IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Camden & Finlay #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Camden & Finlay #1 Empty
PisanieTemat: Camden & Finlay #1   Camden & Finlay #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 3:14 am

Na dole impreza trwała w najlepsze. Camdena cieszył ten sukces, który zawdzięczali Elizabeth. Chociaż było jeszcze zbyt wcześnie, by cokolwiek stwierdzić, Sinclair miał nadzieję, że był to początek pasma sukcesów hotelu. Mimo to, nie był w nastroju do świętowania, więc nie miał zamiaru schodzić na dół i przyłączyć się do gości. Zamiast tego skierował kroki do gabinetu swojego brata, wiedząc doskonale, że zastanie go nawet o tej porze.
- Puk puk - oznajmił, otwierając drzwi do gabinetu i wchodząc do środka. - Wesołego Halloween - dodał, wyciągając zza pleców butelkę whisky i lekko nią potrząsając. Wiedział, że Finn zrozumie to zawoalowane zaproszenie.


Szykował się naprawdę dobry okres dla ich hotelu, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Elizabeth spadła im jak z nieba, dlatego musieli dbać o to, by dobrze się u nich czuła i pomogła im rozwinąć interes. Szkoda, by cały ich wysiłek, dzieło ich rodziców poszło na marne. Nie mówiąc już o tym, że połowa rodziny straciłaby pracę... No a przecież bliźniaczki ich nie utrzymają. Finn był jednak dobrej myśli. Przed nimi jeszcze więcej pracy, ale końcowy efekt z pewnością będzie tego wart. Mimo, że na dole odbywała się impreza, Finlay również nie był w nastroju do świętowania. Unikał takich zbiorowisk, do domu tym bardziej nie było mu po drodze... Robił więc to, co wychodziło mu najlepiej - zostawał do późna w pracy. Zdziwiło go pukanie do drzwi. O tej porze?
- Ty nie na dole? Nie mów, że ubrałeś ten badziewny krawat i Scarlett odmówiła przyjścia - rzucił z rozbawieniem, zamykając laptopa. Whisky nigdy nie odmawiał. - Siadaj- wskazał mu miejsce na sofie, bo miał taką wypasioną z boku. Tam będzie wygodniej.



Jako jednemu z gospodarzy imprezy pewnie wypadałoby mu chociaż na chwilę pojawić się na dole, Camden jednak nie miał do tego głowy. Poza tym, wiedział, że Elizabeth jest na miejscu i wszystkiego dogląda. On sam z trudem mógł skupić myśli na czymś innym niż własne małżeńskie problemy, więc może to i lepiej, że unikał imprezy, bo tylko psułby innym humor.
- I kto to mówi - odgryzł się, słysząc ten docinek. Finn w ostatnim czasie mógłby startować w konkursie na pracoholika roku. Stanowisko dyrektora wymagało wiele poświęceń i nakładów pracy, jednak on spędzał w gabinecie więcej czasu niż to było konieczne. - Wiesz, wątpię, żeby Scarlett obchodził mój krawat. Czy cokolwiek innego, jak już przy tym jesteśmy... - rzucił smętnie i ruszył w kierunku szafki, żeby wyjąć szklanki. Jeszcze nie byli w takim stanie, żeby pić z gwinta. Gdy już wyłowił je z szafki, postawił szklanki na biurku i nalał whisky, może nawet trochę hojniej niż wypadało. Chwycił swoją szklankę i posłusznie usiadł na sofie.
- Zdrowie naszego hotelu - powiedział, podnosząc szklankę w geście toastu, po czym upił solidny łyk alkoholu.


- Jakoś nie jestem w nastroju do świętowania - a po co miałby pojawić się na imprezie smęcąc się i popijając po kątach? Nie byłby raczej dobrą reklamą hotelu, sprawiając wrażenie, że sam nie chce tam być. Wierzył, że Elizabeth i rodzeństwo lepiej ich zareklamuje.
- Nie rozumiem... - skwitował, marszcząc lekko brew. Owszem, nie rozumiał, bo gdyby sam miał żonę, którą kochał i która kochała jego, a nie jego kasę, to by się jej trzymał, a nie wiecznie z nią kłócił. Chociaż rozumiał dlaczego tak wszystko wyszło, bo znał historię brata i szwagierki i jego znienawidzonego teścia... Jak widać, nie można mieć wszystkiego. On za to tkwił w małżeństwie bez miłości, z kobietą, która nie nadawała się do niczego, poza wkurwianiem go. How lovely. - Znów się pokłóciliście? Przejdzie jej - machnął lekko ręką w powietrzu, po czym złapał za szklaneczkę z alkoholem, który Cam im nalał. Mało to razy już się kłócili? To była miłość.
- Zdrowie - stuknął swoją szklanką o jego i też się napił.


- Same here - skomentował tylko. Pewnie, mieli dzisiaj co świętować, ale dzięki Elizabeth pewnie trafi się więcej takich okazji.
- Nie sądzę - odparł i upił kolejny łyk alkoholu. Niezręcznie było mu ot tak wypalić, że ma problemy małżeńskie. Traktował to po części jako swoją porażkę. Najpierw nie udało mu się utrzymać dobrej sytuacji w hotelu, potem własnego małżeństwa. Pasmo sukcesów, nie ma co. Zapewne, gdyby miał żonę, która go nie obchodziła, zupełnie by się tym nie przejął, ale kochał Scarlett i dlatego było mu z tym ciężko. - Scarlett chce rozwodu - wypalił w końcu. W rodzinie nie miewali przed sobą tajemnic, poza tym przyda mu się trochę wsparcia, a wiedział, że Finn go zrozumie.


Szkoda, że gdy po długim czasie słabej sytuacji, nawet taka przełomowa dla ich hotelu noc, nie była w stanie ich uszczęśliwić. Do tej nieszczęsnej grupki brakowało tylko Gavina i pewnie mógłby z nimi pomarudzić na swój nędzny żywot i licytować się z Finem o chujowość swojej żony, gdyby nie to, że sam był bratem marnotrawnym i miał ich gdzieś przez tyle czasu. Nic więc dziwnego, że rodzina się od niego odwróciła. Niestety, ale musi się trochę pokajać i odpokutować. Jak na razie nędznie mu to wychodziło...
Finlay nie spodziewał się nawet, że brat zrzuci na niego taką wiadomość. No bo... Jak? To on marzył o rozwodzie, a Cam miał go dostać? Czy wszechświat upadł już całkiem na głowę?!
- Co ty pierdolisz? - rzucił, myśląc, że brat robi sobie z niego żarty. Bardzo nieśmieszne żarty. - Powiedziała Ci to? - upewnił się. Bo może Camden po prostu źle usłyszał albo coś przekręcił? Gdyby miał strzelać, to podejrzewałby o rozwód każdego, ale nie ich. Camlett było otp i Finlay totalnie o tym wiedział. - Wkurwiłeś ją, to chciała ci dogryźć, ale na pewno tego nie chce - i nikt mu nie wmówi, że jest inaczej!


I jak zwykle w przypadku ich rodziny, wszystko przez Gavina. Gdyby nie to, że nawiał, kiedy byli w potrzebie, mogliby teraz uskuteczniać piękną drinking game, a tak Camden i Finlay upiją się na smutno.
Niestety, wszechświat ma własny plan i lubi ludziom dawać przeciwieństwo tego, czego tak naprawdę by chcieli.
- Ano, pierdolę samą prawdę – rzucił smętnie, obracając w dłoni szklankę i obserwując, jak ciemny płyn w niej chlupocze. – Powiedziała wszystko dokładnie – dodał z goryczą. Jasne, w ich małżeństwie nie układało się poniekąd z jego winy i potrafił zrozumieć rozczarowanie Scarlett, ale żeby od razu rozwód? – Niby chce „odpocząć”, ale oznajmiła mi, że Will się ze mną skontaktuje. To chyba mówi samo za siebie – stwierdził zrezygnowany. Samo słowo „rozwód” nigdzie nie padło, ale Camden od razu założył najgorsze.


W każdej rodzinie była jakaś czarna owca, u Sinclairów był nim akurat Gavin. Ale żeby nie było, sam sobie zapracował na to miano. Finn za to chętnie zapije z Camem smutki i nie trzeba go do tego specjalnie namawiać, bo jak słyszy głos swojej żony, to chce mu się tylko pić. Chyba jak Gavin miał oczy w dupie, kiedy się z nią hajtał...
- Ale nie powiedziała Ci jasno, że chce się rozwieźć? - upewnił się, spoglądając na brata badawczo. Lepiej było wyjaśnić tę sprawę, póki byli jeszcze na tyle trzeźwi. Finlay nie ręczył za swoją jasność umysłu po wypiciu dwóch-trzech szklaneczek. - A Will się z Tobą skontaktował? - spytał jeszcze, bo o tej kwestii Cam jeszcze nic nie wspomniał. - Może chciała Cię tylko nastraszyć? Niektóre kobiety lubią tak dramatyzować, żeby facet pokazał, że mu jednak zależy... - co prawda Scarlett nie należała do osób, które lubowały się w dramatach, ale różnie bywa. Może jej przyjaciółeczki nagadały jej jakichś głupot rodem z komedii romantycznych i jej się w głowie poprzewracało? Z pewnością istniało jakieś logiczne wyjaśnienie tej sytuacji!


Cóż, póki co Gavin miał ciężko, ale jeszcze nadejdzie czas, że rodzina mu wybaczy. Przecież nie był czarną owcą w stylu starego Thorntona albo starego Creightona, czy nawet mamuśki Sinclairowej, która miała wszystko gdzieś. Aż dziwne, że jej nikt nie chciał wywozić na taczce, pewnie dlatego, że nigdy nie było jej w pobliżu, bo wolała trzymać się jak najdalej od rodzinnych problemów.
- Teoretycznie nie, ale łatwo się tego domyślić - odparł. Wiedział, o co chodzi Finnowi z tym pytaniem. Może i faktycznie Cam niepotrzebnie panikował, ale z jego punktu widzenia sytuacja prezentowała się dosyć jednoznacznie. - Tak, dzwonił do mnie dzisiaj rano i zaprosił mnie do siebie do kancelarii. To idealne miejsce na niezobowiązujące spotkanie szwagrów, nie uważasz? Ani trochę nie sugeruje najgorszego - spytał, uśmiechając się z ironią. Co innego, gdyby umówili się u któregoś w mieszkaniu, wydźwięk sprawy byłby zgoła inny. - Dzięki za próbę pocieszenia, ale myślę, że ona tak na poważnie, niestety - westchnął ciężko, po czym znów upił łyk whisky. - Poza tym, gdyby nie chodziło jej o rozwód, na pewno zasugerowałaby terapię małżeńską. Scarlett wierzy w rozmawianie o swoich problemach - dodał. Z racji swojego zawodu Scarlett była zwolenniczką mniej radykalnych rozwiązań. - Skoro nie zasugerowała tego w przypadku własnego małżeństwa, widać uznała, że z góry jest skazane na porażkę.


Nietrudno się dziwić, że Camden panikował. Każdy w jego sytuacji by panikował. No, może z wyjątkiem Finlaya i Gavina, którzy postawieni w sytuacji brata pewnie upiliby się do nieprzytomności z radości i jeszcze postawili kolejkę wszystkim obecnym w barze. Byłaby biba na cały weekend, a co! Tyle, że oni nie znosili swoich koszmarnych żon, a Camden swoją kochał. Taka była między nimi różnica.
- To jeszcze wcale nie musi oznaczać najgorszego - fakt faktem, sytuacja nie prezentowała się najlepiej, ale przecież wszystko da się sensownie wyjaśnić, prawda? Przecież Scarlett nie miała innego, nie chciała wymienić go na lepszy, mniej wkurwiający model, więc w czym rzecz?
- Wiem, że to może dla Ciebie tak wyglądać i nie jest lekko, ale przecież znam Scarlett, Ty znasz Scarlett, ona Cię kocha. Nawet jeśli chwilowo coś jej odwaliło, to ona Cię kocha i jeszcze możecie sobie wszystko wyjaśnić - był tego pewien. Pewnie gdyby on miał żonę, którą by kochał, też bardziej by się starał bywać w domu i wszystko naprawić, a nie romansował z biurowym laptopem...
- Głowa do góry - niech się słucha starszego brata, który ma gorzej w życiu, heh. Po tych słowach, pociągnął większego łyka ze szklaneczki.


Pewnie gdyby to była pierwsza ich kłótnia, Camden aż tak nie przejąłby się całą sytuacją. Problemy w ich małżeństwie ciągnęły się jednak od dłuższego czasu i obawiał się, że Scarlett faktycznie miała już tego dosyć i w jej oczach rozwód był jedynym rozwiązaniem. Tym bardziej, że zrezygnowała z prób osobistego porozumienia, a zamiast tego wysłała do niego swojego brata-prawnika.
- Myślę, że Scarlett tak bardzo chce uwolnić się od ojca, że skorzysta z każdej opcji, nawet jeśli byłoby to równoznaczne z uwolnieniem się ode mnie – odparł, analizując problem. Mógł się tego spodziewać, kiedy zawierał pakt z diabłem, to znaczy ze swoim teściem. – Nawet jeśli mnie kocha, nie sądzę, żeby w tym momencie miało to jakieś większe znaczenie. Czasem trwanie w związku z miłości może mieć zbyt wysoką cenę – dodał gorzko i wstał, żeby dolać sobie alkoholu.
- Ale dzięki. Zawsze to lepiej pogadać z kimś, niż samemu bić się z myślami – zwrócił się do brata, uśmiechając się słabo. – Powiedz lepiej, w czym tkwi twój problem – zaproponował, bo wiedział, że Finna też coś gryzie. Zdążył zauważyć, że pod względem tempa spożycia alkoholu tego wieczoru brat wiele mu nie ustępował.


Nie da się ukryć, że sytuacja, w jakiej znalazł się Camden nie przedstawiała się zbyt kolorowo. Zawsze istniały przecież jakieś opcje na ratowanie małżeństwa. I nawet, jeżeli Scarlett faktycznie w danej chwili mogła być zrezygnowana i zmęczona, nie musiał od razu się poddawać i dawać jej rozwodu. A może podesłanie go na spotkanie z Willem ma mu uświadomić jak durnie się zachowuje, a nie faktycznie podrzucać mu papiery rozwodowe?
- Może i nie wygląda to zbyt optymistycznie, ale nie możesz się poddawać! - Finlay na jego miejscu by się nie poddał. Ale nie był na jego miejscu, bo jego żona była głupią rurą i nie chciała dać mu spokoju. Smuteczek. - Poza tym, niczego się nie dowiesz, dopóki się z nim nie spotkasz - kolejna słuszna uwaga. - Nie ma sprawy, do mnie zawsze możesz wpaść. Zwłaszcza z prowiantem - co prawda zabrakło zagrychy, ale sam alkohol też zawsze spoko. Fin nie pogardzi.
- Amanda - rzucił, krzywiąc się. A powinien wiedzieć już po samym imieniu, że nie będzie z nią lekko. - Jest - skwitował, jakby to miało powiedzieć Camdenowi wszystko i znów się napił. Cóż, Fin nigdy nie był zbyt wylewnym człowiekiem...


Pewnie gdyby porozmawiał ze Scarlett, Camden wiedziałby, na czym stoi, jednak nastroje obojga w ostatnim czasie niezbyt nastrajały do rozmów. W domu raczej mijali się i jasnym było, że starali się siebie unikać, a w takich warunkach trudno o porozumienie. Cóż, Sinclairowi pozostawało zatem jedynie w oczekiwaniu na spotkanie ze szwagrem.
- Nie mam zamiaru. Tylko, czy jest sens? – zapytał, zarówno Finlaya jak i samego siebie. Oczywiście, nie miał zamiaru spisywać swojego małżeństwa na straty, ale też średnio wiedział, jak poradzić sobie z problemem. – Też prawda. Ale ciężko mi wysiedzieć, czekając na to spotkanie – przyznał. Gdyby umówili się od razu, miałby to już za sobą, a tak czekał go cały dzień wyobrażania sobie różnych czarnych scenariuszy.
- Prowiant zawsze spoko, mam rację? – zaśmiał się cicho. Cóż, żaden Sinclair nigdy nie pogardzi dobrą whisky. Zapewne w tym zakresie przemawiały przez nich ich szkockie korzenie.
- Ach, tak… Mogłem się domyślić – odparł, rozbawiony na widok wyraźnego zdegustowania na twarzy brata. W ich rodzinie chyba wszyscy byli skazani na problemy małżeńskie, ale jak widać różnego rodzaju. – Założę się, że chętnie byś się ze mną zamienił – powiedział, zresztą całkiem słusznie. Camden nigdy nie przepadał za swoją szwagierką. O ile na początku można jeszcze było ją ignorować, z biegiem czasu stawała się coraz bardziej nieznośna. Dziwiło go, czemu Finlay w ogóle zdecydował się ją poślubić.


Faktem jest, że raczej ciężko wiedzieć co dokładnie chodzi po głowie drugiej osobie, kiedy się z nią nie rozmawiało. Może dlatego taka postronna osoba w roli mediatora właśnie by im pomogła. Finlay byłby skłonny zaproponować im swoją osobę i jakoś pomóc, bo widział jak Cam się męczy, ale też nie chciał wtrącać się w jego sprawy. Zwłaszcza, że sam miał narobione syfu przez swoje małżeństwo i teraz musiał z tym żyć.
- To już raczej pytanie, które sam sobie musisz zadać - Fin mu nie odpowie, bo to w końcu Cama decyzja. Czy chce walczyć o swoje małżeństwo, czy sytuacja już go przerosła. - Co ja ci poradzę. Ty o swoją żonę chcesz walczyć, ja swojej najchętniej już bym nie oglądał - uniósł na chwile ręce w geście niemocy, po czym znów się napił. Samo rozmawianie o pokrace sprawiało, że miało ochotę upić się do nieprzytomności. - Dałbym za to wszystko. Łącznie z ostatnią parą skarpetek - rzucił bez zastanowienia. Przy okazji sąsiadki miałyby na co popatrzeć... - Wiesz, że ostatnio wydała trzydzieści kawałków na obraz, przedstawiający palec? Jebany palec! No kurwa, co za idiotka... - pokręcił głową z niedowierzaniem. Niestety, był na nią skazany, to takie przykre...



Zaangażowanie mediatora byłoby dobrym pomysłem, ale w sytuacji, gdyby Camden wiedział, że już na pewno grozi im rozwód. Na razie musiał dowiedzieć się na czym dokładnie stoi i dopiero wtedy podjąć odpowiednie kroki, bo w przeciwnym razie groziło mu raczej poruszanie się po omacku.
- Myślę, że znam odpowiedź. Gorzej, że nie wiem, jak ta kwestia wygląda u Scarlett… - odparł zrezygnowany. Co z tego, że on miałby ochotę zawalczyć, jeśli ona nie wykazywała takiej chęci? Jednostronnie nie da się uratować małżeństwa. To wymaga zaangażowania obu stron. – Zawsze możesz założyć jej worek na głowę – zaproponował, bo spożyty alkohol zaczął przyprawiać go o wesołość. Może ta wizja chociaż trochę poprawi humor Finlayowi. – Hmm, a nie ma jakiegoś sposobu, by zakończyć to małżeństwo? – spytał, zastanawiając się nad tym problemem. Pozew rozwodowy ze strony Finna zapewne nie wchodził w grę z powodów finansowych, ale może coś innego? – Ja pierdolę… - skomentował, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Ale że palec? Pewnie jeszcze chodzi i się zachwyca tym, że taka z niej znawczyni sztuki? – spytał złośliwie. Nie dało się ukryć, że podzielał zdanie brata co do jego małżonki. – Wypiłbym za jej stan umysłu, ale nie bardzo jest co świętować.


- Nie pogadacie, to się nie dowiesz - nic więcej chyba Fin nie mógł mu poradzić. Z jednej strony potrafił zrozumieć obawy Cama co do rozmowy ze Scar, ale z drugiej, chyba wolałby jednak pogadać i już wiedzieć na czym stoi. Sam niestety nie miał tak komfortowej sytuacji, bo jego "cudowna" żonka ani myślała o rozwodzie...
- Na ryj pomoże, gorzej z tym jej irytującym głosem - skrzywił się na samo wspomnienie, bo aż mu w głowie piszczało. A potem niech się Cam nie dziwi, że Fin tyle przesiaduje w pracy. Robiłby to samo, gdyby miał taką Amandzię za żonę. Doprawdy, miał oczy i uszy i generalnie chyba całą twarz w dupie, kiedy ją brał za małżonkę.
- Nie sądzę - niestety, Fin nie postąpił zbyt mądrze, bo nie spisał żadnej intercyzy, która jakkolwiek broniłaby go przed sytuacją, gdyby chciał rozwodu. Poza tym, Amanda nie chciała rozwodu, więc nigdy w życiu się na to nie zgodzi. Chyba jedyną opcją byłoby morderstwo, ale Fin chciał się uwolnić od żony, a nie spędzić resztę życia za kratami. Zamienić jedno więzienie na drugie to raczej marna opcja.
- Palec. Jedno dobre, że to nie palec u stopy, bo obraz byłby nie tylko idiotyczny, ale i obrzydliwy - bo stopy są obrzydliwe. Każde. - A żebyś wiedział. Jest taką kretynką, że pewnie niedługo przyjdzie z obrazem, przedstawiającym plamę od atramentu. Albo w ogóle ktoś sprzeda jej białe płótno, mówiąc, że to dzieło sztuki - była na tyle tępa, że kupi wszystko. - Kuuurwa, pomyśl co byś musiał brać, żeby wejść w jej stan umysłu - pokręcił głową z niedowierzaniem nad głupotą swojej małżonki i znów się napił. Tego przypadku nie da się nawet omawiać na trzeźwo.


- Cóż, okaże się jutro. Dam ci znać, jak wyjdę ze spotkania z Willem – odparł. Nie ukrywał, że wcale nie śpieszyło mu się do tego spotkania, ale lepiej było dowiedzieć się, na czym się stoi.
- Od tego są kneble. Nie musisz nawet kupować, wystarczy jej wetknąć szmatę w ryj – podsunął przyjaźnie. O tak, Camden mógłby zostać specjalistą od problemów małżeńskich. – Ty, patrz jak pasuje– szmata dla szmaty – dodał i zachichotał z własnego żartu. No proszę, jak alkohol i dobre towarzystwo potrafi poprawić człowiekowi humor.
- Kulka w łeb pewnie odpada – odparł z żalem. – Względnie możnaby jej podgrzać silikon w cyckach, żeby się rozpuścił, ale nie wiem czy od tego można umrzeć – zasugerował jeszcze. Nie ma to jak kreatywność. – Podejrzewam jednak, że przyniosłoby to nam więcej szkody niż pożytku. Chociaż miło by było uwolnić się od tego jej jazgotu – stwierdził. Faktycznie, nie warto było z powodu Amandy skazywać się na spędzenie reszty życia w pomarańczowym kombinezonie. Jak na brata Iris i Corrie przystało, Camden wiedział, że w tym kolorze mało komu było do twarzy.
- Palec od stopy podpadałby już pod fetysz. Wątpię, że Amanda ma tyle wyobraźni – zaśmiał się i wychylił kolejny łyk ze szklanki. – Tak że hej, nie musisz się obawiać wielkiego palca od stopy w swoim salonie. Niemożliwe, czyżbyśmy przypadkowo znaleźli jakiegoś plusa u Twojej małżonki? – zauważył z udawanym szokiem. Wątpię jednak by fakt, że Amanda prawdopodobnie nie była fetyszystką stóp, rekompensował cały wachlarz jej wad.
- Zawsze możesz ją wyprzedzić i sam sprezentować jej puste płótno. Zapewne będzie zachwycona, że jesteś takim koneserem sztuki – zaproponował, próbując wyobrazić sobie taką sytuację. Amanda była tak głupia, że na pewno by się nie zorientowała. – Albo nie, bo wtedy wasze małżeństwo jeszcze się wzmocni i nigdy się od niej nie uwolnisz – dodał po chwili, zdając sobie sprawę z możliwych konsekwencji.
- Kurwa, chyba mnie to przerasta – przyznał i aż musiał się znowu napić. – Jak myślisz: psychotropy, alkohol, grzybki halucynogenne, twarde narkotyki? Wszystko naraz?


- Ty patrz jakie to genialne! Że też na to nie wpadłem - rzucił rozbawiony. Chyba alkohol zaczął już uderzać im do głowy, bo włączały się "genialne" pomysły. - Raz tylko byłem bliski uduszenia jej brudną skarpetką - wyznał po chwili ciszy. - Byłem na kacu, a ona po prostu nie chciała. przestać. gadać - dopowiedział, specjalnie robiąc dramatyczne przerwy pomiędzy kolejnymi słowami, podkreślające irytację Finlaya. Jakby wystarczająco nie bolała go wtedy głowa, to Amandzia musiała mu jeszcze poprawiać.
- Nie mam pojęcia, nie znam się na tym - ale podgrzanie jej silikonu z cycków brzmiało całkiem dobrze. Jak scenariusz całkiem przyzwoitego horroru. Od razu przypomniało się Finowi, jak oglądał kiedyś "Oszukać przeznaczenie 3" i jakaś typiarka, czy tam nawet dwie, zostały zatrzaśnięte w solarium i zaczęły się pokrywać dużą ilością krost i od tego umarły z przypieczenia. Totalnie widziałby to jako koniec dla jego małżonki.
- Nie nazwałbym tego plusem. Prędzej brakiem jednego minusa - rzucił, śmiejąc się i znów się napił. Widać taki stan upojenia i ich szczera rozmowa przypadła mu do gustu. - WYPLUJ TO! - nie alkohol, tylko głupi pomysł. - Nigdy w życiu. Ale może zacznę ją jakoś zniechęcać. Obrażać, mówić, że jest gruba i brzydka i jej głos wywołuje u wszystkich torsje... O, mogę też wymienić jej ubrania na większe rozmiary i zacząć jej wmawiać, że się kurczy i niedługo zniknie. Myślisz, że to kupi? - ej, Fin całkiem szczerze się nad tym zastanawiał! - Wszystko naraz to wciąż będzie za mało - dodał jedynie.


- Od tego masz brata. Polecam się – odparł, szczerząc się wesoło. Kto by pomyślał, że wraz z upływem wieczoru (i ubywaniem alkoholu w butelce) tak poprawią im się humory. – Szkoda, że tylko „blisko” – stwierdził automatycznie. Finlay wyświadczyłby światu dużą przysługę. – Ale może to i lepiej, bo musiałbyś oglądać świat zza krat – o tak, Cam po spożyciu whisky nawet nie czuje jak rymuje. – O, stary, współczuję. Przydałby ci się jakiś dźwiękoszczelny pokój, gdzie mógłbyś ją zamykać – podsunął. Niedobra Amandzia, nie dość, że sama z siebie wyciągała od męża tyle kasy, to drugie tyle trzeba by wyłożyć w celu uczynienia życia amandoodpornym.
- Ja też nie, ale to kusząca wizja – przyznał, upijając kolejny łyk ze swojej szklanki. Nie ma to jak kreatywny sposób odprawienia kogoś na tamten świat. Poza tym, to byłoby takie poetyckie – Amanda ładowała w siebie tyle plastiku, a w końcu to plastik by ją wykończył. Zupełnie, jakby sama przyłożyła do tego rękę. Mogliby się nawet tak bronić w sądzie, gdyby przyszło co do czego. Amerykańskie jury często jest głupie, więc taka linia obrony miałaby szanse powodzenia.
- W sumie racja, nie przypisujmy jej zbyt wielu zasług – stwierdził, sięgając po szklankę. Nie, żeby Amanda miała jakiekolwiek zasługi. – Jest taka tępa, że wcale bym się nie zdziwił – odparł, słysząc plan brata. – Ale musisz zastosować wszystkie dostępne środki, bo ten typ raczej łatwo nie odpuści – za bardzo zależało jej na tym małżeństwie, a raczej na pieniądzach Fina. – Może dolej czegoś do tych jej wszystkich kremów i innego dziadostwa. Jak jej buźka zrobi się jeszcze szpetniejsza, pewnie wpadnie w depresję. Albo wiem! – wykrzyknął uradowany. – Oprócz dolewania syfu do jej kosmetyków, zacznij powodować w domu różne usterki, przesuwać przedmioty i tak dalej. Możesz jej wtedy wmówić, że wasze mieszkanie jest przeklęte. Jak dobrze pójdzie, to szybko się wyprowadzi i ucieknie jak najdalej – wyłożył swój plan, uśmiechając się od ucha do ucha. Widocznie Halloween go natchnęło.


- Nie warto. Znaczy trochę by było warto, ale szkoda na to życia - przyznał po chwili. Szkoda marnować życie za kratami, bo się ubiło wkurwiającą małżonkę. Prędzej zleciłby pozbycie się Amandzi komuś, kto się na tym zna i nie zostanie złapany, bo z pewnością takie osoby istniały i żyły nawet gdzieś w Nowym Jorku. Szkoda, że Fin nie miał takich znajomości... Ale jakby tak poprosić Corrie, ona przecież spotykała się z mafiozem, to już może by coś zdziałali.
- Lepiej karton. Albo skrzynię. Przypadkiem zaadresować i wysłać na Madagaskar, oooooo! Genialne! - aż sam się ucieszył z własnego "genialnego" pomysłu. Co prawda pewnie nieźle wybuliłby za wysłanie takiej skrzyni w tak daleką podróż, ale... I tak wyszłoby go taniej, jakby rozłożyć koszty przepierniczonej przez Amandzie na głupoty kasy.
- Niestety - skrzywił się. Zdążył się już zorientować, że jego kochana małżonka uwielbia życie w luksusie, mimo, że tak naprawdę Sinclair wcale do bogaczy nie należał, bo jak wiadomo rodzinny hotel do tej pory był w niezłym bagnie. Gdyby nie zapożyczenie się Cama u samego diabła vel teścia, pewnie musieliby ogłosić upadłość. Teraz, dzięki Elizabeth, mieli szansę się odkuć.
- Pewnie tak, ale wyobraź sobie, że ja ją będę musiał oglądać z bardziej maszkaronowym ryjem - jak się hajtali Amandzia wyglądała jeszcze całkiem nieźle. Jednak jak wiele kobiet, posiadających mózgi z plastiku, wpadła w wir robienia sobie operacji plastycznych, wskutek czego prawdopodobnie za parę lat zostanie człowiekiem-manekinem z plastikową twarzą.
- Ejjj, ale to genialne jest! Zacznę tak robić i dam znać jak idą postępy - rzucił ze śmiechem i znów się napił.


- Co racja, to racja – zgodził się niechętnie. Uśmiercenie Amandzi na pewno byłoby spektakularnym momentem i przyniosłoby ulgę wszystkim dookoła, ale lepiej było nie ryzykować. Jeśli już, trzeba by było wynająć zawodowca, ale i wtedy istniało ryzyko, ze Fin jako mąż denatki, byłby pierwszym podejrzanym z racji posiadania motywu.
- Postaw na skrzynię. Proponuję ponadto obwiązać ją łańcuchem, żeby nasza milusińska nie wydostała się w trakcie podróży – w końcu gdyby wylazła ze skrzyni w trakcie podróży na jakimś statku, zapewne zaraz zaczęłaby się miotać i żądać, by dostarczono ją z powrotem do domu. Miała przy tym sporą pojemność płuc i tak irytujący głos, że Camden nie wątpił, że kapitan statku zawróciłby maszynę do Nowego Jorku, chociażby tylko dlatego, by nie musieć dłużej słuchać narzekań Amandzi. Prościej co prawda byłoby ją wyrzucić za burtę, ale wątpił, by ktoś się na to zdobył.
- Cóż, mogę Ci tylko współczuć – odparł. Nawet jeśli Amandzia nie wpędziła hotelu w kłopoty, to na pewno była jedną z przyczyn powodujących pogorszenie sytuacji finansowej familii. Niestety, jeśli nie mogła wydawać pieniędzy, stawała się wyjątkowo nieznośna i powodowała wiele kłopotów, więc trzeba było jej pozwalać na zakupowe eskapady.
- Ugh – wzdrygnął się na tę wizję. – To da się bardziej? Z biegiem czasu Amandzia przechodzi samą siebie w tym zakresie – dodał po chwili. Co gorsze, kiedyś wyglądała całkiem nieźle, a w każdym razie dosyć normalnie. Normalny wygląd był jednak w jej mniemaniu niemodny, toteż co jakiś czas dokonywała na sobie „małych poprawek”, coraz bardziej upodabniając się do góry plastiku w kształcie człowieka. – Naprawdę, czasem aż ciężko mi uwierzyć, że nie pobraliście się po pijaku w Las Vegas – stwierdził, kręcąc głową. Tylko taki scenariusz wyjaśniłby chwilowe zaćmienie umysłu u Fina.
- A widzisz? Od tego masz brata, żeby zawsze podrzucał Ci nowe pomysły – ucieszył się i wyszczerzył zęby w uśmiechu. O tak, kreatywność Cama była dzisiaj bez zarzutu.


Niestety, Fin miał w tym zakresie pecha. Niby tylu ludzi umierało lub było mordowanych każdego dnia na całym świecie, a nikt jakoś nie chciał uśmiercić jego żony... To się nazywa prawdziwy pech. Szkoda, że gdyby chciał trochę tego pecha wspomóc i się do tego przyczynić, wylądowałby za kratami. Wątpliwe, by ława przysięgłych zrozumiała co on musi przechodzić każdego dnia z Amandzią.
- Dzięki - ale co mu po tym współczuciu, jak i tak miał przesrane z tą swoją małżonką. Może chociaż wezmą go po śmierci do nieba za to, jakie męki musiał przeżyć na ziemi...? Zawsze to jakieś pocieszenie.
- Najwyraźniej. Wiesz, problem w tym, że chirurg plastyczny dostaje za operację tyle kasy, że nie odmówi nawet kosztem coraz większego oszpecania kogoś - taka prawda. To nie są przecież koszty w złotówkach ale w dziesiątkach albo i setkach tysięcy dolarów. Mało kto zrezygnowałby z takiej kasy kosztem utrzymania jako takiej moralności.
- Kiedyś to ona chociaż dobrze wyglądała. I była mniej wkurwiająca. Odwaliło jej po ślubie - skrzywił się. W końcu AŻ TAK głupi nie był. Gdyby była szpetna i wkurwiająca od samego początku, nie zwróciłby na nią uwagi. - Wypijmy za to! - odparł, polewając im po kolejnym, bo najwyraźniej stracili już zahamowania na dzisiejszy dzień. Rozmawiali do późna i pili, aż pewnie oboje wytoczyli się z gabinetu Fina i zatoczyli do jakichś wolnych pokoi, bo raczej żaden z nich nie był w stanie przetransportować się do domu w jednym kawałku.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Camden & Finlay #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Serafina/Finlay - Serlay
» Camden
» Scarlett & Camden #1
» Scarlett & Camden #2
» Scarlett & Camden #3

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: