IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Sloane & Lorenzo #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Sloane & Lorenzo #1 Empty
PisanieTemat: Sloane & Lorenzo #1   Sloane & Lorenzo #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:41 am

/ start!

Sloane od jakiegoś czasu usilnie próbowała dostać się w szeregi mafii, co jak się okazuje wcale nie jest takie łatwe! W mafii królują więzy krwi, dlatego do ludzi z zewnątrz są bardziej sceptycznie nastawieni. Zwłaszcza, jeżeli tym kimś jest córeczka znienawidzonego przez nich Creighton-Stuarta. No, ale czego się nie robi dla kasy i żeby utrzeć nosa kontrolującemu ojcu? Sloane udało się trafić do jednego ze starszych synów Castellano i sądząc po tym, że nie zabił jej przy pierwszych próbach zagadywania o dostanie się w ich szeregi uznała, że warto próbować dalej. Pewnie wymyślił jej już jakieś mafijne taski, ale zdaniem Sloane bardziej się z niej nabijał, zapewne sądząc, że dziewczyna albo chce go w coś wrobić, albo się z tym wszystkim zgrywa. Sloane nie miała zamiaru się jednak poddać, to nie leżało w jej stylu. Wiedziała gdzie ma szukać Lorenzo, ubrała się więc odpowiednio do baru, żeby nie przyciągać zbyt dużej uwagi i zjawiła się w barze.
- Coś mocnego, zdaję się na Ciebie - rzuciła, siadając na krzesełku przy barze. Nie witała się, bo nawet nie wiedziała jak. Czy wypada mówić "dzień dobry" do mafioza? To było zbyt grzeczne, pewnie miałby z niej zbitę.
Miała szczęście, bo w pobliżu nie było ludzi, co umożliwi im w miarę swobodną rozmowę. Wszyscy klienci najwyraźniej byli zajęci grą w kasynie.


Lorenzo, kiedy akurat nie był zajęty pozbywaniem się zwłok lub co bardziej prawdopodobne, uśmiercaniem i zostawianiem zwłok do pozbycia się dla Fabrizia, pracował w barze w hotelu należącym do jego rodziny. Może i nie było to zbyt ambitne zajęcie, ale przynajmniej się nie przepracowywał, a poza tym wiadomo, ludzie po kielichu mówią różne rzeczy, więc często można było dowiedzieć się czegoś ciekawego. A skoro już o ciekawych rzeczach mowa... Wieczór Lorenza właśnie stał się bardziej interesujący, bowiem w barze pojawiła się Sloane Creighton-Stuart, jego najnowsza znajoma. Dziewczyna najwyraźniej wkręciła sobie, że mafia to świetne zajęcie i że Lorenzo ją do niej wkręci. Jakkolwiek szalony by ten pomysł nie był, Castellano musiał przyznać, że towarzystwo Sloane dosyć go bawiło, dlatego nie miał zamiaru jej jeszcze spławiać.
- Niespodzianka - oznajmił, podając jej szklankę, kiedy już przyrządził drinka. - Co Cię to sprowadza dziś wieczorem? - spytał, chociaż domyślał się, jednak był ciekawy odpowiedzi dziewczyny.


Sloane po prostu chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony zarobić kupę kasy, bo jak podejrzewała mafia nieźle zarabia, a z drugiej dopiec ojcu. Nie miała zamiaru tak jak niektórzy z jej rodzeństwa godzić się na wybrane dla nich przez ojca nadęte zawody typu prawnik... Blondyna od małego lubiła buntować się przeciwko wszelkim zasadom, pierwsza ganiała po drzewach robiąc dziury we wszystkich rajstopkach i brudząc błotem różowe sukienki, w które wbijali je rodzice. Wstąpienie do mafii byłoby jakby uwieńczeniem jej buntowniczej natury.
Creighton-Stuart głupia nie była i zdawała sobie sprawę, że jak na razie Lorenzo kompletnie nie bierze jej na poważnie. Miała jednak zamiar swoim uporem wymusić na nim jakieś poważniejsze zadanie, a potem udowodnić, że jednak się do tego nadaje. Może nie stanie się to teraz, ani w najbliższym czasie, ale była na tyle zdeterminowana, by dopiąć swego.
Nie odpowiedziała od razu. Najpierw upiła łyka, chcąc spróbować przygotowanego przez niego drinka i jak dobrze się domyślała, był mocny, ale przełknęła starając się nawet nie skrzywić, po czym chwilowo odstawiła szklaneczkę na blat, spoglądając na niego uważnie.
- Chcę jakieś poważne zadanie.


Na szczęście tego wieczora klientów w barze nie było zbyt dużo i dzięki temu Lorenzo mógł skupić swoją uwagę na Sloane. Doprawdy, była pociesznym stworzeniem, nieduża, blond, z dobrej rodziny, a wbrew temu wizerunkowi aniołka najwyraźniej bardzo zależało jej na dostaniu się w szeregi mafii. Lorenzo musiał przyznać, że bawiły go te kontrasty.
- Poważne zadanie, powiadasz? - spytał retorycznie i urwał, udając, że się namyśla. Tak naprawdę ta determinacja go rozbawiła i potrzebował chwili, żeby opanować wesołość. Dla lepszego efektu ważne było, żeby nie zdradził się od razu. - A co rozumiesz przez poważne zadanie? Szantaż, porwanie, wymuszenie, napad z bronią w ręku? - zapytał jeszcze, nie owijając w bawełnę. Ludzie różne mieli pojęcia o robocie dla mafii. Dla samego Lorenza poważnym zadaniem było wyłącznie sprzedawanie kulki między oczy i tym podobne, ale Sloane mogła mieć inne pojęcie. Żeby trochę podkręcić zabawę, wziął szklankę z jej drinkiem i mimo że jeszcze go nie wypiła, co nieco jej dolał.


Owszem, dla takiego Lorenza Sloane mogła wydawać się zabawna i pocieszna, ale pewnie zrozumiałby jej chęć siania zła i mordu, gdyby to jego w dzieciństwie pakowali w same różowe kiecki. Dlaczego do cholery one zawsze musiały być różowe?! Z takim wizerunkiem nie dało się utrzymywać odpowiedniego autorytetu na podwórku, jednak Sloane starała się go wymuszać w inny sposób.
- Poważniejsze niż wysyłanie mnie w miejsca, gdzie nic się nie dzieje - pewnie do tej pory jej tak robił i miał zbitę, gdy się wkurwiała, że siedzi parę godzin na jakimś zadupiu kompletnie bez przyczyny. Każda normalna osoba już dawno by sobie odpuściła, widząc, że Lorenzo wcale nie ma zamiaru wkręcić ją w szeregi mafii tylko jej osoba sprawia mu pewnego rodzaju rozrywkę, ale Creightonówna miała zamiar dopiąć swego. Nie wiedziała jeszcze jak, ale chęci już były.
- Szantaż brzmi nieźle - odparła śmiertelnie poważnie, upijając kolejnego łyka. Co prawda nie miała pojęcia jak to w rozumieniu mafii miałoby wyglądać, ale coś by wykombinowała. O ile oczywiście to nie kolejna podpucha z jego strony.
- Wymyśl coś. Na pewno macie jakieś zadania dla początkujących - na sam początek za mordy by się nie brała, do tego trzeba przygotowania, ale coś mogłaby już zacząć robić.


Pewnie tak, chociaż wątpię, czy ktokolwiek, kto spróbowałby wbić Lorenza w różową kieckę przeżyłby, żeby opowiedzieć tę historię.
- Naprawdę? - uniósł jedną brew do góry, udając zdziwienie. - Widocznie zjawiłaś się za późno, musisz nad tym lepiej popracować - powiedział, jakby to wszystko było winą Sloane. W opinii Lorenza po części było, w końcu to ona wpadła na ten dziwny pomysł z zasileniem szeregów mafii.
- Tak? To kogo będziesz szantażować? Mamusię? Tatusia? Czekam na propozycje - powiedział, uśmiechając się złośliwie. On już podsunął jej kilka opcji, teraz czas na jej inicjatywę.
- Jeśli potrzebujemy świeżej krwi, to tak, mamy - odpowiedział, wracając do mieszania kolejnego drinka. - Jeśli jednak początkujący sam wychodzi z propozycją, to równie dobrze może sam coś obmyślić.


- Dobrze wiem, że robisz to specjalnie, ale nie myśl, że tak łatwo mnie tym zniechęcisz - odparła niezrażona. Miała zamiar pokazać mu, że się co do niej myli i Sloane faktycznie nadaje się do mafii. Tak przynajmniej podejrzewała, bo jednak nie miała pojęcia jak dokładnie mafia wygląda od środka.
- Kogo potrzeba - a bo ona wiedziała kto konkretnie jest wrogiem mafii? Własnej rodziny raczej by nie szantażowała, bo kto by jej się bał, skoro znają się od zawsze? Inni ludzie, jednakże... To zupełnie inna sprawa.
- Owszem, może, ale dlaczego Ty tego nie zrobisz? Przecież i tak uważasz, że się do tego nie nadaję. Jeśli ktoś przy okazji by mnie zabił, miałbyś spokój - odparła, spoglądając na niego wyzywająco. Nie rozumiała o co mu chodziło. Z jednej strony w nią nie wierzył, a z drugiej robił sobie z niej jaja, zamiast dać jej prawdziwą szansę. Skoro go denerwowała, mógłby się jej w szybki sposób pozbyć. Ponownie złapała za szklaneczkę i wychyliła tym razem większą część jej zawartości. Było mocne jak diabli, ale przecież przed nim tego nie okaże. Najwyżej się przekręci pod tym stołem, ale nie da mu satysfakcji, że pokonał ją głupim drinkiem.


Cholera, niezła była. Co prawda Lorenzo podejrzewał, że pewnie się zorientuje, że wysyłał ją w te miejsca specjalnie, ale nie spodziewał się, że wprost mu to wypomni. W końcu, jakby nie patrzeć, mogło go to wkurzyć, a wtedy nici z jej planu wkupienia się w łaski mafii.
- No cóż, nadzieja matką głupich... - mruknął, bardziej do siebie niż do niej. Faktycznie, lepiej by było, gdyby Sloane dała sobie spokój. Ciągle się koło niego kręciła lub przesiadywała w ich hotelu i ktoś to w końcu zauważy, a wtedy zaczną się kłopoty. Lorenzo wolałby nie mieć na karku przydupasów jej tatusia. Co mafia, to mafia, ale takich wysoko postawionych gnojków ciężko tak po prostu zlikwidować.
- Jeśli wpadniesz na jakiś konkret, ależ proszę, nie omieszkaj się nim ze mną podzielić - rzucił drwiąco, zabierając się za przyrządzenie kolejnego drinka. Uważał, że skoro już czepiła się tego szantażu, sama powinna wiedzieć, kto miałby paść jego ofiarą. Jak dla Lorenza mogła szantażować nawet przysłowiowego pana Mietka spod monopolowego, ważne, żeby zrobiła to umiejętnie i żeby udowodniła, że jest do tego zdolna.
- Ja widzę to tak - mam potrzebę kogoś zwerbować, sam wychodzę z inicjatywą, a jeśli to ktoś ma potrzebę bycia zwerbowanym, niech się sam stara - wyjaśnił jej dobitnie, mając nadzieję, że to utnie wszelkie dyskusje z jej strony. - Ależ, moja droga, jesteś zdecydowanie zbyt... urocza, żeby tak wcześnie rozstawać się z życiem - powiedział, całkiem szczerze, ostrożnie dobierając przy tym słowa. Był pewien, że gdyby użył słowa "ładna", Sloane tylko by się obruszyła. - Poza tym, Twoje włosy na pewno gryzłyby się z tym metalowym stołem w kostnicy - dodał nieco mniej poważnie, licząc na rozładowanie nastroju. Skończył przygotowywać drinka. Przelał go do szklanki i podsunął ją w stronę Sloane, jednocześnie unosząc brew w geście wyzwania. No, pokaż mi, na co cię stać, dziewczyno.


Może właśnie dlatego Sloane czuła się dosyć bezpieczna pod tym względem? Gdyby chciał i miał się jej pozbyć, nie miała wątpliwości, że już dawno by to zrobił. Ale nie tak łatwo pozbyć się córeczki wpływowego polityka, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Nawet mafia wie, czego jednak powinna się wystrzegać. Chwila radości z pozbycia się niewygodnej osoby mogłaby spieprzyć całe ich interesy, więc krótko mówiąc nie opłacałoby się.
- Nie mów, że miękniesz - rzuciła z lekką drwiną w głosie. - Bo będę musiała poszukać innego mafioza - Sloane i tak miała chyba szczęście, że uczepiła się akurat Lorenza. Kto wie, czy inni byliby tak... cierpliwi względem łażącej za nim dziewczyny. - Cokolwiek - mruknęła, przewracając oczami. - Skoro nie chcesz mi nic zlecić, sama coś załatwię - stwierdziła wreszcie. Jeszcze będzie zaskoczony, bo Sloane wyraźnie nie miała zamiaru tak łatwo odpuszczać. Była zdeterminowana, by pokazać ojcu, że ma gdzieś wszystkie jego plany wobec jej osoby i sama sobie jest panią.
Przejęła od niego drinka i posyłając mu wyzywające spojrzenie uchyliła jednym haustem połowę zawartości, nawet się nie krzywiąc. Była już przyzwyczajona do mocniejszych trunków, bo od dawna buntowała się przeciwko wszelkim regułom jej ojca i wymykała do swojego towarzystwa, które od alkoholu nie stroniło. Aczkolwiek czuła, że Castellano robi jej coraz mocniejsze drinki, zapewne naumyślnie, ale nie miała zamiaru dać mu satysfakcji, że tak łatwo się poddaje. Prędzej padnie tuż pod jego barem!
- Upijanie ludzi w barze też zalicza się do mafijnych zajęć? - spytała, popijając dalej swojego drinka. Trochę zaczęło jej szumić w głowie, ale póki co się tym nie przejmowała.


Co racja, to racja. Takie ryzyko po prostu się nie kalkulowało. Gdyby Creighton-Stuart był tylko jakimś podrzędnym politykiem, nie byłoby tego problemu, ale jego pozycja uniemożliwiała wszelkie takie manewry. Lorenzo nie mógł sobie pozwolić na to, żeby sprowadzić kłopoty na swoją rodzinę.
- Nigdy nie wymiękam - rzucił, wzruszając ramionami. To, że nie chciało mu się angażować w wymyślanie zadań dla Sloane nie oznaczało, że go to przerasta. - Ależ proszę, zobaczymy, czy inni będą tacy chętni, żeby uczynić z Ciebie blond anioła zagłady - dodał drwiąco, po czym odwrócił się ku półce z alkoholami, żeby zobaczyć, czym jeszcze może dziś "podtruć" Sloane. Po chwili znalazł to, czego szukał i zabrał się za robienie kolejnego drinka. Szczerze mówiąc, stracił już rachubę odnośnie tego, ile ich dziś przyrządził.
- Wreszcie mówisz jak człowiek - skomentował, uśmiechając się z powątpiewaniem. Z jednej strony może w końcu dziewczyna przestanie go męczyć, ale z drugiej wątpił, że cokolwiek uda się jej zorganizować.
- Wszystko, co tylko napędza rodzinny interes - powiedział, ironicznie akcentując ostatnie słowa. W końcu oboje wiedzieli, czym tak naprawdę zajmowali się Castellanowie. - Skoro się w to pakujesz, także powinnaś się do tego przyłożyć - stwierdził, podsuwając w jej stronę kolejny kieliszek. Aż dziwne, że jeszcze nie leżała na podłodze koło baru.


- Zdziwiłbyś się - tak naprawdę to Lorenzo zupełnie tego nie przemyślał. Gdyby wytrenował taką Sloane i nauczył ją paru mafijnych sztuczek mogłaby być bardzo pomocna! W końcu kto by się spodziewał, że taka drobna blondyneczka o niewinnej buźce jest w mafii? To byłby świetny element zaskoczenia, a zarazem mogłaby im sprzedawać wszelkiego rodzaju informacje o innych politykach. Same plusy! No, ale skoro Castellano woli sobie z niej kpić i nie doceniać tego, co samo do niego przyszło, to cóż... Jego strata.
- Sugerujesz, że mam tutaj pracować? - spytała w powątpiewaniem. - Bo ja, w przeciwieństwie do Ciebie, nie potrzebuję przykrywki. W końcu córeczki znanego polityka nikt nie podejrzewałby o żadne niecne uczynki - uśmiechnęła się złośliwie, pijąc dalej drinka. Szlag by trafił Enzo za te jego mikstury. Sloane była pewna, że chciał ją tutaj otruć, ale co zrobić, była na tyle uparta, że mu na to pozwoli, byle tylko nie okazać słabości i nie dać mu wygrać. Cóż, z alkoholem było tak, że na początku można go pić w szaleńczym tempie i nic Ci nie jest, a dopiero z którymś kieliszkiem się uaktywnia i uderza do głowy z większą mocą. Dopiła poprzedniego drinka, czując, że jest jej dziwnie ciepło i alkohol wyraźnie zaczął uderzać jej do głowy. - Skoczę tylko do łazienki - rzuciła, zeskakując z krzesła, co było błędem, bo tylko bardziej zakręciło jej się w głowie, ale dała radę się utrzymać. W miarę szybko pomknęła do łazienki. Tam spędziła dobre parę minut, co niestety wystarczyło, by wkroczyła w konkretną fazę. Jedno dobre - nie chciało jej się rzygać, więc nie zrobi im vomit spree w całym lokalu. Yey? Kiedy wyszła z łazienki, akurat puścili jakiś żywszy kawałek, na co tylko wykrzyczała coś niezrozumiałego i bujając się dziko dołączyła do tłumu na parkiecie. Rzuciła za siebie kurtką, bo było jej na tyle gorąco, by mogła chodzić bez niej. Zresztą, kto by się tym teraz przejmował. Przetańczyła cały jeden dziki kawałek, po czym wciąż się bujając i krzywą ścieżką ruszyła ponownie w stronę baru.
- ENZOOOOO! - krzyknęła już z daleka. - Zaaaajebista impreza. Polej mi! - rzuciła radośnie, opierając się o bar.


- Zaskocz mnie - skomentował tylko, przewracając oczami. Może i taka Sloane dobrze by się kamuflowała i miałaby element zaskoczenia, ale przez długi czas potrzebowałaby dodatkowo jego ochrony, żeby jej przeciwnik nie rozsmarował jej na betonie, a Lorenzo jeszcze nie wiedział, czy takie ryzyko mu się kalkuluje.
- Hmm, odnoszę wrażenie, że lepiej sprawdzasz się po drugiej stronie baru - skomentował złośliwie, obserwując, jak dziewczyna wychyla drinka za drinkiem. Co prawda sporo w tym było jego udziału, jako dostarczyciela alkoholu, no ale pomińmy to. - Na razie możesz dołożyć się do sprawy, poprzez finansowanie naszego baru pieniędzmi Twojego tatusia.
Wreszcie nadszedł magiczny moment, którego Enzo wyczekiwał, a mianowicie alkohol w końcu zaczął działać na Sloane. Gdyby nie to, pewnie pomyślałby, że dzieci polityków modyfikują genetycznie, żeby nie mogły się upijać i zawstydzać rodziców, czy coś. A zatem - Lorenzo i jego drinki - 1, Sloane - 0.
- Nie krępuj się - rzucił, uśmiechając się z zadowoleniem, kiedy zeskoczyła z krzesła i wyraźnie się zachwiała. Przynajmniej będzie miał z głowy jej nagabywanie o mafijne zadania.
Sloane wróciła po kilku minutach. Lorenzo obserwował, jak wkroczyła na parkiet i zaczęła tańczyć. Musiał przyznać, że nieźle jej to wychodziło, jak na upitą. Szybko jednak znudziła się swoim nowym zajęciem i wróciła z powrotem do baru.
- Właśnie widzę. Niezłe ruchy - skomentował, mając na myśli jej wyczyny sprzed chwili. - Ależ proszę, księżniczko. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - odpowiedział i już kolejna szklanka zawędrowała po barze w kierunku Sloane.


Sloane po prostu miała dosyć mocną głowę, ale nie na tyle, by przetrwać bez żadnego efektu jego mikstury i to w takich ilościach. Trzeba przyznać, że nie żałował jej alkoholu, ale raczej nie wyjdzie jej to na dobre, cóż...
- Przy kolejnym kawałku sprawdzę Twoje ruchy - odparła bez krępacji, poruszając zabawnie brwiami. W tym stanie pewnie nie zdawała sobie nawet sprawy jak dwuznacznie to brzmiało. Zgarnęła od niego szklaneczkę i upiła z niej większego łyka, siadając na krześle. Całe szczęście, krzesła były na tyle stabilne, że się nie wywaliła.
- Śmiesznie smakuje. Co tam wlałeś? - spytała, wgapiając się w szklaneczkę, ale mimo tego pociągnęła z niej kolejnego łyka. - Enzo, idź tańczyyyć. Nie martw się, popilnuję Ci baru - powiedziała, odpychając się od blatu tak, że zaczęła się kręcić razem z barowym stołkiem. Wziuuuum! Jeden raz i drugi i przy trzecim prawie wylądowała na ziemi, ale w ostatniej chwili złapała się blatu, po czym położyła na nim głowę, trzymając się z obu stron.


Skoro miała mocną głowę, tym lepiej dla niej. Znając Lorenza, pewnie będzie jej serwował takie akcje jeśli nie na każdym spotkaniu, to przynajmniej na co drugim. No, może nawet na co trzecim, bo w mafii jednak się przyda dobra wątroba. Jeśli kiedyś zdecyduje się jednak zwerbować Sloane, to musi być ona jak najbardziej zdatna do działania.
- Zobaczymy - powiedział, puszczając do niej oko. W końcu z tego co widział, Sloane była w takim stanie, że raczej długo jeszcze nie postoi. Na dodatek nadal nie odpuszczała i kolejny raz przyssała się do szklanki z alkoholem. Jak tak dalej pójdzie, to wypije im całe zapasy.
- Tajemnica służbowa - zażartował, słysząc jej pytanie. - Jeśli Ci to zdradzę, będę musiał Cię sprzątnąć.
Oczywiście były to żarty, ale jeśli ktoś wiedział, czym naprawdę zajmowała się rodzina Lorenza, mogłoby mu to dać do myślenia.
- Obawiam się, że marny z Ciebie stróż, kotku. Jeszcze ktoś obrobi kasę i wtedy będziesz mi dłużna - odpowiedział na jej propozycję. - Jeszcze będziesz musiała zapłacić mi w naturze - dodał, wyraźnie świetnie się bawiąc. Obserwował przez chwilę jej poczynania. No, nie było wątpliwości, że nie należała do ludzi, którzy upijają się na smutno.


Dobra wątroba jest dobra w tym biznesie. Opcjonalnie, jakby nie przydała się jako mała mafiozka, mogliby ją pokroić i sprzedać organy na czarnym rynku. Pewnie też byłby z tego niezły hajs! A kto wie, czy mafia czasem nie posuwa się do takich rozwiązań?
- Kiedyś się dowiem - odparła. Pewnie za minutę o tym zapomni, ale cóż. - I co Ty byś potem zrobił z tymi wszystkimi jabłkami? - spytała, marszcząc brwi. No halo, natura, jabłka... Laughing Tak, gdyby ktoś nie skojarzył, bo Sloane na fazie jak widać miała bardzo dziwne pomysły. Ale może i dobrze, że w tym kierunku, a nie zaczęła urządzać orgii na środku baru, prawda. Wychyliła do końca najnowszego drinka, który jej podsunął, przełknęła i po chwili kompletnie zezgonowała na barze, odpływając sobie w krainę snu i kompletnie nie przejmując się tym, że zajmuje w tej pozycji pół baru i wszyscy obecni tam klienci mogą podejrzewać, że Lorenzo ją otruł. Nice job, Sloane!


Niech lepiej tego nie sugeruje na głos, bo jeszcze rodzinka Lorenza mogłaby się o to pokusić. W końcu znają się na dobrym biznesie. Sama powinnam się tym zająć, zamiast tracić czas na studiach. Handlowanie narządami i żywym towarem to jest to!
- Z jabłkami? - zmarszczył brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi. Po chwili jednak dotarł do niego jej tok rozumowania. - Bo ja wiem, pewnie jakąś wódkę - stwierdził po chwili namysłu. No co, szarlotki przecież nie będzie piekł.
Sloane wychyliła drinka i po chwili padła na bar, niczym ścięta. Co prawda Lorenzo miał zamiar ją upić, ale takiego zgona nie było w jego planach. Westchnął zrezygnowany, musiał teraz coś z tym zrobić. Nie mogła tak tutaj zgonować, a do rodzinnego domu też nie mógł jej odstawić. Gdyby przyuważył ich jej tatuś, miałby przerąbane. Pozostawała tylko jedna opcja - musiał zabrać ją do siebie. Napisał smsa do Fabrizia, żeby ten się zjawił (zawsze to jakaś odmiana od grzebania zwłok). Kiedy Rinaldi pojawił się na miejscu, Lorenzo przerzucił sobie Sloane przez ramię i ewakuował ich oboje z baru, po czym ruszył w kierunku parkingu.

/zt
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Sloane & Lorenzo #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Lorenzo/Sloane - Loane
» Brianna & Fabrizio #2 + Sloane & Lorenzo #2
» Lorenzo
» Sloane

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: