrej roboty - rzuciła, nic sobie nie robiąc z jego insynuacji. Nic z tego, Julek! - Mam nadzieję, że nie planujesz jechać do firmy w takim stanie - powiedziała, spoglądając na niego wymownie, jakby samo spojrzenie miało powiedzieć za nią "nie Julek, założenie samych bokserek nie wystarczy na biznesowe spotkanie". - No dalej, nie mam tutaj całego dnia - tak naprawdę, Julian był poniekąd jej przełożonym, więc do pracy nie musiała się śpieszyć, ale chciała go trochę pogonić, bo raczej dość dziwnie czuła się w jego "jaskini". Poza tym, ku swojemu przerażeniu przyłapała się na zbyt częstym spoglądaniu na niego.


Julian zdziwiony był obecnością Lexi w swoim mieszkaniu i to jeszcze tak wczesną porą. Co prawda dla Juliana wszystko przed trzynastą było wczesną porą, no ale to taki drobny szczegół. Thornton nie miał jednak zamiaru narzekać na taki obrót spraw, mimo że nie do końca był zadowolony z pobudki, jaką mu zafundowała.
- Whatever – odparł, ze zniecierpliwieniem machając ręką. Ruszył do przylegającej do salonu kuchni i po chwili wrócił z butelką wody i szklankami, bo dosyć mocno go suszyło po wczorajszych przygodach. – Wody? – zaproponował, jak na dobrego gospodarza przystało, po czym nalał sobie wody do jednej ze szklanek.
- Dobrą robotę? Dwie na pięć gwiazdek, nie poleciłbym. Inna metoda przysporzyłaby ci więcej punktów – stwierdził, znacząco unosząc brew. Nie ma to jak odrobina niestosownych aluzji przed śniadaniem.
- Nie mam zamiaru jechać do firmy, kropka – odparł spokojnie. Nic się w końcu nie stanie, jeśli raz go nie będzie. Poza tym i tak był w takim stanie, że nie raczej nie zrobiłby niczego pożytecznego, więc pozostanie Juliana w domu byłoby z korzyścią dla wszystkich.
Nieco bawiło go to, że Lexi tak się wszystkim przejmowała, chociaż z drugiej strony nie była spokrewniona z właścicielami kancelarii, więc… Uwadze Juliana nie uszły spojrzenia Fawleyówny rzucane w jego stronę. Starała się co prawda być dyskretna, ale Thornton był jeszcze lepszym obserwatorem.
- Widzisz coś, co ci się podoba? – spytał, niby to niewinnie, uśmiechając się pod nosem. Sięgnął po swoją szklankę i wychylił połowę za jednym razem.
- A tak właściwie… – zaczął, przenosząc spojrzenie z powrotem na Lexi. - … to co tutaj robisz? Zaszantażowałem cię czymś wczoraj? – zapytał, marszcząc brew. Nie pamiętał za wiele z poprzedniego wieczora, a pojawienie się Lexi dzisiaj u niego było cokolwiek dziwne, więc szukał jakiegoś wytłumaczenia.


- Czyżby kogoś tutaj suszyło? - rzuciła niby to niewinnie, bo nie mogła sobie odmówić tej drobnej złośliwości względem niego. I tak była bardzo grzeczna, aż sama siebie nie poznawała.
- Dobrze więc, że nie przyszłam tu na konkurs - skwitowała niezrażona jego insynuacjami. No bo, żeby to było pierwszy raz. Przebywając z Julianem tak często jak Lexi, naprawdę szło przywyknąć do jego tekstów.
- Ale za godzinę masz ważne spotkanie, które było przekładane już trzy razy, kropka - powiedziała, naśladując go. Nie, żeby tak bardzo jej na tym spotkaniu zależało, bo nawet nie będzie na nim obecna (a jak tak dalej pójdzie, to Julian też nie), ale mógłby jednak pojawić się w firmie. Dlaczego miałby dawać ojcu kolejny pretekst do tego, by go zgnoił? Ale tego już nie powiedziała na głos, bo wyglądało na to, że Julian albo świetnie udawał, albo niewiele pamiętał z poprzedniego wieczora. Nic dziwnego, zważywszy na pochłoniętą przez niego ilość alkoholu i stan, w jakim go wczoraj zastała.
- Masz ładny kolor farby na ścianie - zmyśliła na poczekaniu. - Jestem Twoją asystentką i powinnam... Ci asystować - powiedziała, praktycznie cytując jego wypowiedź sprzed jakiegoś czasu. Co ciekawe, wcale nie rzuciła tego tak bardzo ironicznie. - Niby co mam robić w pracy, skoro nie zlecasz mi żadnych dziwnych zadań? - wzruszyła lekko ramionami. Julian lubił zapełniać jej dzień "ciekawymi" zadaniami.


Słysząc przytyk ze strony Lexi, Julian jedynie przewrócił oczami, nie odrywając ust od szklanki. I tak Fawleyówna była dzisiaj wyjątkowo miła, więc nie nasuwała mu się nawet od razu żadna złośliwa odpowiedź.
- Może to i lepiej, bo pewnie byś przegrała – odparł, wzruszając ramionami. Sama czyni mu aluzje do Śpiącej Królewny, a potem odwraca kota ogonem. Typowa Lexi.
- Skoro dało się przełożyć tyle razy, to na pewno nie jest takie ważne – skwitował w odpowiedzi. Trudno się było kłócić z jego logiką w tym przypadku. Gdyby tak bardzo im zależało na tym spotkaniu, zapewne nalegaliby, żeby odbyło się jak najszybciej, a nie przekładali je w nieskończoność. Najwyraźniej więc nie było żadnym priorytetem, a Julian z natury nie lubił tracić czasu na takie rzeczy.
- Oj, Alexandro, wcale nie patrzyłaś na ścianę… Nie wypieraj się – powiedział, żartobliwie grożąc jej palcem, po czym przesunął się bliżej okna. – Żebyś miała lepsze światło – dodał tonem wyjaśnienia, puszczając do niej oko. Doskonale wiedział, że Lexi prędzej zapadłaby się pod ziemię, niż przyznała się do tego, że podziwiała „widoki” Juliana, więc tym bardziej musiał jej to wytknąć.
- Czy masz na myśli jakieś szczególne sposoby… asystowania? – spytał z rozbawieniem, sugestywnie unosząc brew. Cóż, różne pomysły same pchały się do głowy, skoro Lexi przyszła do jego mieszkania i spędziła większość czasu rzucając ukradkowe spojrzenia na jego odzianą jedynie w bokserki osobę.
- Czyżbyś się za mną stęskniła? Tęsknisz za moimi dziwnymi zadaniami? – zapytał dosyć serio. Zazwyczaj zapierała się przed wykonywaniem ich rękami i nogami, a teraz mówiła o nich, jakby faktycznie się bez nich nudziła. Był ciekawy, co spowodowało u niej taką zmianę. – Aww, Alexandro, ogrzewasz moje zimne serce – powiedział, teatralnym gestem przykładając dłoń do piersi.


- Jest czy nie, w końcu będziesz musiał je odbębnić - może akurat tego dnia nie był w nastroju i stanie do poważnych spotkań, ale kiedyś nadejdzie dzień, że będzie trzeba i co wtedy?
- Musisz teraz pajacować? Nie możesz się po prostu ubrać? - a starała się być miła, ale Julian wyraźnie chciał ją od tego pomysłu odwieźć. Widocznie lubił, kiedy mu dogryzała i zaprzeczała wszystkiemu, co mówił.
- Czemu wszystkiemu, co dziś mówię nadajesz jakieś zboczone podteksty? - przewróciła teatralnie oczami. Chyba nie powinno jej to już dziwić, a naprawę głupia sądziła, że jak chociaż raz będzie dla niego względnie miła, to się bez tego obędzie. Widać nie potrafił. - Nie wiem czy pamiętasz, ale jestem Twoją asystentką, a inni zlecają mi co najwyżej skserowanie dokumentów albo zrobienie kawy. Tęsknię za NORMALNĄ PRACĄ, nie twoimi dziwnymi zadaniami - naprawdę, bez nich spokojnie mogłaby się w pracy (i w życiu) obejść. Zwłaszcza, że nierzadko obejmowały rzeczy nienależące do jej obowiązków.
- Ale skoro nadal się nie ubrałeś i wyraźnie nie wykazujesz chęci do wyjścia do pracy, to ja też biorę wolne - dodała.


- Kto wie, może w końcu się znudzą i przestaną nalegać na to spotkanie, jeśli przetrzymam ich wystarczająco długo – odparł, wzruszając ramionami. Oto chodzi Julian, dobra strategia. Wroga należy wziąć na przetrzymanie, aż wreszcie sam się podda.
- Mógłbym – powiedział, udając, że się nad tym zastanawia. – Ale żeby się teraz ubrać, musiałbym najpierw wszystko z siebie zrzucić – dodał powoli i znacząco poruszył brwiami. – Ach, tak! – wykrzyknął po chwili, jakby go wreszcie olśniło i wpadł na coś oczywistego, co powinno być dla niego jasne od początku. Brakowało jeszcze standardowego pacnięcia się dłonią w czoło, żeby dać wyraz rozczarowania własną bezmyślnością. – Tobie właśnie o to chodzi, Alexandro. Przejrzałem Twoją intrygę. Tyle gadania o molestowaniu w pracy, a poza pracą to już w porządku? Wstydź się – oznajmił, grożąc jej palcem. Upił spory łyk wody, bo po takim monologu trochę zaschło mu w gardle, co w połączeniu z męczącym go kacem stanowiło iście morderczą mieszankę.
- Twoja wypowiedź zawiera błąd logiczny – poinformował ją, kiedy jak zwykle próbowała strofować. – Powinnaś powiedzieć „Czemu wszystkiemu, co mówię nadajesz jakieś zboczone podteksty?”. „Dziś” to fałszywe założenie, ja tak robię zawsze – kontynuował niezrażony. O tak, nie ma wątpliwości, czemu Julian został prawnikiem. Uśmiechnął się szeroko do Lexi. Mógł praktycznie poczuć, jak z każdym jego słowem wzrasta u niej poziom irytacji, ale to specjalnie go nie martwiło.
- Żadna praca nie jest normalna – stwierdził, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Jest sztuczną koncepcją, którą narzucili sobie ludzie wraz z rozwojem cywilizacji. W tym aspekcie zawiedliśmy jako społeczeństwo, jeśli chcesz znać moje zdanie – dodał. Zdawał sobie sprawę, że Lexi prawdopodobnie nie obchodzi jego opinia, ale nigdy dotąd go to nie powstrzymywało, więc po co zaczynać teraz?
Słysząc, że Lexi planuje także wziąć wolne kazało mu się nad wszystkim zastanowić. Fawleyówna nie była pełnoprawnym pracownikiem kancelarii, więc zapewne źle odebrane byłoby, gdyby tak po prostu zrobiła sobie urlop. Gdyby ojciec się o tym dowiedział i miał akurat gorszy dzień, mógłby ją nawet zwolnić, a tego Julian wolał nie ryzykować. Dochodząc do tej konkluzji, Thornton westchnął ciężko, jak gdyby bolała go dusza i zerknął na Lexi.
- Niech Ci będzie, pójdziemy na to głupie spotkanie. Ale pod jednym warunkiem – powiedział w końcu. – Potem wracamy z powrotem tutaj i zajmiemy się czymś przyjemniejszym, na przykład oglądaniem filmów – zaproponował.


- Przejrzałeś mnie. Liczyłam na gorący seks na Twoim stole, ale coś się ociągasz - rzuciła z wyraźnym sarkazmem, przewracając teatralnie oczami. - Bierz ciuchy i ogarnij się w łazience, bo nie mam całego dnia, żeby tu na Ciebie czekać - naprawdę, zaczynało ją to już męczyć. Chociaż, Julian chyba przez 99% czasu ją denerwował albo męczył, więc powinna już do tego chyba przywyknąć.
- Może i tak, ale niestety jedzenia i innych potrzebnych do życia rzeczy nie rozdają za darmo, więc trzeba codziennie chodzić do tej sztucznej koncepcji narzuconej przez społeczeństwo - skwitowała. Naprawdę zaczynała zastanawiać się, czy jej dłużąca się obecność w jego domu ma w ogóle jakikolwiek sens. Wyraźnie nie miał zamiaru wyjść tego dnia z domu, a kiedy Julian już coś sobie postanowi, to trudno go odwieść od zmiany decyzji. Może tylko marnowała tam czas? Może lepiej pojechać do pracy samej, posiedzieć tam osiem godzin w zupełnym spokoju, udając, że robi coś przy komputerze, a tak naprawdę przeglądając sobie portale internetowe? Przecież taka praca byłaby już całkiem znośna!
Zdziwiła się, że jednak zmienił zdanie, ale, o dziwo, nie miała zamiaru narzekać. Zależało jej na pracy, jakkolwiek absurdalna by ona czasem nie była. Niestety, rachunki same się nie zapłacą, a Thorntonowie może i nie obsypywali jej kasą, ale płacili na czas i wystarczało jej na życie, więc nie było najgorzej.
- Niech Ci będzie - odparła po chwili zastanowienia. I tak jego warunek nie był taki najgorszy, bo zawsze mógł sypnąć czymś zupełnie niestosownym.
Dała mu dłuższą chwilę na ogarnięcie się, podczas której sama pokręciła się po jego salonie, a potem oboje pojechali na spotkanie, na którym stracili pewnie ze dwie godziny z życia. No, a potem zgodnie z umową wrócili do mieszkania Julka. Lexi zrzuciła buty w korytarzu, a potem opadła na kanapę w salonie.
- To co chcesz oglądać? - spytała, spoglądając na niego.


- Trzeba było wcześniej zadzwonić, to posprzątałbym na stole. Wiem, że na filmach proponują po prostu zgarnąć całą zawartość na podłogę pod wpływem szału uniesień, ale muszę Ci powiedzieć Alexandro, że to bardzo niepraktyczne. Pomyśl sobie, ile by potem było sprzątania – odparł wesoło, niezrażony jej złym humorem. – Nie lubię sprzątania – dodał z namysłem, po części sam do siebie, po części do niej.
- Powiedziała córka Raymonda Fawleya – skomentował niezrażony. - Jeszcze wspomnisz moje słowa, że powinniśmy obalić tę sztuczną koncepcję.
Bawiło go to, że Lexi zachowywała się, jakby praca była jej niezbędna do życia. Jej rodzina miała tyle pieniędzy, że w każdej chwili mogła rozpocząć wieczne wakacje, a i tak nigdy by jej niczego nie zabrakło. On teoretycznie też mógłby tak zrobić, gdyby nie jego skomplikowana sytuacja z ojcem.
- Jesteś dzisiaj bardzo zgodna, zupełnie jak nie Ty – stwierdził z rozbawieniem, bo spodziewał się większych oporów z jej strony. Nie miał jednak zamiaru na to narzekać.
Wypił do końca swoją wodę i odstawił pustą szklankę, po czym skierował się ku drzwiom salonu.
- Gdybyś chciała wpaść popatrzeć, łazienka to ostatnie drzwi na końcu korytarza – rzucił jeszcze przez ramię, uśmiechając się pod nosem, i ulotnił się, nie czekając na niewątpliwie złośliwą odpowiedź Lexi. Szybko (no, na tyle na ile pozwalał mu kac) ogarnął się i przyodział i wrócił do salonu, skąd po chwili oboje zwinęli się na umówione spotkanie. Po wszystkim wrócili do mieszkania Juliana.
- Jako że bycie dobrym gospodarzem jest kolejną z moich licznych cnót, pozwolę gościowi wybierać – odparł, siadając koło Lexi na kanapie. – Czyń honory – dodał, unosząc dłoń do czoła w parodii gestu salutowania.


- I tak pewnie masz od tego sprzątaczkę - przewróciła teatralnie oczami. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić Juliana, biegającego po apartamencie z mopem i szorującego podłogi. Nie.
- No i co? - zawsze denerwowały ją te zarzuty, że skoro ma ojca z niezłą fortuną, to od razu jest ustawiona. Bo owszem, pewnie gdyby nie miała pracy, ojciec by ją wspierał finansowo, ale Lexi wolała być niezależną. Dlatego właśnie, w przeciwieństwie do stereotypowych dzieci bogaczy, wcale nie żerowała na majątku ojca. - To pieniądze ojca, ja muszę i chcę zarabiać swoje - może i praca czasami denerwowała, ale chyba nie wiedziałaby nawet co ze sobą zrobić, gdyby nie musiała codziennie rano się do niej udać. Wieczne wakacje? Chyba prędzej czy później by się takim życiem znudziła. Trzeba mieć na co narzekać.
Spotkanie zapewne trochę trwało, Lexi sporo zanotowała, a potem wreszcie wrócili do mieszkania. O dziwo, Fawleyówna faktycznie tam z nim pojechała, bez większych wykrętów.
- Hmm - rzuciła, biorąc do ręki pilot i przerzucała kolejno kanały. - Tyle kanałów w telewizji, a nic sensownego nie puszczają - zawsze ją to denerwowało. To i dłużące się w nieskończoność reklamy, podczas których zapominała co ona w ogóle ogląda... Dlatego właśnie zazwyczaj oglądała wszystko na laptopie.
- Może jakiś thriller? Ten wygląda nieźle - tu pewnie zatrzymała się na opisie filmu. Właściwie, to było jej wszystko jedno co obejrzą. Obiecała, że zostanie, a Julian był dzisiaj względnie znośny, więc mogła się raz poświęcić. - Jestem głodna. Zamówimy pizzę? - spytała po chwili.


- Od sprzątania czy od seksu na biurku? – spytał, specjalnie udając, że nie wyraziła się jasno. – Wiem, że z nazwy zawodu teoretycznie możnaby wywnioskować, czym się głównie zajmuje, ale jestem przeciwny dyskryminacji kobiet w pracy. Co, jeśli ma więcej talentów i chciałaby poszerzyć zakres obowiązków? Ograniczanie jej do sprzątania byłoby bardzo seksistowskie, nie sądzisz? – dodał, udając, że głęboko go to zastanawia. Skłonność do analizowania wydumanych problemów z pewnością była u Thorntonów dziedziczna i pewnie dlatego uczynili z prawa rodzinny biznes. No, jeden z rodzinnych biznesów. Wymuszenia i pozbywanie się zwłok wymagały innego wachlarza umiejętności.
- Nic. Tylko trochę dziwi mnie Twoje podejście, to wszystko – odparł. Sam bardzo chętnie pozbyłby się obecnych obowiązków i zająłby się sobą. Brak pracy pozwoliłby mu zrobić swoisty soul-searching i być może odkryć prawdziwe powołanie. Gdyby Julian sam mógł o tym decydować, miałby przed sobą tyle możliwości. Mógłby podróżować po Europie. Nauczyć się kilku nowych języków. Otworzyć własny biznes. Malować akty. Skorzystać z koneksji Jemmy i paradować bez koszulki na ekranach milionów napalonych fanek. Nie miałby większych skrupułów w życiu z rodzinnego majątku. Większość i tak pochodziła z mafijnych interesów, które stary Thornton często dokonywał za pomocą swoich dzieci lub wręcz ich kosztem. Z tego powodu Julian czuł, że ma prawo z tego korzystać i gdyby był Blair albo Josephem, pewnie by tak było, ale dla niego zostawały tylko przysłowiowe okruchy z pańskiego stołu. Przez większość czasu, chcąc nie chcąc, był uzależniony od swojego ojca i jego wymysłów. – Chętnie pożyłbym trochę za rodzinną kasę. Niestety, nie mam takiej możliwości, bo mój… Po prostu taka opcja dla mnie nie istnieje – zreflektował się szybko. Mało brakowało, a poruszyłby temat ojca, a przecież musiał udawać, że wcale go to nie rusza. Tak było prościej.
Po spotkaniu i powrocie do mieszkania pozostało im już tylko spędzenie wspólnego wieczoru. Lexi przystąpiła do przerzucania kanałów w tv.
- Chuj, dupa i kamieni kupa – stwierdził, kiwając głową ze zrezygnowaniem, podsumowując tym samym telewizyjną ofertę. – Myślałby kto, że skoro klient płaci, to może wymagać, a tu niespodzianka.
W końcu jednak udało się coś znaleźć.
- Może być – zgodził się. I tak bardziej zależało mu na towarzystwie Lexi, niż na jakimkolwiek filmie. – Okej – zgodził się, słysząc jej propozycję. – Zaraz czegoś poszukam – dodał, sięgając po leżącego nieopodal tableta, w celu znalezienia oferty jakiejś pizzerii.


I tutaj się właśnie różnili. Lexi, choć miała pewnie taką możliwość, wcale nie chciała żerować na fortunie ojca. Była ambitną dziewczyną, chciała sama do czegoś w życiu dojść. Może przesadziłam z tym, że nie pracując by się zanudziła, no, ale każdy ma swoje cele w życiu. Lexi chciała się rozwijać, a pewnie jak sama się czegoś dorobi, to i chętniej zajmie się przyjemniejszymi możliwościami.
Trzeba przyznać, że był to pierwszy raz, kiedy Lexi spędzała czas z Julianem... dobrowolnie. Okazuje się, że nie był wcale takim najgorszym towarzystwem, z drugiej strony, do końca dnia jeszcze daleko, więc wszystko się mogło wydarzyć.
- Telewizja rządzi się swoimi prawami - wzruszyła lekko ramionami. Było to co prawda upierdliwe, ale aż tak jej nie przeszkadzało, bo zdążyła już przywyknąć, że ogląda wszystko w komputerze. Przynajmniej nie musiała użerać się z nawałem reklam. - A takie hasła są mocno przereklamowane. Prawda jest taka, że klient żądać to sobie może, ale i tak dostanie takie samo gówno jak cała reszta ludzi - niestety. I jeszcze za to gówno musi coraz więcej płacić.
- Pokaż mi to - rzuciła i pewnie wyrwała mu z ręki ofertę pizzerii. - Nie zniosę żadnych warzyw szatana na mojej pizzy - skwitowała, przelatując wzrokiem kolejne pozycje w menu. - O, ta jest idealna - tu wskazała konkretną pizzę. Byle bez kukurydzy, groszku i innych paskudztw.
Po ciężkim wyborze pizzy, Lexi skupiła się na oglądaniu filmu. Jak się okazało, totalnie randomowo wybrany thriller, był o psychopatycznym ojcu. Cóż za koincydencja. Lexi poczuła się dziwnie, zwłaszcza, że pijackie zwierzenia Juliana wciąż były w jej głowie dość świeże. Wiedziona lekkim współczuciem, palnęła zupełnie od czapy:
- Dobrze Ci dziś poszło na tym spotkaniu.


Pewnie dlatego, że Lexi miała normalnego ojca, który dodatkowo nie był mafiozem. Owszem, Raymond kiedyś kręcił ciemne interesy, ale obecnie jego działalność była mniej lub bardziej legalna. Poza tym, traktował swoje dzieci sprawiedliwie, więc pewnie podświadomie fawleyowskim latoroślom głupio było ciągnąć kasę z rodzinnej kiesy, kiedy mogli sami sobie zarobić. Stary Thornton był natomiast wyrachowaną mendą, więc Julian chciałby żyć rozpustnie na jego koszt, chociażby po to, żeby zrobić mu na złość, względnie doprowadzić go do szybkiego zawału. Cóż, o to ostatnie chyba nie musiał się martwić, odkąd ojciec znalazł sobie dużo młodszą żonę. Jej sztuczne cycki ani chybi wkrótce wprawią go w nadmierną ekscytację, której serce może nie wytrzymać.
Cóż, trudno się dziwić Lexi. Stosując oklepaną metaforę z Forresta Gumpa, Julian był jak pudełko czekoladek – nigdy niewiadomo, co ci się trafi. Najczęściej występującymi czekoladkami w julianowej bombonierce były pralinki o smaku seksualnych podtekstów lub te smakujące jak wisielczy humor i pewnie do tych Fawleyówna była przyzwyczajona. Niemniej jednak od pijackiego wystąpienia Juliana mogła wreszcie zdać sobie sprawę, że Thornton ukrywa jeszcze inne oblicza.
- Czwarta władza… - westchnął, kręcąc głową. – Z władzą nie należy zadzierać, bo można dostać pałą – dodał, niezmiernie tą perspektywą zasmucony. – I to nie taką pałą, jaką się lubi – stwierdził, puszczając oko do Lexi, bo inaczej nie byłby sobą. Taki mądrości Julian miał na każdy dzień w roku i jeszcze trochę. Może powinien stworzyć własny kalendarz z niespodzianką. Albo otworzyć linię produkcyjną ciasteczek z wróżbą. Hej, może wreszcie dorobiłby się własnej fortuny!
- Alexandro, gdzie Twoje maniery – zaprotestował, wpatrując się w swoją pustą dłoń, gdzie jeszcze przed chwilą spoczywała oferta pizzerii. – Opuściłaś te lekcje w przedszkolu, gdzie uczyli magicznych słów „proszę”, „dziękuję” i „przepraszam”? – spytał, żeby specjalnie się z nią podroczyć, jak to miał w zwyczaju.
- Oj, Alexandro, Alexandro… Jakie warzywa szatana? Nie wiesz, że w piekle nie rośnie ich zbyt dużo? Fatalny klimat, szybko usychają. Szatan to zdeklarowany mięsożerca – pokiwał głową, jakby to był fakt powszechnie wszystkim znany. – Poza tym, co masz przeciwko takiej, dajmy na to, kukurydzy? Zaraz się jeszcze dowiem, że nie lubisz popcornu – dodał ze zgrozą, jakby to oznaczało koniec świata. – Ale rozumiem, wszyscy mamy swoje zboczenia – powiedział ze swoim firmowym uśmiechem erotomana-gawędziarza. – Ja na przykład egzorcyzmowałbym wszystkie oliwki, a potem spalił je na stosie. Mam nadzieję, że to nie wymaga leczenia w zakładzie psychiatrycznym – powiedział, jakby naprawdę mogło się tak zdarzyć.
W końcu wybrali jakąś pizzę i pozostało im oczekiwanie na dostawę. Zajęli się oglądaniem filmu. Nic specjalnego, ale dobre dla zabicia czasu. Siedzieli w milczeniu, aż wreszcie Lexi odezwała się. Julian zmarszczył brwi, zdziwiony jej komentarzem.
- Dzięki? – bardziej spytał niż odparł, bo było to zupełnie do Lexi niepodobne. Już miał ochotę to jakoś skomentować, ale był ciekawy, co jeszcze miała do powiedzenia.


- Totalnie. Byłam niegrzecznym przedszkolakiem - odparła, niezrażona jego słowami i wytknęła mu język. Bardzo dojrzałe zachowanie, Lexi. No, ale chyba nie można jej za to winić, skoro była w towarzystwie Juliana, który sam przez 99% czasu zachowywał się jak wyrośnięte dziecko. Lexi mogła zapomnieć, że ma do czynienia z dorosłą osobą.
- Ej, popcornu w to nie mieszaj! Popcorn jest pyszny, ale nie moja wina, że kukurydza jest taka obrzydliwa - nie umiała wyjaśnić tego, dlaczego kukurydzy nie znosi, a popcorn już je. A i czy to w ogóle ważne? Chyba tylko Julian zadawał takie upierdliwe pytania.
- Nie wydam Cię, jeśli razem z oliwkami spalimy kukurydzę - i hej, jak spalą taką do popcornu, a nie taką zwykłą, obleśną, to przy okazji zrobi im się popcorn. Całkiem dobry plan!
Film był właściwie mocno średni, ale skoro już obiecała, że u niego posiedzi i coś obejrzą, to równie dobrze mogli go dokończyć. Nie oszukujmy się, większość filmów jest badziewna, a gdyby tak mieli siedzieć i szukać czegoś sensownego, to albo włączyliby coś, co jest dobre, bo sprawdzone, albo nie włączyliby filmu aż do nocy. True story.
- Strasznie upierdliwi Ci klienci, już rozumiem dlaczego to spotkanie było tak długo odkładane - przewróciła oczami, przypominając sobie jak durne pytania zadawali. Sama miała ochotę wyjść w połowie, albo pogonić ich w cholerę. Chociaż oczywiście ani ona, ani Julian nie mogli tego zrobić.
- W dodatku nie rzuciłeś żadnej złośliwej uwagi, a pewnie same cisnęły się na język. Nawet ja ledwo się powstrzymałam. Naprawdę nieźle - dorzuciła, wgapiając się w ekran.


- Chyba zostało Ci to do tej pory – skomentował, kiedy pokazała mu język. Widocznie udzieliło jej się od niego dziecinne zachowanie, albo po prostu sprawdziła się zasada, że ciągnie swój do swego.
- Całe szczęście, bo inaczej musiałbym zakończyć naszą znajomość – zażartował. Nielubienie popcornu było jak nielubienie czekolady. Teoretycznie można żyć i bez jednego, i bez drugiego, ale co to za życie?
- Umowa stoi – zgodził się, wyciągając rękę w jej stronę, by mogli to przypieczętować uściskiem dłoni.
Film dosyć się dłużył, ale średnio można było cokolwiek na to poradzić. Na komputerze po prostu możnaby przewinąć, tutaj nie było takiej opcji. Z drugiej strony, dzięki temu Julian i Lexi spędzą ze sobą więcej czasu.
Juliana dziwiła nagła zmiana w podejściu Fawleyówny. Zazwyczaj wykorzystywała każdą okazję do docinków, a tutaj takie komplementy? Sam nie wiedział, co o tym myśleć.
- A widzisz, a na początku tak Ci się na nie spieszyło. Powinniśmy dawno ich pogonić, w końcu nie są żadnym ważnym klientem, ale oczywiście stary wie lepiej – stwierdził, przewracając oczami. Jeśli miał obstawiać, to z dużym prawdopodobieństwem ojciec specjalnie przydzielał mu takie nieistotne zadania.
- Taaak, było ciężko… - odparł ostrożnie, marszcząc brwi. Naprawdę nie rozumiał, co się tutaj działo. – Alexandro, może coś nie łączy mi w mózgu jak należy, ale czy to był komplement? Czy jesteśmy w ukrytej kamerze? – spytał w końcu, bo nie było sensu dłużej unikać tego tematu. - Czemu jesteś dla mnie taka miła?


Lexi wcale nie była niegrzeczna. Ona po prostu dopasowywała się do otoczenia, no a przy Julianie po prostu nie dało się być poważnym.
Nic dziwnego, że Julian czuł się dziwnie przez nagłą zmianę zachowania Lexi wobec jego osoby. Każdy mógłby się czuć zdezorientowany. No, ale Lexi przypadkowo dowiedziała się o nim czegoś więcej, niż sam pokazywał i trochę zrobiło jej się go żal. Zazwyczaj Thornton nie dopuszczał do siebie ludzi, a na pewno już nie na tyle, by poznali jego słabości, czy sytuacje rodzinne. Chcąc nie chcąc, Lexi rozumiała go teraz trochę lepiej.
- Śpieszyło się, bo chciałam, żeby już było z głowy, bo wiecznie wydzwaniali - przewróciła teatralnie oczami. Niestety, tak już w pracy bywa, że najmniej istotni klienci mieli najgłupsze i najbardziej wydumane wymagania. - Przyłapałeś mnie. Ale jak wpadną z kamerą krzycząc "mamy cię!", udawaj zaskoczonego, ok? - rzuciła, tonem wskazującym, że zupełnie nie mówi poważnie. - Wydaje Ci się - odparła po chwili, wciąż wgapiając się w ekran. - Jak długo można robić pizzę? - rzuciła po chwili, spoglądając na zegarek. Coś długo ten dostawca nie przyjeżdżał, a Lexi robiła się coraz bardziej głodna.


Lepiej nie kusić losu, bo założę się, że Julian chętnie by jej udowodnił, że jednak jest niegrzeczną dziewczynką. Cóż, wszyscy wiemy, jakie miał zboczenia.
Julian niczego nie pamiętał z poprzedniego wieczoru i pewnie dlatego nic nie składało mu się w logiczną całość. Gdyby zdawał sobie sprawę z czego zwierzył się Lexi, zapewne nie miałby problemu ze zrozumieniem jej zachowania. Podejrzewam jednak, że gdyby wiedział, byłoby mu niezręcznie i głupio i pewnie nie siedzieliby teraz razem w jego mieszkaniu.
- Mogłaś odebrać i powiedzieć takim śmiesznym głosem „Nie ma takiego numeru”, może daliby się nabrać – zaproponował niewinni. Hej, każdy sposób jest dobry, żeby pozbyć się natrętów. – Dobrze, że mnie uprzedziłaś. Jeszcze poszedłbym się przebrać i zastaliby mnie w samych bokserkach, chociaż to chyba nie najgorszy widok, sama przyznasz? – spytał bezczelnie, nawiązując do sytuacji z tego poranka.
- Jak sobie chcesz, Alexandro – odparł, widząc, że Fawleyówna unika normalnej odpowiedzi. – Jeszcze wydedukuję, co Cię tak naszło. Jestem lepszy niż Sherlock Holmes – dodał ze zwykłą sobie wrodzoną skromnością.
Wszechświat chyba wyczuł irytację Lexi, bo za chwilę rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi i Julian poszedł odebrać pizzę. Potem zjedli ją wspólnie, oglądając film do końca. Kiedy zaczęły lecieć napisy końcowe, Julian zerknął na Lexi i zorientował się, że zasnęła. Niewiele myśląc, podniósł ją z kanapy i zaniósł do swojej sypialni, gdzie położył ją na łóżku i troskliwie przykrył kołdrą. Sam wrócił na kanapę, gdzie zamierzał spać tej nocy.

/zt x2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Lexi & Julian #4
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Lexi & Julian #1
» Lexi & Julian #2
» Lexi & Julian #3
» Lexi/Julian - Julex
» Julian

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: