IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Elizabeth & Raymond #1

Go down 
AutorWiadomość
Admin
Admin
Admin


Liczba postów : 670
Join date : 24/06/2019

Elizabeth & Raymond #1 Empty
PisanieTemat: Elizabeth & Raymond #1   Elizabeth & Raymond #1 Icon_minitimePią Cze 28, 2019 4:47 am

/ Evil or Very Mad

Elizabeth była w Nowym Jorku zaledwie od tygodnia, a już udało jej się załapać świetną robotę. Nie dość, że dobrze płacili, to jeszcze od samego początku miała okazję się wykazać. Porobiła parę drobnych sugestii co do wystroju hotelu, a także obsługi, a na sam koniec wyszła z propozycją zorganizowania imprezy z okazji Halloween. Oczywiście było to naumyślne działanie, jako, że zdążyła zorientować się, że konkurencyjny hotel również organizował tego dnia imprezę. Hotel Sinclairów nie mógł być gorszy. A, że na menedżerowaniu Liz znała się doskonale i miała świetne zdolności organizacyjne, była pewna, że wszystko wyjdzie perfekcyjnie, a hotel trochę podniesie się z finansowego dołku. Jako, że była w mieście od niedawna, nie zdążyła jeszcze załatwić sobie mieszkania, a nie chciała zdradzać się ze swoim przybyciem zbyt prędko i zwalać na głowę rodzinie, postanowiła zamieszkać w jednym z hotelowych apartamentów. No bo czemu by nie? Miała pieniądze, dzięki temu była bardziej dostępna, a i dali jej specjalną zniżkę pracowniczą, więc nie wyszło jej to wcale tak drogo. Nie miała tylko pojęcia, że do tej pory ten konkretny apartament, który wybrała spośród innych, był zazwyczaj wynajmowany tylko jednej osobie...
Po skończonej pracy, Elizabeth udała się do pokoju, przekąsiła coś na szybko, przełączając kolejne kanały w telewizorze, kiedy uznała, że ma ochotę na gorącą kąpiel. Wyszykowała sobie wodę, wrzuciła sole zapachowe i przez jakąś godzinę wylegiwała się wśród piany z kieliszkiem dobrego wina. Nie da się ukryć, zawsze działało to na nią niesamowicie odprężająco. Kiedy już uznała, że jest wystarczająco zrelaksowana, wyszła z wanny, wytarła się, owinęła w pasie ręcznikiem i wyszła z łazienki. Mijała akurat drzwi, gdy usłyszała czyjeś pukanie. Zdziwiło ją to, bo teoretycznie nie spodziewała się gości, ale skoro tutaj pracowała, uznała, że to pewnie obsługa znów nie pamiętała co mieli zrobić. Nie zwlekając, otworzyła drzwi, zapominając o swoim obecnym prawie-negliżu, ale jej oczom ukazał się elegancko ubrany mężczyzna, bynajmniej nie wyglądający jak obsługa tego hotelu.


Raymond wrócił do Nowego Jorku po dłuższej nieobecności. Większość jego latorośli była już na tyle duża, że mógł zostawić rodzinny biznes w ich rękach, a samemu udać się w podróż. Po tylu latach ciężkiej pracy coś mu się od życia należało, a poza tym musiał odwiedzić kilka swoich kontaktów, więc połączył przyjemne z pożytecznym. Wszystko jednak ma swój kres i czas było wrócić do domu, zwłaszcza, że doszły go słuchy o tajemniczym zabójstwie na wieczorku politycznym Creighton-Stuarta. Nie byłby sobą, gdyby nie zechciał przyjrzeć się tej sytuacji z bliska.
Z prywatnego lotniska, gdzie wylądował jego samolot, Raymond skierował się od razu do hotelu Sinclairów. Mógł co prawda udać się do domu, ale chciał, żeby jego powrót był swego rodzaju niespodzianką. Miało mu to dać okazję do dyskretnego zajęcia się wspomnianym już zabójstwem, hotel był wszak idealnym miejscem do tymczasowego przyczajenia się. Odkąd usłyszał, że jego synowie są widywani z rudymi Sinclairównami, hotel należący do ich rodziny stał się oczywistym wyborem. W końcu każdy troskliwy ojciec w trosce o dobro synów musi sobie obejrzeć ewentualne synowe.
Na miejscu Raymonda czekało rozczarowanie. Chcąc zachować element zaskoczenia do ostatniej chwili, nie zawracał sobie wcześniej głowy rezerwacją. Miał świadomość, że wybrany apartament wynajmowano zazwyczaj jedynie jemu. Niestety, tym razem zajmowal go ktoś inny. Robiąc dobrą minę do złej gry, Raymond poprosił o inny apartament na tym samym piętrze, po czym udał się na górę. Obsługa wniosła bagaże, po czym zostawiła go samego. Fawley odczekał, aż ich kroki ucichną za rogiem korytarza i wyszedł z pokoju. Skierował się do „swojego” apartamentu i zapukał do drzwi. Był ciekawy, jakaż to ważna osobistość śmie zajmować jego pokój. Po chwili drzwi otworzyły się, ukazując kobietę ubraną ni mniej, ni więcej, tylko w sam ręcznik. Raymond nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, zresztą atrakcyjne nieznajome w negliżu potrafiłyby rozproszyć każdego mężczyznę. Szybko jednak się pozbierał.
- Zła pora? – spytał, w geście zaciekawienia unosząc brew do góry.
Zlustrował nieznajomą spojrzeniem. Nie da się ukryć, że podobało mu się to, co widzi. Cóż, może jednak potrafił zrozumieć, czemu to jej przypadł w udziale jego pokój.


Póki co, Liz była w miarę zadowolona z przybycia do Nowego Jorku. Potrzebowała zmiany otoczenia, a gdzie lepiej, niż w pobliżu swojej szalonej rodzinki? Zresztą, niebawem będzie musiała odkryć przed nimi swój przyjazd i zorganizować jakiś rodzinny meeting, bo z tego co zdążyła się zorientować, jej okropny brat w dalszym ciągu nie traktował swoich dzieci zbyt dobrze. Ktoś musiał im trochę pomóc, a kto lepszy od ulubionej cioci Lizzie? Zwłaszcza, że była prawie równolatką najstarszego bratanka, Gabriela. Spotkanie z rodziną postanowiła jednak odwlec trochę w czasie, aż ustabilizuje się sytuacja w pracy. Jak na razie miała ręce pełne roboty!
Trzeba przyznać, że Raymond był bardzo przezorny z tym "sprawdzaniem" potencjalnych synowych. Miłość bywa ślepa i czasami człowiek sam nie widzi, w jakie bagno się pakuje. A tak, trzymał rękę na pulsie i w razie czego mógłby wyperswadować swoim synom ich życiowe wybory. Opcjonalnie, zagrozić wydziedziczeniem, jeśli chcieliby brać za żonę jakieś tępe dzidy. No, ale Fawleyowie mieli raczej dobry gust, więc papcio Ray nie miał się o co martwić.
Elizabeth zdziwiło pojawienie się nieznajomego mężczyzny. Była pewna, że nigdy wcześniej się nie widzieli, a jednak nie przeprosił za pomyłkę, tylko stał przed jej drzwiami. Wtedy zdała sobie sprawę, że stała przed nim praktycznie w samym ręczniku. I wszystko nagle miało sens...
- Nie najgorsza - odparła, ręką podtrzymując ręcznik. Jeszcze tego by brakowało, by pokazała mu się całkowicie naga. Daleko jej było do pruderyjnej cnotki, ale jakieś granice miała. I tą granicą było na przykład nierozbieranie się przed kompletnie nieznajomym jej mężczyzną.
- Coś nie tak z pokojem? - spytała, nie znając jeszcze celu wizyty Raymonda. - Jeśli tak, to proszę przydzwonić do recepcji, to naprawią wszystko w przeciągu paru minut - zgadywała, że chodziło o błąd z pokojem lub rezerwacją. Może zabrakło ręczników i koleś przyszedł poskarżyć się do menedżera? Podczas tego tygodnia pracy spotkała już tutaj różnych ludzi i chyba nic by jej już nie zdziwiło...


Raymond od razu po przyjeździe wolałby się zająć życiem rodzinnym, jednak kaprysy losu nie pozwoliły mu się na tym skupić. Z racji charakteru biznesu ich familii, każde niecodzienne wydarzenie w Nowym Jorku musiało znaleźć się w centrum zainteresowania Fawleyów. Pojawienie się trupa na wieczorku politycznym było o tyle niebezpieczne, że do tej pory nie złapano sprawcy, nie było też wiadomości na temat motywów tego zabójstwa. Raymond jednak miał już pewien plan działania, który pomógłby mu ustalić te informacje. W tym celu będzie musiał się spotkać z kilkoma spośród swoich dawnych kontaktów. Miał nadzieję, że to rzuci nieco światła na ostatnie wydarzenia.
Fawley musiał przyznać, że podobało mu się to, co widział, dlatego nie śpieszył się zbytnio z wyjaśnieniami. Owszem, sytuacja była dosyć niezręczna, ale też nie było tak, że zastał nieznajomą całkiem nago, więc mógł sobie pozwolić na chwilę zwłoki, nie narażając przy tym na szwank swojej reputacji dżentelmena.
- A i owszem – odparł z rozbawieniem, słysząc jej pytanie. – Właściwie nie tak jest to, że pokój, w którym zazwyczaj się zatrzymuję, został już zajęty przez kogoś innego – wyjaśnił po chwili, przechodząc do sedna problemu. – Mam na myśli panią.
Sam nie wiedział do końca, na co liczył. Wątpił, że po takim oświadczeniu kobieta natychmiast wyprowadzi się, by zwolnić pokój dla niego. Skoro jednak pytała, co było nie tak, postanowił wykorzystać okazję do rozmowy. Przy odrobinie szczęścia uda mu się ustalić, kim była, na podstawie samej rozmowy i nie będzie musiał wysyłać swoich ludzi, by ustalili jej tożsamość.


Elizabeth jeszcze nie zdążyła niestety zapoznać się z sytuacją z Nowym Jorku. Pewnie dopiero gdy spotka się ze swoją familią, postara się, żeby trochę ją wdrożyli w panujące w tym mieście zasady. Co nieco już słyszała o tych bardziej wpływowych rodzinach, ale jednak bardziej ufała riserczowi wykonanemu przez Thorntonów. Jako mafia działająca incognito z pewnością mieli już jakieś brudy i mogli jej bardziej wszystko przybliżyć. Na pierwszy rzut oka jednak, Sinclairowie wydawali się dość nieszkodliwi, więc Liz zaryzykowała zatrudniając się u nich. Jak to będzie dalej, jeszcze sama zobaczy.
- A więc zajęłam pana pokój - rzuciła jedynie, kiedy Raymond przeszedł do sedna. Rozumiała, że zajęcie przez kogoś innego pokoju, który zawsze się wynajmowało mogło spowodować u niego pewien dyskomfort, ale nie bardzo rozumiała, czego od niej oczekiwał. Bo bynajmniej nie miała zamiaru się stamtąd ruszać. Do czasu aż zwali się na głowie rodzince, albo sama wynajmie jakieś mieszkanie. No, ale akurat wynajmowanie apartamentu hotelowego było lepsze z dwóch względów: miała blisko do pracy i mieli tu sprzątaczki, więc apartament był czysty, czego zapewne nie można by powiedzieć o potencjalnym mieszkaniu do wynajęcia.
- Chyba nie przyszedł pan tutaj z zamiarem wykurzenia mnie i przejęcia pokoju? - spytała, unosząc brew do góry. Wyglądał na rozsądnego faceta, ale Liz nauczyła się już, że pozory mogą zmylić. - Może nie jestem ubrana stosownie do "walki", ale podoba mi się tutaj - nie bez powodu wybrała akurat ten apartament. Może gdyby nie to, że Raymonda już dłuższy czas nie było w mieście, zostawiliby apartament na jego potencjalne przybycie, no ale... - Ma pan dobry gust.


Raymond miał nadzieję na przynajmniej kilka miesięcy spokoju, ale jak widać w Nowym Jorku cały czas coś się działo. Ponadto, jeśli należało się do jednej z najbardziej wpływowych rodzin, wszystkie ważniejsze sprawy w mieście niestety dotykały cię bezpośrednio, czy tego chcesz, czy nie.
- W rzeczy samej – odparł po prostu. Miał zamiar spokojnie poczekać na rozwój sytuacji. Może gdyby kto inny otworzył mu drzwi, Raymond byłby w bardziej bojowym nastroju, ale wobec kobiet zawsze miał dobre maniery. Poza tym, jako esteta z natury i koneser kobiecej urody, nie mógł nie docenić widoków, na jakie tu natrafił.
- Nie – odpowiedział na jej pytanie. Nie było to do końca kłamstwo, bo nie miał zamiaru wykurzać akurat jej. W końcu drzwi mógł mu otworzyć ktokolwiek, wszak Fawley nie wiedział, kto zajmuje jego pokój. – Powiedzmy, że kierowała mną ciekawość. Swoją drogą, musi mieć pani duże wpływy, że dostała go pani do dyspozycji. Bóg raczy wiedzieć, że ja dostałem go z takiego powodu.
Była to dosyć sprytna taktyka wydobycia informacji. Raymond nie spytał jej wprost, kim była, co mogłoby zostać źle odebrane. W końcu stała tu w negliżu, czując się zapewne niezbyt komfortowo, a obcy facet zadający pytania pewnie zrobiłby na nim wrażenie napastliwego gbura. Takie niezobowiązujące stwierdzenia zaś mogły ją skłonić do tego, że sama mu coś o sobie powie.
- O, w to akurat nie wątpię – odparł i nie mógł się nie uśmiechnąć, jednocześnie jeszcze raz omiatając wzrokiem jej sylwetkę, osłoniętą jedynie ręcznikiem. Jak widać, nieznajoma posiadała więcej zalet niż tylko samą urodę. Raymond lubił kobiety z charakterem i musiał przyznać, że podobało mu się jej nastawienie. Zaskarbiła sobie tym samym jego szacunek, bo gdyby ustąpiła mu bez walki, pewnie nie miałby o niej najlepszego zdania.
- To samo mogę powiedzieć o pani – zrewanżował się. O ile nie umieścili jej tutaj z odgórnego przydziału, musiała sama wybrać ten pokój, a to już o czymś świadczyło.


Jak na razie, nieznajomy mężczyzna stanowił dla Liz swego rodzaju zagadkę. Nie znała go i nie miała pojęcia, że do tej pory ktoś inny wynajmował ten właśnie apartament. Nie wiedziała czego mężczyzna od niej oczekiwał i do czego był zdolny. Nie przyszedł jednak wszczynać burd, ani próbować siłą odzyskać akurat tego apartamentu. Czego więc oczekiwał, jakie miał zamiary? Póki co nie mogła tego stwierdzić, ale była zaciekawiona jego osobą.
- Chyba można tak powiedzieć. Poza tym, ten spodobał mi się najbardziej - odparła, bo przyczyna wyboru była naprawdę banalna - wygląd. Czy miała wpływy, czy nie, w hotelarstwie liczyły się pieniądze. Jeśli ktoś był wypłacalny, mógł sobie pozwolić na takie luksusy, jakie tylko chciał. A że całkiem przypadkiem Elizabeth zaczęła pracować w tymże hotelu na stanowisku menedżera, stanowiło jedynie miły dodatek.
Może gdyby nie wychowała się w mafijnej rodzinie złapałaby się na tą sprytną próbę wydobycia z niej informacji o sobie, ale cóż, no właśnie dlatego Rayowi się nie powiodło. Nie chciała zdradzać szczegółów o sobie zupełnie nieznajomej osobie. Jeżeli faktycznie będzie zainteresowany, musi sam zasięgnąć do swych źródeł i czegoś się dowiedzieć. Lizzie natomiast miała ułatwione zadanie, bo wystarczyło, by sprawdziła w bazie gości kto wynajmował jej obecny apartament poprzednio. Lub po prostu spytać któregoś z Sinclairów. To nie powinno sprawić jej najmniejszej trudności. Samo nazwisko już wiele jej powie.
- Doskonale! - dobrze, że chociaż tyle już ustalili i nie będzie się musiała przenosić. - Nie chciałabym musieć z panem konkurować z racji oczywistej przewagi chociażby w zakresie ubrań - rzuciła z lekkim rozbawieniem. Na golasa pewnie tak łatwo by się jej nie walczyło.
- Jednak z racji zaistniałego uniedogodnienia, przy następnej możliwej okazji w ramach rekompensaty postawię panu drinka - zaproponowała, przyglądając mu się. Nie wiedziała, czy nie była z tą propozycją zbyt nachalna, ale jeden drink chyba nikomu jeszcze nie zaszkodził, prawda? Poza tym to nie tak, że proponowała mu tutaj seks, by mogło to kogoś gorszyć.


Raymond nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Zakładał, że uda się do „swojego” apartamentu, zagrozi jego rezydentowi, odzyska to, co w jego mniemaniu mu się należało i zaraz będzie mógł się wprowadzać. Niestety, nieznajoma w ręczniku (naprawdę, powinien się dowiedzieć, jak miała na imię, bo ta ksywka, jakiej używał w myślach, była trochę przydługa) pokrzyżowała jego plany.
- To tylko świadczy o doskonałym guście – pochwalił z uprzejmym uśmiechem. Nawet mrugnięciem nie zdradził się, że zaskoczyło go, jak skutecznie uniknęła jego pułapki, by wyjawić coś o sobie. To tylko zwiększyło jego zainteresowanie; normalni ludzie nie bywali tak czujni i chcąc nie chcąc, automatycznie czuli się skuszeni, żeby w takiej sytuacji zdradzić coś na swój temat. Cóż, najwidoczniej nie obejdzie się bez wizyty u informatorów i przeprowadzenia małego śledztwa w celu ustalenia tożsamości nieznajomej.
- Czy ja wiem czy takiej oczywistej? – rzucił w odpowiedzi. – Może odezwałby się we mnie dżentelmen i pozwoliłbym pani wygrać, żeby nie musiała pani zgubić ręcznika – zażartował jeszcze. Wyobraźnia podsuwała mu ciekawe scenariusze tejże walki, ale postanowił zachować je dla siebie. – Chociaż jestem pewien, że widoki byłyby tego warte – skomplementował ją ostrożnie. Miał nadzieję, że nieznajoma nie odbierze negatywnie tego komentarza, starał się w końcu nie przekroczyć granicy dobrego smaku.
- To bardzo miła propozycja – odparł szybko. Tym razem znowu go zaskoczyła. Ktoś inny na jej miejscu zapewne nie kontynuowałby tematu, albo wręcz pogoniłby go jak najszybciej. Jak widać, nieznajoma kryła w sobie wiele niespodzianek. Może też poczuła się zaintrygowana jego osobą, ciężko ocenić. Być może kryło się za tym coś więcej, jak podpowiadała mu jego podejrzliwa natura.
- Nie musiała pani tego proponować, ale cieszę się, że pani to zrobiła.


Cóż, jak widać na ich przykładzie, los lubi płatać ludziom figle i chyba nawet dobrze się złożyło, że Liz zwinęła mu apartament sprzed nosa, bo dzięki temu mogli się poznać. Elizabeth, z racji przynależności do mafijnej rodziny nauczyła się nie zdradzać o sobie niczego istotnego nieznajomym, bądź ledwo znanym jej osobom. Nigdy nie wiadomo, czy osoba ta nie podszywa się pod kogoś innego, by podstępem zdobyć informacje. Niestety, myślenie trochę paranoiczne, ale widać taki los ludzi, pałających się mafijną profesją.
- Tym bardziej nie pozwoliłabym sobie zatrzymać apartamentu. Jak wygrać, to tylko uczciwie - pomyślałby kto, że członek mafii martwi się takimi rzeczami.
- Będę tu na imprezie Halloweenowej, więc może okazja nadarzy się dość szybko - wspomniała, niby to na luzie. Faktem było, że czuła się zaintrygowana jego osobą i chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Będzie musiała zaczerpnąć do swoich źródeł.
- Do zobaczenia - pożegnała się, bo zakładam, że Ray jednak jest zajętym człowiekiem i pewnie przeprosił ją, bo musi lecieć na jakieś ważne spotkanie.

/ztx2
Powrót do góry Go down
https://vicious-circle.forumpolish.com
 
Elizabeth & Raymond #1
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Elizabeth & Raymond #2
» Elizabeth / Raymond - Lizmond
» Louise & Raymond #1
» Louise / Raymond - Loumond/Louray

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Vicious circle :: Do przeniesienia :: Gry-
Skocz do: