IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Blair & Leonardo #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Blair & Leonardo #1 Empty
PisanieTemat: Blair & Leonardo #1   Blair & Leonardo #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:31 am

Prawdopodobnie Blair nie powinna pojawiać się na większej imprezie bez swojego chłopaka na niby, Willa, ale ten wyraźnie nie miał ostatnio nastroju do jakichkolwiek imprez, a ona nie chciała tkwić sama w domu. Bo i czemu tak tracić czas? Zresztą, wychodziła z założenia, że skoro była to impreza kostiumowa, to może nikt niepowołany jej nie rozpozna, a nawet gdyby, pomyślą, że Creighton-Stuart kręci się gdzieś w pobliżu. To może i dziwne, ale zależało jej na jak najdłuższym utrzymaniu tego lipnego związku w oczach opinii publicznej, bo to dawało jej spokój od podsyłania jej niechcianych adoratorów przez ojca. William pochodził zaś z dobrej rodziny, był prawnikiem - czego więcej chcieć od przyszłego zięcia? Co prawda jej papcio nie miał pojęcia, że umówiła się z Willem na udawanie związku dla "świętego spokoju", ale przecież nie musiał tego wiedzieć. Teraz i tak był bardziej zajęty swoim nowym nabytkiem - kukłą, więc niczego się nie domyślał.
Ubrana w kieckę rodem z lat 20 i pasującą maskę weszła do hotelu, szybko wtapiając się w obecne tam zgromadzenie ludzi. Zastanawiała się nad pójściem do baru, ale widząc kolejkę zrezygnowała, uznając, że Leo, którego miała tam przecież spotkać, załatwi jej coś po znajomości dużo szybciej. Ominęła więc bar i ruszyła w stronę kasyna. Zapewne wymieniła trochę kasy na monety, aby spróbować swoich sił w grze, a potem weszła już do środka. Minęła automaty, zatrzymując się przy stole z ruletką. Niby nigdy nie miała szczęścia w losowaniach, ani tego typu rzeczach, ale co zaszkodzi spróbować? Postawiła na coś jakąś małą sumę i czekała co jej wypadnie.


Dla innych ludzi Halloween było zwyczajna okazją do zabawy, Leonardo jednak tym razem miał zadanie do wykonania. Lorena przedstawiła mu swój plan dotyczący Williama i Blair, więc teraz należało go wdrożyć w życie. Leo czuł się z tym trochę nieswojo. Sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby jego celem była zupełnie obca dziewczyna, zdążył jednak w pracy poznać i polubić Blair. Odsunął jednak swoje wątpliwości na bok, bo jakby nie patrzeć, rodzina zawsze stała na pierwszym miejscu. Takie zasady panowały zarówno wewnątrz mafii, jak i w samej familii Castellanów, Leonardo więc już od dziecka przyswoił sobie ten system wartości. Poza tym, potrafił się wczuć w sytuację Lory i chciał jej pomóc. Już i tak miała przechlapane z powodu podejrzeń policji w związku z morderstwem, nie musiała więc na dokładkę oglądać swojego ukochanego u boku innej.
Leonardo przebrał się w swoim apartamencie, nałożył maskę, po czym ruszył na dół, gdzie miały miejsce główne wydarzenia imprezowe i gdzie, rzecz jasna, miał spotkać Blair. Przeszedł się po paru pomieszczeniach, teraz szczelnie wypełnionych gośćmi, aż wreszcie dotarł do kasyna i dostrzegł swój "cel" przy stole z ruletką. Nie namyślając się długo, przystąpił do akcji.
- Witam nieznajomą - rzucił, podchodząc do Blair i uśmiechając się na powitanie. Maski zdecydowanie stanowiły dobry pretekst do flirtowania w tym stylu. Jeśli ktoś lubił takie zabawy, nadawały się też do łóżkowego roleplaya w nieznajomych, prowadzących do macanek w windzie/schowku/innym publicznym miejscu na uboczu. Cóż, na to jednak było raczej za wcześnie. - Dobra passa dzisiaj? - spytał, wskazując na ruletkę.


Co prawda Blair nigdy nie była jakąś wielką fanką Halloween i pewnie gdyby była to impreza kostiumowa z przebieraniem się za kościotrupy, wiedźmy, czy dynie, wolałaby zostać w domu, ale... W tym przypadku wyglądało to zupełnie inaczej. Elegancka impreza, piękne stroje, maski, podkręcające atmosferę. Niby dlaczego miałaby zostać w domu i się nudzić, gdy mogła trochę się zabawić? I tak z masce nikt jej nie pozna i nie będzie skandalu, że chodzi po imprezach bez "chłopaka". Nie, żeby jakoś wiele robiła sobie z tego, co ludzie powiedzą, ale skoro już zgodziła się na ten udawany związek dla świętego spokoju i polubiła Willa, to nie chciała robić mu problemów.
- A witam, witam - odparła, uśmiechając się pod nosem. - Dopiero zaczynam, więc zaraz się okaże - odpowiedziała, spoglądając na niego przelotnie, a potem oczy utkwiła w kręcącej się ruletce. Jak się okazało, tym razem wygrała. - No niech będzie jeszcze raz, ale tym razem na to - tu podała prowadzącemu jakieś konkrety, ale ja się na tym nie znam, więc uznajmy, że tak właśnie było. - Polecasz jeszcze jakieś gry? Coś, po czym nie wyślecie damy do domu w samych skarpetkach? - rzuciła z nutą rozbawienia w głosie. Chodziło jej o to, coby tyle nie przegrać. Chociaż bycie hazardzistką raczej jej nie grozi, bo jakoś jej to nie bawiło. Raz przy okazji można zagrać, ale żeby więcej razy, to i po co?


Blair dobrze trafiła. Castellanowie nigdy nie bawili się w takie tanie przebieranki, w końcu mieli odpowiednią reputację w mieście do utrzymania. Jeśli już na ich imprezach pojawiał się jakiś element przebrania, wszystko było organizowane na jak najwyższym poziomie, żeby nie robić wiochy.
- Wygląda na to, że przynoszę ci szczęście – rzucił bardzo skromnie, jak przystało na Castellana, kiedy Blair wygrała rundę ruletki. Niech jeszcze zaoferuje jej swoje usługi jako magicznego talizmanu, ciekawe czy by się skusiła. – W takim razie… - zaczął ściszonym głosem, pochylając się nad Blair i dając do zrozumienia, że zaraz zdradzi jej mały sekret. Tak naprawdę, była to jedynie wymówka, by się do niej zbliżyć. – Nie polecam kart, czasem obsadzamy tam odpowiednich ludzi na odpowiednich stanowiskach – zasugerował jej. Każdy wiedział, że w kartach łatwo było oszukiwać, jeśli wiedziało się jak. Ruletka czy automaty były trudniejsze do oszukania i często wymagały specjalistycznego sprzętu. Castellanowie nie zajmowali się zazwyczaj hazardowymi oszustwami na swoich klientach, chyba że wymagała tego szczególna sytuacja, dlatego goście hotelowego kasyna mogli czuć się w miarę bezpiecznie. – Nie wiem jednak, czy dobrze robię, mówiąc ci o tym – stwierdził z rozbawieniem. – W samych skarpetkach wyglądałabyś co najmniej intrygująco – dorzucił z dosyć bezczelnym uśmiechem. Przyglądał się jej, lekko przekrzywiając głowę, ciekawy, jak zareaguje na tą próbę flirtu. Nie był pewien, czy Blair w ogóle patrzyła na niego w kategoriach damsko-męskich, czy też jedynie koleżeńskich, więc była to dobra okazja, żeby nieco wybadać grunt.


- Cóż za skromność - odparła, unosząc brew do góry i pociągnęła łyka ze swojej szklaneczki z alkoholem. - Sprytnie, ale nie mogę powiedzieć, że mnie to dziwi - oglądała już parę filmów, gdzie tematem przewodnim były oszustwa w kasynach, odbywające się właśnie podczas gier w karty. Co prawda w filmach tych to goście kasyna z lepszym lub gorszym rezultatem je ograbiali, ale przecież sens pozostawał ten sam. Dlatego, między innymi, Blair nie zabierała się za gry karciane. Była na tyle mądra, że dałaby radę oszukiwać, ale co sprytniejsze kasyna potrafią to wyłapać. U Castellanów raczej by nie przeszło, zwłaszcza, jeżeli sami oszukiwali.
- Ale może to i dobrze, bo nie znam się na kartach - mała strata. Już lepiej zmierzyć się z automatem albo jakąś durną ruletką. To i tak tylko chwila zabawy, zanim Blair się znudzi. Nie miała zamiaru zostawiać zbyt wielkiej forsy w hotelowym kasynie.
- Tego możesz być pewien - rzuciła w podobnym tonie. Co prawda zdziwiło ją jego zachowanie, ale zrzuciła wszystko na karb imprezy i panującej tam atmosfery. Maski zdecydowanie dodawały odpowiedniego klimatu i wręcz zachęcały do flirtów. - Ale to zbyt cenny widok, by podziwiała go połowa Nowego Jorku - mrugnęła do niego, ponownie zamaczając usta w alkoholu.


- Można powiedzieć, że wrodzona – odparł, uśmiechając się pod nosem. – Cóż, chyba można tego oczekiwać zawsze, jeśli chodzi o gry karciane na pieniądze – przyznał. Wiadomo, że tam, gdzie w grę wchodziła kasa, każdy chciał uszczknąć z tego jak najwięcej. Jeśli nie dało się tego zrobić za pomocą własnych umiejętności, wtedy najczęściej uciekano się do drobnych oszustw.
- Skoro tak, lepiej nie kusić losu – stwierdził. Wiele razy był świadkiem, jak ludzie popadali w długi karciane, bo wydawało im się, że coś wygrają, mimo że byli kiepskimi graczami. A wystarczyło pomyśleć… No, ale Leonardo nie miał zamiaru zbytnio narzekać, bo ich strata była zyskiem jego rodziny.
- I kto tu jest skromny – zrewanżował się, puszczając do niej oko. Cieszyło go, że Blair zdawała się być w nastroju do flirtu, z jednej strony dlatego, że od tego zależała misja zlecona mu przez Lorę, a z drugiej… Powiedzmy po prostu, że Leonardo był tylko biednym facetem i pozostawał wrażliwy na kobiece wdzięki, a Blair była zdecydowanie w jego typie.
- Masz rację, pewne widoki powinny być zarezerwowane na bardziej… prywatne okoliczności – powiedział znacząco, wciąż obserwując jej reakcję. Nie chciał przekroczyć pewnej granicy. Sięgnął po swój kieliszek i wypił z niego łyk. Lepiej, by Blair myślała, że to alkohol był przyczyną jego śmiałego zachowania.


Nie od dziś wiadomo, że właściciele kasyn również kantują, próbując wyciągnąć ze swoich klientów jak największą ilość kasy. I tak naprawdę, nie da się tego nawet za bardzo udowodnić. Po prostu, trzeba mieć na tyle oleju w głowie, by nie zmienić się w hazardzistę, bo wtedy może być naprawdę ciężko. Zwłaszcza, gdy kasyno należy do mafijnej rodziny.
- Zdecydowanie wolę wydać pieniądze na kolejną torebkę albo buty, niż zostawić je w kasynie. Bez urazy - wiedziała, że było to jedno ze źródeł dochodu Castellanów, no ale co poradzić. Blair nie da się ograbić z kasy. Aż tak jej gra w kasynie nie jarała.
- Są, o to się nie martw - odparła, również upijając łyka ze swojej szklaneczki. Kolejną rundkę ruletki niestety przegrała. Ale można się było tego spodziewać. Szczęście w grach losowych nigdy nie trwa zbyt długo, ale może i dobrze. Człowiek by się wkręcił i potem więcej stracił. Nie warto.
- Chyba Twoja moc przynoszenia szczęścia na dziś już się skończyła - skwitowała, po czym podziękowała za grę i odeszła od stolika razem z Leo. - To co macie na dziś w planach? Jakieś atrakcje poza balem? - spytała, spoglądając na Castellano.


Podobno wszystko jest dozwolone w miłości i na wojnie, ale właściciele biznesów do tej listy dodają też własne interesy. W końcu każdy chce osiągnąć jak najlepsze przychody, a oszukanie kogoś, żeby to osiągnąć, wydaje się finalnie niską ceną za sukces.
- Cóż, nie sposób się kłócić z Twoim podejściem – odparł ze śmiechem. Wiadomo, że każdy wolał uzyskać coś za pieniądze, niż bezpowrotnie je utracić.
Blair przegrała kolejną rundę ruletki, więc chyba nadszedł koniec gier na ten wieczór. Może to i lepiej; im dłużej ma się dobrą passę, tym bardziej kuszące jest ciągłe obstawianie, a wtedy na końcu w najlepszym wypadku łatwo się rozczarować, a w najgorszym – wpaść w nałóg.
- Nawet dżin spełnia tylko trzy życzenia – powiedział z rozbawieniem. Nawet supermoce trzeba czasem oszczędzać. – Zaliczyłaś już alkohol i hazard, to też były atrakcje – stwierdził, uśmiechając się lekko. – Ale klient nasz pan, zaraz coś poradzimy – dodał i zamyślił się. Po chwili jednak wpadł mu do głowy doskonały pomysł. – Proszę za mną – zarządził, puszczając do niej oko.

/zt x2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Blair & Leonardo #1 Empty
PisanieTemat: Re: Blair & Leonardo #1   Blair & Leonardo #1 Icon_minitimeSob Cze 29, 2019 2:33 am

No dokładnie. Każdy dba o własny biznes, a jeżeli musi przy tym trochę oszukać, to trudno. Każdy wchodząc do kasyna powinien się liczyć z tym, że szanse na większą wygraną są raczej marne, bo gdyby tak każdy wychodził z tego miejsca z dużą sumą pieniędzy, Castellanom totalnie nie opłacałoby się tego kasyna mieć. Kasa musi się zgadzać.
Skoro już Blair doczekała się towarzysza na dzisiejszy wieczór, nie musiała dłużej zajmować się grami. I tak przegrała już jedną rundkę, więc lepiej było przestać już teraz niż przepuścić całą wypłatę.
- No powiedzmy - alkohol mogła przecież mieć w każdej chwili, a hazard... Nie nazwałaby tego jakąś wybitną atrakcją. Jak się okazała, nie jest w tym zbyt dobra, albo zwyczajnie nie ma dużego szczęścia do tego typu gier. - No dobrze - przystała na jego propozycję, choć nie wiedziała dokąd ją to zaprowadzi. Wyszli z sali, kierując się ku windzie i po dłuższej chwili znaleźli się na miejscu. Dach budynku i jak się okazało...
- Basen - skwitowała. - Gdybyś mnie uprzedził, zabrałabym ze sobą strój kąpielowy, a tak jestem nieprzygotowana - rzuciła, spoglądając na niego. Niedobry Leo. Suknia, którą miała na sobie raczej nie nadawała się do moczenia w basenie.


Cóż, z czegoś w końcu trzeba finansować mafijną działalność, więc równie dobrze można było trochę kantować w kasynie, żeby z tego szła kasa. Hotel sam w sobie co prawda przynosił spore dochody, ale nic nie stało na przeszkodzie, żeby wyciągnąć drugie tyle z samego kasyna.
Kiedy Blair przystała na jego propozycję, Leonardo przeszedł do działania. Opuścili kasyno i skierowali się ku głównej atrakcji wieczoru, czyli basenowi na dachu. Nie był on często uczęszczaną miejscówką, bowiem dostęp do niego mieli jedynie najbogatsi klienci i, rzecz jasna, Castellanowie. Dzisiejszego wieczoru większość zdarzeń odbywała się na dole, basen stał więc pusty, o czym Leonardo doskonale wiedział i dlatego zdecydował się przyprowadzić tu Blair.
- Niespodzianka – oznajmił, otwierając przed nią drzwi, kiedy w końcu dotarli na miejsce. Odsunął się, żeby wpuścić ją do środka i czekał na jej reakcję. Wiedział, że co jak co, ale basen na dachu zdecydowanie robił wrażenie. – No wiesz, na tym właśnie polega istota niespodzianki. To coś, czego się nie spodziewasz – zażartował w odpowiedzi. – Poza tym, jestem pewien, że jakoś uda się temu zaradzić – zasugerował jeszcze. Miał na myśli, że zawsze mogła zrzucić z siebie suknię i niczym się nie przejmować, ale nie miał zamiaru powiedzieć tego głośno.


Kasyno to bardzo dobry biznes, bo zawsze znajdą się jakieś ofiary losu, które wierząc w to, że w końcu uda im się wygrać, wpadną w szpony nałogu i zostawią u nich ostatnie oszczędności, a może i zaczną zaciągać pożyczki, byle tylko móc dalej grać, bo "może się wreszcie odkują". Dobry biznes, zwłaszcza, jeżeli się na tym polu kantuje. Wtedy większa pewność, że jednak bywalcy za dużo nie zarobią.
Prawdę mówiąc, Blair nie sądziła nawet, że na dachu hotelu Castellanów znajdował się basen. Co prawda, bardzo rzadko tutaj bywała i jakoś specjalnie nigdy nie interesowało ją to miejsce, bo miała własne mieszkanie, ale i tak zdziwiło ją, że do tej pory o tym nie słyszała. W końcu basen na dachu robił wrażenie i widać, że był udostępniany nielicznym chociażby ze względu na to, że nikt o tym nie mówił.
- No co ty nie powiesz - odparła z lekkim rozbawieniem. Doskonale wiedziała czym jest niespodzianka. Niemniej jednak, zawsze wolała być przygotowana, ale co począć, kiedy wziął ją z zaskoczenia.
- Nie sądzę. Suknie za taką kasę nie nadają się do moczenia w wodzie - ani niczym innym. Wrażliwe to, że nie pytajcie. Aż dziwne, że płaci się tyle kasy za coś, czego potem nie można nawet po ludzku wyprać. No, ale gwiazdy, które wydają na swoje kreacje grube miliony zakładają je zazwyczaj tylko jeden raz, więc raczej nie robiło im różnicy czy można je potem wyprać, czy też nadają się od razu do wywalenia. Może i suknia Blair nie kosztowała setek tysięcy, ale nie należała też do najtańszych, bo Thorntonówna byle czego nie nosiła.
- Całkiem tu fajnie. Wszyscy macie tu swoje apartamenty, czy mieszkacie w innych miejscach? - spytała, siadając na brzegu basenu. To, że nie mogła zmoczyć sukni nie oznaczało, że jak zdejmie obcasy nie będzie mogła pomoczyć chociażby stóp.


Szkoda, że nie wszędzie tak łatwo otworzyć kasyno, bo faktycznie możnaby z tego osiągnąć spory dochód. Gorzej, że zazwyczaj taka działalność szybko przykuwa uwagę mafii, która zazwyczaj żąda haraczu czy czegoś w tym guście. Castellanowie jednak mieli tą przewagę, że sami byli mafią, więc problem rozwiązywał się sam.
Basen na dachu był niezłą atrakcją. Aż dziwne, że większa ilość ludzi z nowojorskiej elity nie wpadła na pomysł, żeby zainstalować taki w swoich apartamentowcach. Chociaż na logikę wydawało się, że Castellanowie powinni szerzej go reklamować, żeby przyciągnąć gości, fakt, że wstęp tam mieli tylko nieliczni miał podobny skutek. Wrażenie elitarności wzmagało zainteresowanie ludzi, a to, że basen nie był zatłoczony plebsem był dodatkowym plusem.
- To się nazywa słownikowa wiedza – odparł żartobliwie. Wiadomo, że Blair wiedziała o co chodzi w niespodziance, ale Leonardo miał wyjątkowo dobry humor, co pociągało za sobą pewną dawkę błaznowania z jego strony.
- A kto mówił, że miałabyś zmoczyć suknię? Są inne opcje – spytał, dosyć jednoznacznie unosząc brew. Zawsze mogła przecież popływać w samej bieliźnie, nie to że namawiał ją do publicznej nagości. Wolał jednak jej tego nie proponować wprost. Nie był pewien, na jakim etapie znajduje się ich znajomość i czy już mógł sobie pozwolić na takie podteksty. Gdyby źle to odebrała, misja zlecona mu przez Lorę spełzłaby na niczym. Poza tym, połowa rodziny Blair była prawnikami, wolał nie ryzykować pozwu o molestowanie seksualne.
- Jako gospodarzowi miło mi, że Ci się podoba – odparł, uśmiechając się do niej. Przypuszczał, że basen będzie w jej guście, między innymi dlatego ją tu zaprosił. – Mieszkamy trochę tu, trochę tam. Bardziej tam, w normalnych mieszkaniach – powiedział. Co jak co, ale nawet najbardziej wypasiony hotel nie zastąpi domu. - Ale tak, wszyscy mamy apartamenty. To rodzinna rzecz. W końcu nigdy niewiadomo, kiedy może się przydać – na przykład wtedy, kiedy jest się zbyt zmęczonym po grzebaniu zwłok, by dotoczyć się z powrotem do domu. Taka życiowa sytuacja.


Prawda jest taka, że gdyby w mieście roiło się od kasyn, to każde z nich mogłoby zarobić o wiele mniejszą kasę, niż gdy tylko jedno miało na to niepisany monopol. Wiadomo, że potem ludzie zaczęliby być bardziej wybredni, chodzić do znajomych i tak dalej. Im czegoś więcej, tym niestety dla ludzi większy wybór i możliwość wymyślania.
- Co to za propozycje - uniosła jedną brew do góry. Wiedziała, że faceci to faceci i często żadnej kobiecie nie przepuszczą, ale... I tak zdziwiło ją trochę zachowanie Leo. W końcu byli kolegami z pracy, spotkali się tu jako para znajomych, a nie na randkę. Nigdy nie myślała o nim w ten sposób. Ale może tylko poniosła go atmosfera imprezy i wypity do tej pory alkohol.
- Może innym razem, jak się lepiej przygotuję - co jak co, ale nie miała zamiaru paradować przed nim na samej bieliźnie. Dziwnie by się potem czuła w pracy.
- Rozumiem - pewnie takie mieszkanie w hotelu na dłuższą metę wcale nie było takie przyjemne. Chyba każdy czuje się najlepiej w swoich czterech kątach. Obojętnie jakie by one nie były. W hotelach to pewnie dużo zamieszania, obcych ludzi, a może i skandali.
- Dużo masz rodzeństwa? Chyba masz sporą rodzinę, ale niemożliwe byście wszyscy byli od jednej pary rodziców - nie trzeba być geniuszem, by się tego domyślić. Sama Blair też miała niemałą rodzinę, ale widać było, że Castellanowie byli o wiele bardziej zżyci i przywiązani do siebie, niż Thorntonowie. - Z drugiej strony, sama mam piątkę rodzeństwa, więc wiem co to znaczy liczna rodzina - powiedziała, upijając łyka ze swojego kieliszka.


Może i racja. W końcu każdy biznes trzeba trzymać w ryzach, żeby nie było konkurencji, a tym bardziej taki, gdzie w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze.
- Niemoralne. W końcu jest Halloween, inne propozycje tego dnia nie wchodzą w grę – odparł, puszczając do niej oko. Nie miał zamiaru jakoś specjalnie jej podrywać, przynajmniej nie od początku, bo jego plan tego nie zakładał. Starał się więc utrzymać sytuację w dosyć lekkim, żartobliwym tonie.
- Ach, doskonale wiem, co ci chodzi po głowie. Spodobał ci się basen, więc od razu znalazłaś wymówkę, żeby tutaj wrócić. Good thinking – stwierdził z rozbawieniem. Nie, żeby ją winił, sam był wielkim zwolennikiem tej miejscówki. Poza tym, to dobrze rokowało także dla niego. Im więcej okazji do kolejnych spotkań z Blair, poza pracą rzecz jasna, tym lepiej.
- Tylko dwie siostry – odpowiedział, słysząc jej pytanie. Jak na familię włoskiego pochodzenia trójka dzieci była dosyć skromną liczbą, ale ogólna liczebność pokolenia Leonarda nadrabiała za to z nawiązką. – Za to ośmioro kuzynów i kuzynek, więc tak się sprawa miewa. Pewnie nasi rodzice chcieli zaludnić Castellanami pół Nowego Jorku.
Prawdziwe powody były pewnie inne. W końcu im więcej rąk do pracy w mafii, tym lepiej, ale tego akurat nie mógł Blair powiedzieć.
- O, całkiem nieźle. Pewnie było dosyć interesująco, kiedy dorastaliście.


- Nie możesz pokazać kobiecie elitarnego basenu, a potem nie chcieć wpuścić jej tam po raz kolejny. Sam się wkopałeś - skwitowała, pokazując mu język. Taka prawda. Teraz, kiedy Blair zorientowała się, że basen był rzadko odwiedzaną miejscówką, tym bardziej chciała tam wrócić. Nic tak nie wspomaga relaksu jak brak plebsów. Biedna Blair, nawet nie sądziła, że taki układ będzie mu bardziej na rękę, niż jej samej...
- To strasznie mało. Jesteś pewien, że jesteś Włochem? - uniosła brew do góry, ale oczywiście tylko sobie żartowała. Co prawda tak mała liczba była wręcz niepodobna do mieszkańców Włoch, niemniej jednak, to raczej każdego indywidualna sprawa ile razy się rozmnoży. Nie każdy chce mieć w domu gromadę rozwrzeszczanych dzieciaków i rozjechane krocze. - Jeśli spędzacie razem święta, to dopiero musi być wesoło - albo przerażająco i głośno.
- Chyba można tak powiedzieć. Chociaż było bardzo... głośno - no i zważywszy na charaktery poszczególnych Thorntonów, zapewne każdego dnia wybuchały awantury. Nic dziwnego, że matka się zwinęła, a ojciec miał ich gdzieś i zajmował się tylko pracą. - Ale wszystko ma swoje uroki - nie miała nic do swojego rodzeństwa, ba, czasami nawet miało to swoje benefity.


- No cóż, powinienem o tym wcześniej pomyśleć. Teraz już za późno i muszę cię tutaj znowu przyprowadzić – odparł z udawanym żalem. Tak naprawdę był jednak zadowolony, że jego plan działał jak należy i udało mu się zapewnić więcej okazji do potencjalnych spotkań z Blair. Lora powinna być zadowolona.
- Tak mówią. Chyba, że mamę odwiedzał listonosz, if you know what i mean – odparł i roześmiał się. Wtedy jednak nadal byłby Włochem, pół-Włochem, co prawda, but still. Poprzednie pokolenia Castellanów miały więcej dzieci, ale taki był widocznie znak czasów – obecnie kobiety nie musiały siedzieć w domu niczym przysłowiowe kury domowe i wychowywanie dzieci nie było już ich jedynym zajęciem, w związku z czym zapewne miewały ich mniej niż ich matki, babki i prababki.
- Coś w tym jest. Jedno jest pewne – stół musi być duży! – pewnie musieli zamówić taki robiony na zamówienie, żeby wszyscy mogli się zmieścić przy dajmy na to wigilijnej kolacji. W końcu głodny mafiozo, to zły mafiozo, a nie mogli ryzykować piętrzącego się stosu trupów, spowodowanego czyimś złym humorem. Nie mogli przyciągać do siebie zbyt wiele uwagi, w święta czy nie.
- O, w to nie wątpię – odparł z rozbawieniem. Może i sam nie miał tyle rodzeństwa, ale kuzyni i kuzynki nadrabiali za to z nawiązką. – Opowiedz mi coś o swoim rodzeństwie – zaproponował. Thorntonowie byli stosunkowo nowi w mieście, więc mało kto cokolwiek o nich wiedział, a taka wiedza mogłaby się przydać Castellanom. Poza tym, Leonardo zwyczajnie był ciekawy w jakiej rodzinie wychowywała się Blair.


Właściwie, Blair sama się dziwiła temu, że jej rodzice zdecydowali się aż na szóstkę dzieci. W końcu ich ojciec odkąd pamiętała więcej czasu spędzał w pracy, niż w domu, a matka ostatecznie zwinęła manatki i tyle ją widzieli. Może przytłoczyła ją właśnie gromada dzieci i nawał obowiązków? Cóż, nikt jej nie kazał się tak licznie rozmnażać... Blair jednak specjalnie nie narzekała, bo na swój sposób kochała swoją pokręconą rodzinę.
- Nie zapominaj o stosie jedzenia - rzuciła z rozbawieniem. Teraz Thorntonowie raczej nie gromadzili się w święta przy stole jak tradycyjne familie, ale swego czasu mieli podobnie. Stół prawie uginał się od ilości jedzenia. No, ale nie ma się co dziwić, skoro kiedyś była ich ósemka.
- Jest bardzo... zróżnicowane. Hm, mam starszego brata, który jest prawnikiem. Dwie młodsze siostry, z czego jedna studiuje, a druga jest aktorką, młodszego brata, również studenta, no i brata bliźniaka, który jak faceci w naszej rodzinie również jest prawnikiem. Poza tym, jesteśmy całkiem zwyczajni - skłamała. No bo co mu miała powiedzieć? Że tak naprawdę są mafią-incognito? Ich konkurencją? Blair nauczyła się nie zdradzać z rodzinnymi biznesami i sekrecikami. - A Twoje siostry? Pewnie miałeś ciężkie dzieciństwo, zdominowany przez kobiety - rzuciła z rozbawieniem.


W przypadku bogatych i wpływowych ludzi posiadanie wielu dzieci zapewne stanowiło gwarancję posiadania jak najlepszego dziedzica. Przy sporej gromadce dzieci istniała większa szansa, że trafi się ktoś, kto będzie spełniał wszystkie oczekiwania rodziców. Jeśli sądzić po tym, że Gabriel byl ulubieńcem ojca, tutaj udało się za pierwszym razem, ale pewnie w dzieciństwie ciężko było to przewidzieć, więc na świecie pojawiła się cała gromadka Thorntonów.
- Stos jedzenia to podstawa - odparł ze śmiechem. Szczęśliwie tak się składa, że włoska kuchnia jest jedną z najlepszych na świecie, więc to tym bardziej tłumaczyło niesłabnący apetyt Castellanów na rodzinnych zgromadzeniach.
- Co za ładna galeria charakterów - skomentował, uśmiechając się. - Twoja siostra aktorka... Jemma, prawda? - spytał, kojarząc pewne fakty. Jej serial był popularny, więc i Leo zapewne o nim słyszał. - Słyszałem też o waszej kancelarii. Zdaje się, że przebojem zdobywa nowych klientów wśród nowojorskich wyższych sfer - powiedział. Ciężko się było dziwić. Pojawienie się nowej dobrej kancelarii na pewno wywołało poruszenie. Mimo dosyć nasyconego rynku usług zapewne trudno było znaleźć dobrą firmę, która już nie reprezentowała twojego przeciwnika, biorąc pod uwagę w ile różnych konfliktów wdawali się bogaci ludzie biznesu. - Więc prawo, co? Nigdy nie ciągnęło Cię do rodzinnej profesji? - spytał z zaciekawieniem. U nich w rodzinie nie było żadnych dominujących zawodów, niczego tradycyjnego, czym zajmowały się pokolenia Castellanów. Cóż, tak po prawdzie to była taka rzecz - mafia, ale to raczej ciężko wpisać sobie w CV.
- To prawda, obie mają dość dominujące osobowości. Jak zresztą wszystkie kobiety w naszej rodzinie - zaśmiał się. Tak w istocie było. O ile w innych wpływowych rodzinach kobiety często były przysłowiową słabą płcią, nadającą się jedynie do zajmowania domem, porywania dla okupu, bądź narzędzie zawierania sojuszy przez małżeństwo, u Castellanów sytuacja przedstawiała sie zgoła inaczej. Kobiety zajmowały się rodzinnymi interesami, nierzadko odgrywając kluczową rolę. - Starsza, Letizia, jest policjantką i sieje postrach wśród przestępców, a młodsza, Lucrezia, jest trochę wolnym duchem.


- Tak wyszło - odparła, wzruszając ramionami. Chociaż nie wiadomo po kim jej rodzeństwo wyszło tak totalnie różne od siebie. Zwłaszcza Fibi - szalony student chemik z własną bimbrownią w piwnicy ich rodzinnego domu. Wszystko miało swój urok.
- Dokładnie. Grywa póki co tylko w serialu, więc nie sądziłam, że możesz ją kojarzyć - niektórzy nie przepadali za serialami, bo pochłaniały za dużo wolnego czasu. Nie wiedziała, czy Leo był ich zwolennikiem, czy też wolał filmy, grunt, że kojarzył.
- Co tu dużo mówić, moja rodzina jest dobra w tym co robi - i nie było w jej słowach ani grama kłamstwa, czy ironii. Bo choć pokątnie zajmowali się też mafią, nie zaniedbywali prawniczych obowiązków. Głównie dlatego mieli szansę szturmem przejąć władzę w Nowym Jorku.
- Prawo jest nudne. Widziałam jak starszy brat uczy się do kolokwiów jeszcze gdy był na studiach i już wtedy byłam zniechęcona. To nie dla mnie - zdecydowanie bardziej odnajdywała się w komputerach, choć na typowego komputerowca też nie wyglądała. - Ciekawe. A Ty nie myślałeś o tym, by pracować w rodzinnym hotelu? Skąd pomysł pracowania akurat w tej firmie? - nie podam nazwy, bo nie pamiętam co to była za firma, w której oboje pracują.


- Przynajmniej jest różnorodnie – odparł na to. Jak widać, różne dzieci udawały się rodzicom. Widocznie mieszanka genów mogła zaowocować zupełnie nieoczekiwanymi rezultatami.
- Zabawne, nie skojarzyłem tylko aż do tej pory, że to Twoja siostra – powiedział z rozbawieniem. Często tak bywa, że nawet znając czyjeś nazwiska, ciężko połączyć fakty. Poza tym, czasem może to być zwykła zbieżność nazwisk, która niczego nie oznacza. Leo w gruncie rzeczy lubił i filmy, i seriale, chociaż te drugie bardziej, w związku z czym lepiej orientował się w temacie. Wychodził z założenia, że po co kondensować historię w marne półtorej do dwóch godzin, skoro można się przyłożyć i zrobić z tego cały sezon.
- Tak też słyszałem – powiedział, posyłając jej uśmiech. Mimo że nic o tym nie wiedział z autopsji, do jego uszu dotarło to i owo. Castellanowie raczej nie mieli dużego kontaktu z prawniczą sferą, głównie dlatego, że wszystkie drażliwe kwestie udawało im się załatwić mafijnymi metodami zanim dotarły one do sądu.
- Racja, nie brzmi zbyt porywająco. To całe wkuwanie przepisów na pamięć niezbyt mnie przekonuje. Podobnie jak ich przestrzeganie – stwierdził i zaśmiał się. O tak, pogarda w stosunku do zasad zdecydowanie była u niego dziedziczna. – Wbrew pozorom praca w hotelu jest potwornie nudna. Niby cały czas coś się dzieje, ale większość ciekawych stanowisk jest już zajęta. Tylko bym się tam marnował. Wolę robić coś zgodnego z moimi zainteresowaniami – odparł. Zataił jednak trochę prawdy. Praca w firmie oznaczała dostęp do sieci komputerowych połowy Nowego Jorku. Co jak co, ale to na pewno stanowiło ważną zaletę, która mogła się przydać mafii, a Leonardo lubił być przydatny swojej rodzinie. – Poza tym, te wszystkie cyferki i programy tęskniłyby za mną, gdybym się nimi nie zajął.


Bo niby co mogło być porywającego we wkuwaniu na pamięć kodeksów i rozporządzeń? Chyba nic, bez urazy dla Thorntonów. Zresztą, u nich i tak chodziło jednak głównie o mafijną stronę, a kancelaria była tylko dochodową przykrywką. Nic więc dziwnego, że Blair nie chciała marnować swojego potencjału na coś takiego.
-Jak widać mamy podobne podejście w tej kwestii - nikt przecież nie powiedział, że cała familia musi zasilać grono pracownicze rodzinnej firmy. Chociaż Leo to tak do końca nie odstawał, bo jednak w mafii robił. No, ale Blair nie musiała tego wiedzieć.
- O tak, zdecydowanie - odparła z rozbawieniem, dopijając swojego drinka. Posiedzieli nad basenem jeszcze trochę, zajmując się rozmową, ale wkrótce zawinęli się na imprezę, a że nie było tam już nic ciekawego, to Blair wróciła do siebie.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Blair & Leonardo #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Blair/Leonardo - Leir
» Leonardo

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: